Moje słowo ostatnie. Ty, córko, obrażaj się ile chcesz na tatę. Ale dusza jego już zgniła. Nie kłóć się, Jadwigo. Za Wojciecha pójdź i koniec. Z nim będziesz żyła jak za kamienną ścianą, nie usłyszysz od niego żadnych złych słów.
Moje słowo ostatnie. Ty, córko, obrażaj się ile chcesz na tatę. Ale za Wojciecha cię nie oddam. Stań, nie tłumacz. Wiem wszystko. Co piękny, śpiewa piosenki, zachwyca. Tylko dusza jego już zgniła. Nie kłóć się, Jadwigo. Za Wojciecha pójdź i koniec. Z nim będziesz żyła jak za kamienną ścianą, nie usłyszysz od niego żadnych złych słów. To dobry człowiek, rozumiesz? próbował przytulić córkę Antoni Nowak.
Jadwiga wiedziała, iż nie zadecyduje się przeciw woli ojca. Odrzuciła jego rękę, zapłakawszy krzyknęła: Na miłość nie ma przymusu!.
Antoni Nowak spojrzał w niebieskie oczy ukochanej córki samolubskiej, upornej. Nie pozwoli jednak, by była nieszczęśliwa. Zdecydowanie rzekł: Będziesz zmuszona, kochana! Idź, Jadwigo!.
nad brzegiem Wisły czekał na dziewczynę Wojciech. Serce znów przyspieszyło. Jakże przystojny był chciała z nim spędzić całe życie.
W tej chwili Jadwiga nienawidziła ojca jak nigdy dotąd! Nie pomyślała, iż może poczuć taką wrogość tata był dla niej wzorem i podporą. ale błagania i namowy nic nie pomogły.
Co, tata? Zły czy rozpuszczony? przejechał dłonią po czarnych lokach, patrząc na nią ciemnymi oczami otoczonymi puszystymi rzęsami, zapytał Wojciech.
On powiedział, iż nie możemy być razem. Wszystko na nic Nie da się go namówić Jadwiga szlochała gorzko na piersi młodzieńca.
Spróbuj jeszcze! A ja nie przyjmę go za narzeczonego! Mamy dom, gospodarstwo, a on jest uparty złością machnął Wojciech nogą, potrącając kaczątko, które szurało po brzegu.
Co ty, kaczuszko! Ostrożnie! wykrzyknęła Jadwiga.
O, już mam temat do myślenia. Kaczka i kaczka. Tylko nie dotykaj jej, odżyje. Chodźmy raczej na spacer i Wojciech poprowadził dziewczynę w stronę lasu.
Wracając niedługo do domu, natknęła się na Marka. Chłopak, widząc Jadwigę, mocno się zaczerwienił.
Niski, blady, z blond włosami i przejrzystymi niebieskimi oczami, które Jadwiga żartobliwie nazwała wyblakłe. Niezbyt atrakcyjny, w przeciwieństwie do Wojciecha. Dlaczego ojciec tak się opiera? Jadwiga chciała mu coś obraźliwego powiedzieć, ale zauważyła w rękach Marka kaczątko.
Dokąd to zmierzasz? uśmiechnęła się.
Szłam nad rzekę się wykąpać. Leży, podniosłam, a ono piszczy żałośnie. Pewnie nóżka mu wypadła. Pokażę tatkowi, on leczy zwierzęta i Marek spojrzał w oczy Jadwigi.
Zrozumiała, iż to właśnie to nieszczęśliwe kaczątko wpadło pod stopę Wojciecha. Nie pomogły mu. Dziewczyna mocno się zarumieniła i gwałtownie poszła dalej.
Czuła wstyd, iż jej ukochany skrzywdził małe stworzonko, a nienawidzona osoba je ratuje. Dlaczego tak?
Od tej pory kaczątko przywiązało się do Marka. Towarzyszyło mu po całej wsi, spało przy sianie obok. Śmieszne, szurało za nim i czujnie patrzyło, czy nie zgubi się swojego ukochanego pana.
Są rzeźnicy, a to kaczy rzeźnik, głupi. Kaczka jest taka sama. Przydatne tylko na stół drwił Wojciech z Marka.
Marek jednak nie zwracał uwagi na drwinę, przechodził obok.
Wkrótce wyznaczono dzień ślubu Marka i Jadwigi. Dziewczyna płakała nieprzerwanie. Wojciech namawiał ją do ucieczki razem. Ona, choć kochała go bez pamięci, nie zgodziła się. Przedstawiła rozgniewane oblicze taty.
Wtedy mógł jej wcale nie pozwolić wejść na próg. Matka nie mogła sprzeciwić się ojcu. Jadwiga była jedyną córką; matka była chora, dwóch braci nie przeżyło dzieciństwa. Gdyby wszyscy mieli po pięćsześć dzieci, Jadwiga rosła jedynaczką.
W dniu wesela stała przed lustrem, patrząc na siebie. Ojciec rozrzedniał się biała suknia była piękna, a jej złote kosmyki
Najpiękniejsza panna młoda! pocałował ją Antoni Nowak. Dodał:
Złaś się na mnie, kochana? Życzę ci szczęścia, złota moja dziewczynko! Podziękujesz mi później!
Nigdy! Zrobiłam, co chciałeś. Ale dziękować Nie, tato Jadwiga odwróciła się w stronę okna.
