Teściowa ciągle miała pretensje do synowej za „wgapianie się” w komputer, ale jej opinia zmieniła się w jednej chwili — wystarczył tylko jeden prezent…
— Cóż to za żona z ciebie? Ani gotować, ani sprzątać, całe dni przed ekranem siedzi jak zahipnotyzowana! Z jakimiś facetami w internecie gada, jeszcze mówi jakimś dziwnym językiem: bugi, Pythony, jakaś kopi-pejsta… — irytowała się Halina Stanisławówna, burcząc na cały dom.
— Mamo, nie zaczynaj — spokojnie odpowiedział jej syn Krzysztof. — Alina jest programistką. A ci „faceci” to jej klienci. Pisze dla nich programy, zarabia pieniądze. I, nawiasem mówiąc, więcej niż ja.
— Niech i miliony zarabia — nie ustępowała teściowa. — Kobieta powinna być kobietą, a nie jakimś cyber-pająkiem w swojej sieci. Mam nadzieję, iż na moje urodziny chociaż na godzinę oderwie się od tej klawiatury?
Urodziny Halina Stanisławówna postanowiła spędzić skromnie, ale z klasą — w przytulnej kawiarni z najbliższymi przyjaciółkami i rodziną. Wszyscy gaworzyli, śmiali się, stukali kieliszkami i jeden po drugim wręczali prezenty — banalne i mniej typowe. Pudełko czekoladek, koc, garnek — jak zwykle.
Gdy przyszła kolej na Krzysztofa i Alinę, w sali zapadła cisza.
— Mamusiu — zaczął Krzysztof z czułym uśmiechem. — Razem z Alinką życzymy ci zdrowia, spokoju i długich lat życia. A żebyś nie tylko słyszała nasze życzenia, postanowiliśmy dać ci coś wyjątkowego…
Wyciągnął kopertę owiniętą wstążką i podał ją matce. Halina Stanisławówna otworzyła ją, zajrzała do środka — i na chwilę zaniemówiła, nie wierząc własnym oczom.
— To… voucher do sanatorium? — szepnęła.
— Tak — skinęła głową Alina. — Na cały miesiąc. I oczywiście nie sama, tylko z tatą. Wszystko już załatwione: pokój, zabiegi, choćby transport.
— Boże drogi, ile to musiało kosztować?! — zawołała Halina, rozkładając ręce. — Toż to… niesamowite!
— Wszystko opłaciła Alinka — spokojnie odpowiedział Krzysztof. — Jej praca w IT pozwala na takie przyjemności. Powiedziała, iż na zdrowiu nie warto oszczędzać.
Teściowa po raz pierwszy od dawna przyjrzała się synowej uważnie — bez uprzedzeń, bez irytacji. I zobaczyła nie bezduszną „komputerową maniaczkę”, ale młodą kobietę z dobrym sercem i godną pracą.
— Wiesz… — zaczęła Halina Stanisławówna, a głos jej zadrżał. — choćby nie przypuszczałam, jaka z ciebie mądra dziewczyna. I zarabiasz dobrze, i o mnie pomyślałaś… Wybacz mi, Alinko. Po prostu nie rozumiałam…
— W porządku — łagodnie odparła Alina. — Rozumiem, taka praca może być dziwna. Ale naprawdę kocham Krzysztofa, kocham was i chcę, żeby wam było dobrze.
I wtedy teściowa zmieniła się w oczach. Jej usta zadrżały w uśmiechu, oczy zabłysły, przytuliła Alinę i, nie kryjąc wzruszenia, wykrzyknęła:
— To dopiero synowa! Wszystkim opowiem! Nie tylko mądra, nie tylko fachowiec, ale jeszcze ze złotym sercem. Sam język mi się teraz nie chce plątać. A my z twoim teściem doniesiemy wam obiadów — barszczu, pierogów, kotletów!
Od tego dnia w domu zapanował spokój. Halina Stanisławówna przestała wytykać Alinie laptop, a przy każdej okazji chwaliła ją przed sąsiadkami: „Moja Alinka to programistka, prawdziwa kobieta przyszłości!”.
A wystarczyło tylko trochę zrozumienia i jeden szczery prezent prosto z serca.