Moja teściowa uważa, iż zniszczyłam rodzinę, odbierając jej syna.

newsempire24.com 1 dzień temu

Moja teściowa jest przekazana, iż to ja rozbiłam rodzinę, odbierając jej syna.

Trzy lata temu los postawił na mojej drodze rodzinę mojego męża, i od pierwszych chwil było jasne: mojemu Kacprowi w tym domu miłości nie starczyło. Całe ciepło, cała troska matki szła w młodszego syna, Dominika, a Kacper był jedynie cieniem w ich życiu – chłopcem na posyłki, gotowym spełniać każdą zachciankę. Matka rozpieszczała młodszego, chroniąc go przed najmniejszymi trudnościami, jak delikatny kwiat, podczas gdy starszy syn był dla niej tylko pracowitym koniem.

Teściowa, Barbara Janowa, i teść, Ryszard Marek, mieszkali w starym drewnianym domu na skraju wsi nad jeziorem, trzy godziny jazdy od naszego miasta. W takim miejscu zawsze jest co robić – dach do naprawy, drewno do rąbania, ogród do przekopania. Do tego kury, krowy, nieskończone grządki – pracy starczyłoby dla dziesięciu osób. Cieszyłam się, iż z Kacprem mieszkaliśmy daleko, w swoim mieszkaniu, gdzie nie dotykał nas ten wir obowiązków. I on, przyznam, też był szczęśliwy, trzymając dystans. Ale wystarczyło, iż pojawił się w rodzinnym domu, a zaraz spadała na niego lawina zadań, jakby nie był synem, a najemnym robotnikiem.

Gdy się pobraliśmy, Barbara Janowa wciągała nas na wieś, zachwalając uroki życia na łonie natury: kiełbaski przy ognisku, spacery po lesie, świeże powietrze i domowy miód. Daliśmy się złapać na te opowieści i postanowiliśmy spędzić pierwszy wspólny urlop w ich domu. Marzyliśmy o spokoju, długich rozmowach przy ognisku, ciszy przerywanej tylko śpiewem ptaków. Ale rzeczywistość okazała się twardsza niż najgorsze przewidywania.

Ledwo wysiedliśmy z autobusu, zakurzeni i zmęczeni po długiej podróży, gdy urlop zamienił się w miraż. Kacper dostał od razu stare buty i został wysłany naprawiać stodołę. Mnie wciągnięto do kuchni, gdzie czekała góra brudnych naczyń po rodzinnym przyjęciu. A potem – gotowanie dla całej gromady: teść, teściowa, ich sąsiedzi, krewni. Urlop? Nie, katorga! Przez dwa tygodnie ledwo złapaliśmy oddech. Kiełbasek spróbowaliśmy raz – i to w pośpiechu, między obowiązkami. Spacery po lesie pozostały marzeniem. Ale najbardziej wkurzało mnie zachowanie Dominika, młodszego brata Kacpra. Gdy my z mężem biegaliśmy po podwórku jak zaprzęgnięte konie, on leniwie wylegiwał się na kanapie, przeskakując kanały w telewizji lub przeglądając telefon. Jego trasa była prosta: łóżko – toaleta – lodówka. A teściowa patrzyła na niego z zachwytem, jakby był narodowym skarbem.

Piątego dnia stracę cierpliwość. Wieczorem, gdy wreszcie zostaliśmy sami, zapytałam Kacpra: „Co adekwatnie robi twój brat? Dlaczego on nic nie robi?” Mąż westchnął i odparł, iż Dominik to „intelektualista”. Ręce do pracy nie są dla niego, matka chroni go do wielkich rzeczy. Studiuje, oczywiście, i całą energię poświęca książkom. Tyle iż studiuje już ósmy rok – to go wydalają, to się reinstaluje. A Kacper? Kacper zawsze był tym, który przyjeżdżał ratować rodziców: płot naprawić, drewno porąbać, dach załatać. I tak było, zanim się poznaliśmy.

Ten „urlop” stał się dla mnie punktem wrzenia. Zaczęłam rozmawiać z Kacprem, iż czas zmienić zasady gry. Dlaczego on ma dźwigać cały dom, gdy Dominik żyje jak książę? Czy młodszy nie mógłby wziąć choć części obowiązków? Rodzice czekali na nas miesiącami, by naprawić kurnik lub pomalować bramę, choć wiele z tych rzeczy mógł zrobić teść. Ale Barbara Janowa nie pozwalała tchnąć swojego drogiego Dominika – on przecież „uczony”, nie może się rozpraszać.

Na szczęście Kacper się zastanowił. Po raz pierwszy spojrzał na sytuację z boku i zrozumiał, iż jest wykorzystywany. Zgodził się: dość bycia darmową siłą roboczą. Postanowiliśmy nie ulegać namowom. Na majówkę, pomimo natarczywych telefonów teściowej, nie przyjechaliśmy. I na inne święta też. A gdy mieliśmy okazję wziąć prawdziwy urlop – z morzem, słońcem i wolnością – powiedzieliśmy o tym rodzinie. Barbara Janowa wybuchła. Krzyczała przez telefon, iż musimy przyjechać, iż potrzebują pomocy. Kacper spokojnie zapytał, jakiej konkretnie. Okazjało się, iż zaczęli remont w domu – i oczywiście liczyli na nas.

Wtedy mój mąż stracił cierpliwość. Powiedział matce wprost: „Masz jeszcze jednego syna. Może czas, żeby i on coś zrobił?” Teściowa próbowała się bronić, iż Dominik jest zajęty nauką, iż nie ma czasu. Ale Kacper przypomniał jej, jak sam, będąc studentem, harował dla rodziny, bo „brat był mały”. A teraz? Teraz Dominik jest dorosły, ale wciąż nietykalny. „Mamo, masz dwóch synów – powiedział na koniec. – A wychodzi na to, iż jeden jest twój, a drugi obcy”. I rozłączył się.

Nie minęła minuta, gdy Barbara Janowa zadzwoniła do mnie. Jej głos drżał z wściekłości. Oskarżyła mnie, iż nastawiłam Kacpra przeciw rodzinie, iż zatrułam mu serce, odciągnęłam od bliskich. Słyszałam te wyrzuty przez kilka sekund, po czym cicho zablokowałam jej numer. I wiesz co? Ani trochę nie żałuję.

Gdyby Kacper był jedynakiem, sama nalegałabym na pomoc rodzicom. Ale gdy w rodzinie są dwóch synów, a jeden żyje jak król, a drugi jak sługa, to niesprawiedliwe. Nie chcę, by mój mąż czuł się obcy we własnej rodzinie. I jeżeli to oznacza koniec kontaktu z teściową – jestem gotowa. Nasze życie nie jest ich własnością. W końcu wybraliśmy siebie.

Idź do oryginalnego materiału