W jej weselu Wojciech tańczył z Kasią. Zazdrościła mu, widząc, jak dziewczyna patrzy na Wojciecha. No cóż, Jadwiga już była zamężna.
Zostało tylko gryźć łokcie i patrzeć, jak były kochanek z kimś innym Dziewczyna spojrzała podstępnie na Marka. On nie pił. Kaczątko kręciło się przy nim.
Co za głupi! pomyślała złośliwie.
Matka pomogła jej się rozebrać. Z przerażeniem spoglądała na drzwi, skąd miał się zjawić niechciany mężczyzna. Ten wszedł, stał, spojrzał na jej ściśnięte wargi i odwrócił się, by iść dalej.
Co? Idziesz? Co powiem ludziom? Czy nie podoba mi się? Jadwiga zeskoczyła z łóżka i podbiegła do niego.
On milczał, spojrzał na nią, zarzucił chustkę na ramiona.
Podoba ci się. Bardzo. Kochana, najdroższa. Tylko widzę, iż jesteś brzydka. A jeżeli tak Nic nie szkodzi, przeżyjemy to. Ale dopóki sama nie podejdziesz, nie mogę i Marek odszedł.
To nigdy nie będzie! krzyknęła gniewnie, podążając za nim.
Spotkała Wojciecha. Ten, wciągając dym z papierosa, próbował ją zwabić do lasu, całując się.
Co? Zwariowałeś! Co Ci wolno? odparła Jadwiga.
A co? Masz już męża. Możesz ze mną, czy nie kochasz już? rzucił złośliwie Wojciech.
Jednak ona odeszła.
Tak mijały dni. Młodzi mieszkali osobno, a Marek zawsze miał coś do roboty. Pewnego razu poszli do lasu po grzyby, tam Jadwiga skręciła kostkę. Mąż niósł ją na rękach.
Wieczorami spacerowali, on kołysał ją na huśtawce nad wodą. Kaczątko szurało wciąż za nimi. Z biegiem czasu gniew Wojciecha zaczął zanikać.
Wiedziała, iż spotyka się z Kasią i przygotowuje się do ślubu. Zazdrość już nie było. Jadwiga nie rozumiała, co się z nią dzieje. Marek nie próbował się zbliżać.
Pewnego dnia wybuchł pożar w domu sąsiadki. Jadwiga obudziła się w płomieniach, pobiegła na miejsce. Ludzie już się zebrali.
Sąsiadka z trojgiem dzieci: Starszy, Szymon, odwiedzał w sąsiedniej wsi.
Twój. Mistrz! Wszystkich nas uratowałeś! Pierwszy przybiegł. I wiele pomógł. Złoty chłopak pogłaskała Jadwigę po ręce.
Marek? Gdzie on jest? poczuła, iż w środku wszystko się uspokajało, zapytała Jadwiga.
W środku. Nasz pies, Gacek, się zgubił. Nie mogłam go znaleźć. Powiedziałam mu głupie, a on znowu tam poszedł. Mógł nie szukać, dzieci już szczekały sąsiadka wytrzeć twarz chustką.
Wtedy spadł dach. Jadwiga krzyknęła i straciła przytomność.
Obudziła się, gdy czyjeś ręce głaskały ją po twarzy. Przed nią patrzyły męskie oczy.
A ty co? Tam spadło tylko zdążyła wymówić.
Przez okienko zdążyłem. Gacek ledwo znalazłem. Był pod łóżkiem. Prawie nie znalazłem i Marek z uśmiechem spojrzał na żonę.
Przestraszyłam się. Za ciebie. Kocham cię! płacząc, przytuliła się do jego ramienia.
Po dziewięciu miesiącach urodził się ich syn, Michał. Marek, przejąwszy umiejętność ojca, leczył krowy, konie, potrafił postawić na nogi zwierzęta choćby w beznadziejnych wypadkach. Do niego przyjeżdżali ze wszystkich stron.
Jadwiga kochała męża. Nie mogła pojąć, jak mogła kiedyś zachwycić się Wojciechem. Ten poślubił Kasię, pił mocno, hulanki miał, a żonę bił. Potem stał się całkiem niepełnosprawny. Patrząc na ich los, Jadwiga przerażona myślała, iż mogłaby skończyć jak Kasia, gdyby nie twarda wola ojca.
Wyszła na podwórko. Antoni Nowak bawił się z małym Michałkiem.
Tato Tato, chciałam podziękować. Za to, iż nie pozwoliłeś mi wyjść za Wojciecha. Za to, iż widziałeś, co jest dla mnie lepsze. Przebacz mi Jadwiga podeszła i pocałowała ojca.
Ach, młodość. Dobrze, rozumiemy się. Z naszych lat widać, kto człowiek, a kto Nie mogłem oddać jedynej ukochanej córki temu potworowi. Wiedziałem, iż jesteś na mnie zła. Ale co tam minęło i wszystko dobrze. Starszych, córeczko, trzeba słuchać. Życie przeżyliśmy, widzimy. Niech Bóg wam da szczęście! uśmiechnął się Antoni Nowak.
Jadwiga dożyła podeszłego wieku. Z mężem robili wszystko razem. Kosili pola, on tuż obok. Mieli pięcioro dzieci, mnóstwo wnuków.
Szczęśliwa rodzina. Gdzie przysłowie Na miłość nie ma przymusu nabrało nowego sensu.








