Moje serce pęka z bólu i strahcu. Moja synowa chce mnie pozbawić domu, który pieczołowicie budowałam przez całe życie, dla marzeń mojego syna. Ich plany o wielkim rodzinnym gnieździe brzmią jak wyrok, a ja, samotna kobieta u schyłku lat, boję się zostać bez dachu nad głową. Ta opowieść to historia o miłości do syna, zdradzie i walce o prawo do własnego kąta w świecie, który wydaje mi się coraz bardziej obcy.
Nazywam się Krystyna Nowak, mieszkam w małym miasteczku na Podlasiu. Dziesięć lat temu mój syn, Marek, ożenił się z Elżbietą. Oni i ich córeczka tłoczą się w ciasnym mieszkaniu jedynce. Siedem lat temu Marek kupił działkę i zaczął budować dom. Pierwszy rok nic się nie działo. W drugim postawili płot i wylali fundamenty. Potem budowa znów stanęła – brakowało pieniędzy. Marek oszczędzał na materiały, nie tracąc nadziei. Przez te lata udało im się postawić parter, ale marzą o dużym, dwupiętrowym domu, gdzie będzie miejsce także dla mnie. Mój syn to rodzinny człowiek i zawsze byłam dumna z jego troskliwości.
Oni już wiele poświęcili dla tej budowy. Elżbieta namówiła Marka, by sprzedali swoje dwupokojowe mieszkanie i przenieśli się do jedynki, a różnicę w cieniu włożyli w dom. Teraz jest im ciasno, ale się nie poddają. Kiedy przyjeżdżają do mnie, wszystkie rozmowy kręcą się wokół przyszłego domu: jakie będą okna, jak ocieplą ściany, gdzie pójdzie instalacja. Moje choroby, moje troski ich nie obchodzą. Milczę, słucham, ale w duszy narasta lęk. Od dawna czuję, iż Elżbieta z Markiem chcą sprzedać moje dwupokojowe mieszkanie, by dokończyć budowę.
Pewnego dnia Marek powiedział: „Mamo, będziemy wszyscy razem mieszkać w dużym domu – ty, my, nasza córeczka”. Odważyłam się zapytać: „Czyli mam sprzedać swoje mieszkanie?” Pokiwali głowami, zaczęli mówić, jak nam będzie przytulnie pod jednym dachem. Ale patrząc na Elżbietę, zrozumiałam: nie zniosę życia z nią. Nie kryje swojej niechęci, a ja zmęczyłam się udawaniem, iż wszystko jest w porządku. Jej zimne spojrzenia, ostre słowa – to nie jest coś, z czym chcę się godzić na starość.
Chcę pomóc synowi. Boli mnie, gdy widzę, jak się stara, a ta budowa może ciągnąć się kolejną dekadę. Ale zadałam pytanie, które mnie dręczy: „A gdzie ja będę mieszkać?” Przenieść się do ich ciasnej jedynki? Do niedokończonego domu bez udogodnień? Elżbieta od razu odpowiedziała: „Dla ciebie idealna będzie działka!” Mamy mały drewniany domek letniskowy – starą chałupkę bez ogrzewania, nadającą się tylko na lato. Lubię tam spędzać ciepłe dni, ale zimą? Grzać w piecu, myć się w misce, chodzić do ubikacji na dworze w mrozie? Moje stawy, moje zdrowie tego nie wytrzymają.
„Na wsi jakoś ludzie żyją” – rzuciła Elżbieta. Tak, żyją, ale nie w takich warunkach! Nie zamierzam zamienić swojej starości w walkę o przetrwanie. A pieniądze na budowę są potrzebne, i czuję, jak synowa spycha mnie na krawędź. Niedawno usłyszałam jej rozmowę przez telefon z matką. „Trzeba przenieść Krystynę do sąsiada, a mieszkanie sprzedać” – powiedziała. Krew ścięła mi się w życiach. Sąsiad, Jerzy Kowalski, samotny staruszek, tak jak ja. Czasem pijemy herbatę, gadamy o życiu, przynoszę mu ciasto. Ale zamieszkać z nim? To był jej plan – pozbyć się mnie, zabierając mój dom.
Wiedziałam, iż Elżbieta nie chce ze mną mieszkać, ale żeby tak podstępnie… Nie wierzę, iż będziemy szczęśliwie żyć razem w ich domu. Jej słowa to puste obietnice, bym się zgodziła z sprzedaż. Kocham Marka, boli mnie jego zmaganie, ale nie mogę poświęcić swojego mieszkania. To wszystko, co mam. Bez niego zostanę z niczym, odrzucona jak niepotrzebny grat. Co, jeżeli budowa się przeciągnie, a ja zostanę na bruku? Albo w zimnym domku letniskowym, gdzie nie przeżyję zimy?
Co noc leżę bez snu, dręczona myślami. Pomóc synowi – to mój obowiązek, ale zostawić się bez dachu – to za dużo. Elżbieta widzi we mnie tylko przeszkodę, a jej plan z sąsiadem – to cios w plecy. Boję się, iż stracę nie tylko dom, ale i syna, jeżeli odmówię. ale strach przed starością pod mostem, bez własnego kąta, jest silniejszy. Nie wiem, jak znaleźć wyjście, by nie zdradzić ani syna, ani siebie. Moja dusza krzyczy z bólu, i modlę się do Boga, by dał mi siłę podjąć adekwatną decyzję.