*Dziennik, 12 maja 2024*
Serce mi się kraje z bólu i strachu. Moja synowa chce odebrać mi dom, który pielęgnowałam całe życie, tylko po to, by spełnić marzenie mojego syna. Ich plany o wielkim rodzinnym gnieździe brzmią jak wyrok, a ja, samotna kobieta u schyłku życia, boję się zostać bez dachu nad głową. Ta historia mówi o miłości do dziecka, o zdradzie i walce o prawo do własnego kąta w świecie, który coraz bardziej mnie odtrąca.
Nazywam się Jadwiga Nowak, mieszkam w małym mieście na Podkarpaciu. Dziesięć lat temu mój syn, Krzysztof, ożenił się z Kingą. Wraz z córeczką tłoczą się w maleńkim mieszkaniu. Siedem lat temu Krzysztof kupił działkę i zaczął budować dom. Pierwszy rok minął bez zmian. W drugim postawili płot i wylali fundamenty. Potem budowa znów stanęła – brakowało pieniędzy. Krzysztof zbierał na materiały, nie tracąc nadziei. Przez te lata udało się postawić parter, ale marzą o dużym, dwupiętrowym domu, gdzie będzie miejsce i dla mnie. Mój syn to człowiek rodzinny i zawsze dumna byłam z jego troski.
Wiele poświęcili dla tej budowy. Kinga namówiła Krzysztofa, by sprzedali swoje dwupokojowe mieszkanie, żeby przenieść się do kawalerki i różnicę przeznaczyć na dom. Teraz nam jest ciasno, ale się nie poddają. Kiedy przyjeżdżają do mnie, wszystkie rozmowy kręcą się wokół przyszłego domu: jakie okna wybrać, jak ocieplić ściany, gdzie poprowadzić instalację. Moje dolegliwości, moje troski ich nie obchodzą. Milczę, słucham, ale w duszy rośnie niepokój. Od dawna czuję, iż Kinga i Krzysztof chcą sprzedać moje dwupokojowe mieszkanie, by dokończyć budowę.
Pewnego dnia Krzysztof powiedział: „Mamo, będziemy wszyscy żyć razem w dużym domu – ty, my, nasza córeczka”. Postanowiłam zapytać wprost: „Czyli mam sprzedać swoje mieszkanie?”. Przytaknęli, zaczęli mówić, jak wspaniale będzie nam razem pod jednym dachem. Ale patrząc na Kingę, zrozumiałam – z nią nie przeżyję. Nie ukrywa swojej niechęci, a ja już nie mam siły udawać, iż wszystko gra. Jej zimne spojrzenia, ostre słowa – nie chcę się z tym godzić na starość.
Chcę pomóc synowi. Boli mnie, gdy widzę, jak męczy się z tą budową, która może ciągnąć się latami. Ale zadałam pytanie, które mnie dręczy: „A gdzie ja będę mieszkać?”. Przenieść się do ich ciasnej kawalerki? Do niedokończonego domu bez wygód? Kinga od razu rzuciła: „Dla ciebie idealna będzie działka!”. Mamy mały drewniany domek – stara chałupka bez ogrzewania, zdatna tylko na lato. Lubię tam spędzać ciepłe dni, ale zimą? Grzać się w piecu, myć w misce, chodzić na dwór w mróz? Moje stawy, moje zdrowie tego nie zniosą.
„Na wsi jakoś ludzie żyją” – warknęła Kinga. Tak, żyją, ale nie w takich warunkach! Nie chcę, by moja starość stała się walką o przetrwanie. A pieniądze na budowę są potrzebne i czuję, jak synowa popycha mnie na skraj. Ostatnio podsłuchałam jej rozmowę przez telefon z matką. „Trzeba przemieścić Jadwigę do sąsiada, a mieszkanie sprzedać” – powiedziała. Krew mi ścięła się w żyłach. Sąsiad, Stanisław Kowalski, samotny staruszek, tak jak ja. Czasem pijemy herbatę, gadamy o życiu, noszę mu pierogi. Ale zamieszkać z nim? To był jej plan – pozbyć się mnie, zabierając mój dom.
Wiedziałam, iż Kinga nie chce ze mną żyć, ale żeby tak podstępnie… Nie wierzę, iż będziemy szczęśliwie mieszkać razem w ich domu. Jej słowa to puste obietnice, byle tylko namówić mnie na sprzedaż. Kocham Krzysztofa, boli mnie jego walka, ale nie mogę poświęcić własnego mieszkania. To wszystko, co mam. Bez tego zostanę z niczym, porzucona jak niepotrzebny grat. A jeżeli ich budowa się przeciągnie, a ja zostanę na bruku? Albo w zimnej działkowej chacie, gdzie zimą nie przeżyję?
Każdej nocy leżę bez snu, torturowana myślami. Pomóc synowi – to mój obowiązek, ale pozbawić się dachu nad głową – to za dużo. Kinga widzi we mnie tylko przeszkodę, a jej plan z sąsiadem to cios w plecy. Boję się, iż stracę nie tylko dom, ale i syna, jeżeli odmówię. ale strach przed starością pod mostem, bez własnego kąta, jest silniejszy. Nie wiem, jak znaleźć wyjście, by nie zdradzić ani syna, ani siebie. Dusza krzyczy z bólu, a ja modlę się, by Bóg dał mi siłę podjąć adekwatną decyzję.
*Lekcja na dziś: Miłość nie powinna wymagać poświęcenia własnego bezpieczeństwa. Czasem mówić „nie” to jedyny sposób, by pozostać sobą.*