Marzyłam o córce, a życie dało mi syna. I płakałam na jego ślubie…

newsempire24.com 2 dni temu

Marzyłam o córce, a Bóg dał mi syna. I płakałam na jego ślubie…

Gdy wesele Krzysztofa i Weroniki rozbrzmiewało gwarem, a każdy gość wznosił toast za młodych, nikt nie zauważył kobiety w kącie sali, która ukradkiem ocierała łzy. Była to matka pana młodego — Bożena Nowak. Nie płakała ze wzruszenia. Jej serce ściskała nie radość, ale samotność, która — jak sądziła — miała odtąd zostać jej wierną towarzyszką.

Kiedyś matka powiedziała jej: *„Urodzisz syna — będziesz sama. Staraj się o więcej, może choć córeczkę dostaniesz. Córka dla matki, syn dla żony”*. Wtedy Bożena tylko machnęła ręką. Wydawało się, iż życie przed nią, po co się spieszyć?

Od młodości marzyła o dziewczynce. Wyobrażała sobie ranne mycie okrągłej buzi, zaplatanie loczków, wiązanie kokard. choćby imię wybrała — Ania. Kupiła różowe pieluszki, prosiła koleżankę, by nie oddawała ubranek — *a nuż się przydadzą*.

Ale los zdecydował inaczej. Urodził się chłopiec. Krzysztof. I choć do żadnej Ani się nie nadawał, był tak słodki, czuły i kręcony, iż Bożena długo patrzyła na niego i myślała: *„No prawie jak dziewczynka…”*

Dopóki był malutki, brali go za córeczkę. Potem wyrósł — stał się mężczyzną, pewnym siebie, niezależnym. Ale pozostał taki sam: łagodny, ciepły, otwarty. Była z niego dumna. Mimo to w głębi serca tlił się żal — *a może gdyby nie bała się, nie odeszła od męża, nie została sama… urodziłaby się ta upragniona Ania?*

Gdy Krzysztof przyprowadził Weronikę, Bożena od razu zrozumiała. Ich spojrzenia, śmiech, splątane dłonie — to była prawdziwa miłość. Chciała coś powiedzieć, ale w końcu tylko szepnęła: *„Tylko nie wracaj za późno…”*

Syn skinął głową, ale było już widać: to nie chłopiec, tylko mężczyzna, który sam decyduje o swoim życiu.

Gdy pół roku później oznajmił, iż bierze ślub, Bożena niemal się zakrztusiła.

— Może poczekacie? Chociaż aż skończysz studia… — próbowała go przekonać.

— Mamo, miłość nie czeka — uśmiechnął się. — Z Weroniką damy radę wszystkiemu.

Wesele było huczne, radosne, pełne tańca i śpiewu. A w środku tego zamętu Bożena siedziała z boku i patrzyła na pana młodego. Na swego syna. Nie tego małego, kręconego chłopca, ale dorosłego mężczyznę, który odchodził w swoje życie.

Weronika to dostrzegła. Podeszła i delikatnie dotknęła ramienia teściowej:

— Bożenko, płaczecie? Coś się stało?

— Nie, kochanie… To tylko… emocje… — odparła, odwracając wzrok.

Ale Weronika nie ustąpiła. Wtedy Bożena wyznała — o marzeniu o córce, o strachu przed samotnością, o trudzie bycia matką tylko syna. Weronika wysłuchała w milczeniu. A potem ją przytuliła.

— To może ja będę waszą córką? — zaproponowała. — Bardzo bym chciała.

I odtąd wszystko się zmieniło. Weronika i Krzysztof wynajęli mieszkanie, później kupili własne. Mieszkali osobno, ale zawsze zapraszali Bożenę — na święta, na niedziele. Weronika często dzwoniła, pytała o radę. Aż wreszcie… urodziła się wnuczka. Taka sama kręcona, taka słodka — żywy obraz Krzysztofa i tamta wymarzona Ania z młodzieńczych snów.

Gdy Bożena pierwszy raz wzięła dziewczynkę na ręce, znów zapłakała. Tym razem — ze szczęścia. Weronika, widząc to, tylko szepnęła: *„Jesteś już babcią. Bardzo cię kochamy”*.

Minęły lata. Krzysztof zrobił karierę, Weronika otworzyła firmę, a Bożena zamieszkała z nimi. Przestronne mieszkanie, własny pokój, troska — wszystko, o czym może marzyć kobieta w jej wieku.

Teraz z uśmiechem wspomina tamten ślub i te łzy. Często siedzi w ogrodzie z sąsiadką — jedna ma córkę w Kanadzie, dzwoni raz na miesiąc, druga dwóch synów, co codziennie zaglądają.

— Nie ważne, kto się urodził — mawia Bożena. — Ważne, jak wychowasz. Chciałam córkę… A los dał mi syna. I córkę w dodatku. Dziękuję Ci, Boże.

I patrząc, jak wnuczka bawi się w piasku, znów w myślach mówi do swojej matki: *„Myliłaś się. Syn też może być dla matki. jeżeli ona sama go tak wychowała…”*.

Idź do oryginalnego materiału