Miałam siostrę, z którą nie chcę już mieć nic wspólnego. Dawno temu nasze więzi zaczęły pękać, a dziś widzę jasno: jesteśmy zbyt różne, by się dogadać. Nazywała się Kinga, mieszkała w okazałej willi na przedmieściach dużego miasta. W jej domu było wszystko: przestronne pokoje, nowoczesne sprzęty, choćby basen w ogrodzie. Kinga osiągnęła to sama – najpierw zarabiała za granicą, potem założyła własną firmę w Polsce. Była prawniczką i, trzeba przyznać, bardzo skuteczną. ale jej sukces nie czynił z niej osoby, z którą przyjemnie się rozmawia.
Mam na imię Weronika, jestem pięć lat młodsza od Kingi. Dorastałyśmy razem w małym miasteczku, gdzie wszyscy się znali. Nasi rodzice byli zwykłymi ludźmi: mama pracowała w szkole, tata w fabryce. W dzieciństwie byłyśmy blisko, dzieliłyśmy się sekretami, razem marzyłyśmy o przyszłości. Z wiekiem Kinga się zmieniła. Zawsze była ambitna, pragnęła więcej, niż mogło dać nasze miasto. Po szkole wyjechała na studia do Warszawy, potem za granicę. Duma rozpierała mnie, gdy o niej myślałam – wierzyłam, iż osiągnie wiele i pozostanie tą samą dobrą osobą. Ale się myliłam.
Gdy Kinga wróciła po latach, była już zupełnie inną kobietą – zimną, wyniosłą. Mówiła do mnie, jakbym nie szła siostrą, ale przypadkową znajomą, która nie rozumie jej „wysokiego poziomu życia”. Jej słowa brzmiały często jak wyrzuty: dlaczego nie sięgam wyżej, dlaczego żyję „tak zwyczajnie”? A ja wcale nie chciałam z nią rywalizować. Mam swoje szczęście: pracuję w bibliotece, mam męża, Piotra, i dwoje dzieci. Nie jesteśmy bogaci, ale jesteśmy szczęśliwi. Lubię swoją pracę, nasze rodzinne wieczory, spacery z dziećmi. Dla Kingi to jednak pewnie za mało.
Pewnego dnia zaprosiłam ją na urodziny córki. Myślałam, iż to szansa, by się zbliżyć. Kinga przyjechała, ale cały wieczór zachowywała się, jakby robiła nam łaskę swoją obecnością. Krytykowała wszystko: jedzenie, nasz skromny dom, choćby metody wychowawcze. Mojej córce, Zosi, podarowała drogi tablet, ale dodała: „Może choć w ten sposób nauczysz się czegoś pożytecznego”. Byłam wstrząśnięta. Piotr próbował rozładować napięcie, ale Kinga tylko wzdychała i spoglądała na zegarek. Tamtego wieczoru zrozumiałam: nie chcę jej więcej widywać.
Ostatnią kroplą była sprawa z naszą mamą. Mama zachorowała poważnie i potrzebowała operacji. Opiekowałam się nią, brałam urlopy, szukałam lekarzy. Kinga wiedziała, ale choćby nie zadzwoniła, nie przyjechała. Napisała jedynie: „Podaj numer konta, przeleję pieniądze”. Nie prosiłam o pieniądze – chciałam, by była blisko, wsparła mamę. Ale dla Kingi, najwyraźniej, wszystko mierzy się w złotówkach. Mama wyzdrowiała, ale nigdy nie doczekała się telefonu od starszej córki. To złamało jej serce, a mnie otworzyło oczy na to, kim stała się moja siostra.
Teraz Kinga żyje swoim życiem, a ja swoim. Czasem pisze, zaprasza do willi, ale odmawiam. Nie chcę słuchać jej pouczeń ani patrzeć, jak przechwala się swoim bogactwem. Nie potrzebuję jej pieniędzy ani prezentów. Cenię moją rodzinę, dzieci, nasze proste radości. Może uważa mnie za nieudacznice – trudno. Wiem, iż szczęścia nie ma w basenie ani w drogich samochodach.
Czasem tęsknię za tą Kingą, którą pamiętam z dzieciństwa. Ale tej dziewczynki już nie ma. Zastąpiła ją kobieta, która zapomniała, czym jest rodzina. Nie żywię urazy, ale nie chcę jej w swoim życiu. Mam męża, dzieci, przyjaciół – ludzi, którzy cenią mnie taką, jaka jestem. A Kinga? Niech zostanie w swoim idealnym świecie. Może kiedyś zrozumie, co straciła.