Aleksy był moją pierwszą miłością. Wydawał mi się najpiękniejszym i najmądrzejszym chłopakiem, jakiego znałam. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Wszystkie koleżanki mi zazdrościły – był nie tylko cudowny, ale pochodził z bardzo zamożnej rodziny.
– On to ma dobrze! Rodzice mają pieniądze, może mieć wszystko, czego zapragnie! – mówiły z zazdrością.
Mama ostrzegała mnie, iż bogaci nie wybierają partnerek spoza swojego kręgu. Ale ja nie chciałam tego słuchać. Myliłam się…
Po spotkaniu z jego rodzicami Aleksy zaprowadził mnie do domu i następnego dnia oznajmił:
– Sylwio, muszę pojechać do babci, źle się czuje, zostanę u niej kilka dni, dopóki rodzice nie znajdą opiekunki.
Nie przypuszczałam wtedy, iż zobaczę go dopiero po ponad dwudziestu latach.
Kiedy nie wrócił po tygodniu, zaczęłam się martwić. Po dwóch tygodniach poszłam do jego domu. Po kilku godzinach czekania otworzyła mi drzwi pani Irena. Powiedziała krótko:
– Nie czekaj. Aleksy nie wróci. Poznał kogoś tam, na wsi. niedługo się żeni.
Nie mogłam w to uwierzyć. Jak to? Tak nagle? Przecież jeszcze niedawno mówił, iż mnie kocha. Ale nie pojechałam za nim – wieś była daleko, a ja byłam załamana.
Długo nie mogłam się pozbierać. Dopiero po roku pozwoliłam sobie na nowe uczucia. Władek, który już wcześniej próbował się do mnie zbliżyć, zaprosił mnie na randkę. Zgodziłam się. Rok później byliśmy już małżeństwem, a po dziewięciu miesiącach urodziła się nasza córka – Nadia.
Żyliśmy spokojnie, szczęśliwie. Nadia była bystra, ambitna, od dziecka marzyła o studiach medycznych. Dostała się na uniwersytet w Warszawie. Niestety, w tym samym roku zmarł mój mąż.
Było mi ciężko – zostałam sama, córka wyjechała. Czułam pustkę. Przypominałam sobie tamten dawny ból – wtedy, gdy odszedł Aleksy.
Oswajałam się z samotnością przez trzy długie lata. Aż pewnego dnia usłyszałam od Nadii:
– Mamo, chcę ci kogoś przedstawić. Przyjedziemy razem na weekend, dobrze?
Byłam podekscytowana – myśli krążyły wokół zaręczyn, ślubu, wnuków… Przygotowałam stół, wszystko było gotowe. Gdy usłyszałam dzwonek, poszłam otworzyć. I wtedy… zamarłam.
W drzwiach stała Nadia i młody chłopak – identyczny jak Aleksy z młodości. Gdy tylko się przedstawił, poczułam, iż to nie może być przypadek.
– Mam na imię Paweł – powiedział. – Mama mnie zostawiła, gdy miałem trzy lata. Wychowywał mnie tata i dziadkowie. Tata ma na imię Aleksy.
Serce zabiło mi mocniej.
– A twoja mama?
– Uciekła za granicę z jakimś bankierem. Nie interesuje się nami.
Wszystko zaczęło układać się w logiczną całość. I potwierdziło się na weselu. Wiedziałam, iż Aleksy będzie obecny. Ale nie spodziewałam się, iż po tylu latach powie:
– Sylwio… przepraszam. Wiem, iż zniknąłem bez słowa. Matka przekonała mnie, iż nie jesteś „z naszej ligi”. Kazano mi się ożenić z córką znajomego ojca… Nie miałem wyboru.
– Wybaczyłam ci dawno temu. Widocznie tak musiało być, żeby nasze dzieci odnalazły szczęście.
Nadia i Paweł się pobrali. Ale to nie koniec historii.
Ja i Aleksy – po tylu latach znów razem. I czujemy się, jakbyśmy nigdy się nie rozstawali.