Nie należę do osób, które publicznie dzielą się rodzinnymi problemami, ale nigdy nie przypuszczałam, iż znajdę się w takiej sytuacji.
Jestem głęboko zasmucona i nie potrafię zrozumieć — czy dzisiejsza młodzież jest aż tak przebiegła i “sprytna”, czy po prostu nam trafił się taki zięć?
Jesteśmy porządną, dobrze sytuowaną rodziną. Mamy jedyną córkę, dla której zawsze staraliśmy się zapewnić jak najlepsze warunki. Wierzyliśmy, iż w przyszłości będzie naszą podporą — tak myślałam do niedawna.
Niedawno nasza córka wyszła za mąż. Zięć pochodzi z prostej rodziny, bez większych zasobów finansowych; wychowywała go samotna matka wraz z siostrą. Oczywiście zorganizowaliśmy dla naszej córki wystawne wesele, pokrywając niemal wszystkie koszty — tak bardzo tego pragnęła. Większość wydatków spadła na nas, ale nie mieliśmy nic przeciwko, zwłaszcza iż większość gości była z naszej strony, a także byliśmy świadomi, iż rodzina zięcia nie jest w stanie udźwignąć takich kosztów. Na ślub podarowaliśmy córce mieszkanie — w dobrym budynku i dzielnicy, choć wymagało remontu, ponieważ wcześniej było wynajmowane. Z mężem postanowiliśmy nie przeprowadzać remontu sami.
Po weselu młodzi zamieszkali w tym mieszkaniu. Spodziewałam się, iż wykorzystają otrzymane na ślubie pieniądze na remont, ale zamiast tego kupili zięciowi samochód. Nie mam nic przeciwko, rozumiem, iż auto jest potrzebne, zwłaszcza młodym ludziom. Jednak jego rodzina na weselu podarowała symboliczne kwoty i nie zaangażowała się zbytnio w organizację. My, licząc na remont, nie pobieraliśmy od dzieci żadnych opłat za wesele. Teraz wygląda na to, iż to my sfinansowaliśmy zięciowi samochód. Czy naprawdę tego chcieliśmy?
Niedawno odwiedziłam córkę i zaczęłam narzekać, iż mieszkanie wymaga remontu, i zapytałam, gdzie planują wychowywać dzieci w takich warunkach. Wyobraźcie sobie, co odpowiedział zięć:
– Nie jestem tutaj właścicielem i nie zamierzam nic robić. Proszę przepisać na mnie połowę mieszkania, wtedy możemy porozmawiać o remoncie.
Co? Przepisać połowę? Te słowa mnie zasmuciły i jednocześnie rozgniewały.DeepL
Nie wiedziałam, co powiedzieć. A jeżeli zdecydują się na rozwód, coś między nimi nie wyjdzie, to zięć będzie rościł sobie prawa do połowy mieszkania, a ma taki charakter, iż nie zrezygnuje z niczego. Najbardziej boli mnie to, iż córka stała i milczała. Jak to możliwe? My troszczymy się o jej przyszłość, a ona milczy? Z zięciem teraz nie rozmawiam. Z córką również nie mam ochoty na kontakt. Wszystkie moje iluzje i nadzieje na dobre życie z mężem rozwiewają się jak dym.Teraz chciałabym zapytać: “Czy warto w ogóle pomagać dorosłym dzieciom? Może lepiej, żeby sami zarabiali na wesele i mieszkanie? Tylko wtedy będą to wszystko doceniać i pozostaną ludźmi, bo będą wiedzieć, iż wszystko w życiu zdobywa się ciężką pracą.”