Alicja zastygła w bezruchu, usłyszawszy słowa teściowej. Palce same się rozwarły, a taca z hukiem runęła na podłogę werandy. Kawałki szkła rozleciały się na wszystkie strony.
Wojciech i Krystyna Janicka gwałtownie się odwrócili. Na twarzy teściowej strach gwałtownie zmienił się w udawaną troskę.
— Dziecinko! — zawołała, zrywając się z miejsca. — Nie pocięłaś się? Pomogę ci!
— Niech pani do mnie nie podchodzi — Alicja wyciągnęła przed siebie dłoń. — Wszystko słyszałam.
Spojrzała płomiennym wzrokiem na męża. Wojciech siedział z opuszczonymi ramionami, wbijając wzrok w podłogę i nerwowo gniotąc obrus.
— Wojciechu — głos Alicji drżał od napięcia. — Masz mi coś do powiedzenia?
— Alicjo, źle zrozumiałaś! — zaczęła gwałtownie mówić Krystyna. — Po prostu rozmawialiśmy…
— Nie do pani mówię — ostro przerwała jej Alicja. — Wojciech?
Zapadła ciężka cisza.
— Synku — znów odezwała się Krystyna, podchodząc do Wojciecha i kładąc mu dłoń na ramieniu. — Nie zostawisz przecież matki?
Wojciech powoli podniósł głowę. Jego spojrzenie spotkało się z wzrokiem Alicji — widziała w nim ból i głęboki wstyd.
— Mamo — jego głos był cichy, ale stanowczy. — Kocham cię. Jesteś moją matką i zawsze będę się o ciebie troszczył.
Krystyna uśmiechnęła się triumfalnie, rzucając wyzywające spojrzenie na synową. ale Wojciech wstał i dodał:
— Ale Alicję kocham bardziej. I nie zrobię nic, co miałoby ją zranić.
Uśmiech zniknął z twarzy Krystyny.
— Co ty mówisz, synu? — szepnęła.
— Mówię, iż powinnaś się spakować i wyjechać — odparł twardo Wojciech. — I nie wracać, dopóki nie przeprosisz Alicji i nie zrozumiesz, iż nie ma nic ważniejszego od rodziny, którą stworzyłem.
— Rodziny?! — oczy Krystyny rozszerzyły się z gniewu. — A kim ja jestem? Tą, która cię urodziła i wychowała!
— Mamo — pokręcił głową Wojciech. — Próbowałaś namówić mnie, bym oszukał własną żonę i odebrał jej dom. I to nie pierwszy raz, gdy mną manipulujesz.
— To ona cię odmieniła! — krzyknęła Krystyna, wskazując na Alicję. — Odwróciła syna od matki! Obyś była przeklęta!
— Dość — podniósł głos Wojciech, a teściowa umilkła. — Nie będę tego dłużej słuchał. Albo przepraszasz, albo natychmiast wychodzisz.
Jej usta drżały.
— Wybierasz ją? — szepnęła. — Wyrzucasz własną matkę na ulicę?
— Masz swój dom, mamo — powiedział zmęczonym głosem Wojciech. — I będę ci dalej pomagał finansowo. Ale twoja obecność tutaj jest niepożądana.
Z łkaniem Krystyna wbiegła do domu, a chwilę później rozległ się trzask drzwi. Alicja i Wojciech zostali sami na werandzie wśród strzaskanych kawałków.
— Wybacz mi — szepnął Wojciech, robiąc krok w stronę żony. — Nie powinienem milczeć. Nie powinienem choćby tego słuchać.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — cicho spytała Alicja. — Byłeś ostatnio dziwnie nieswój.
— Prosiła mnie, bym porozmawiał z tobą o sprzedaży domu — przyznał się Wojciech. — Mówiła, iż jest samotna, iż dom jest dla nas zbyt duży. Nie wiedziałem, jak to ugryźć. A potem przyjechała i zaczęła naciskać, iż jeżeli się nie zgodzisz, trzeba działać… inaczej.
— Naprawdę wybrałeś mnie, a nie ją? — spytała Alicja, patrząc mu w oczy.
— Kocham ją — odpowiedział prosto Wojciech. — Ale to, co proponowała, to nie była miłość, ale egoizm. Nie będę w tym uczestniczył.
Alicja podeszła do męża i pozwoliła mu się objąć.
Nazajutrz Krystyna wyjechała bez pożegnania. ale spokój nie wrócił — rozpętała się lawina telefonów.
— Mamo, nie zmienię zdania — powtarzał stanowczo Wojciech. — Nie porzucam ciebie. Ale i Alicji nie porzucę.
Z czasem telefony ucichły. Wojciech był nieugięty. Pewnego wieczoru, gdy pili herbatę na werandzie, uśmiechnął się — po raz pierwszy od dawna szczerze i swobodnie.
— Wiesz co? — powiedział, patrząc na żonę. — Chyba daliśmy radę.
Alicja skinęła głową, ściskając jego dłoń. Dom znów stawał się ich twierdzą.
Dziś zrozumiałem, iż czasem trzeba wybrać, kogo chronić — choćby gdy wybór boli. Rodzina to nie więzy krwi, ale te, które sami budujemy.