Mam 55 lat i w końcu żyję dla siebie. Bez wyrzutów sumienia, bez lęku przed tym, iż będę „inna” lub nie spełnię oczekiwań innych. W moiej przestrzeni panuje harmonia — spokojna, miękka, niemal cicha. Nie ma obcych emocji, które kiedyś wyczerpywały mnie do granic. Nikt nie dyktuje, jak mam żyć, co nosić ani o czym marzyć. Znowu należę do siebie.

newsempire24.com 3 tygodni temu

55latka. Wreszcie żyję dla siebie, bez wyrzutów sumienia i lęku, iż nie spełniam cudzych oczekiwań. W moim małym mieszkaniu przy ulicy Próżnej w Warszawie panuje harmonia spokojna, miękka, prawie cicha. Nie ma już tych obcych emocji, które kiedyś wyczerpywały mnie do granic możliwości. Nikt nie dyktuje mi, jak mam żyć, co ubierać ani o czym marzyć. Znowu należę do siebie.

Moje poranki zaczynam bez pośpiechu. Gdy mam ochotę, puszczam ulubioną muzykę, a gdy wolę ciszę, rozkoszuję się szmerem miasta i aromatem świeżo zaparzonej herbaty z liści miętowych. Patrzę przez okno na wschodzące słońce nad Wisłą i myślę, jak cudownie być w zgodzie ze sobą. Nikt nie złości się, iż zbyt długo wciągam lekturę ani iż obiad nie gotuje się od razu. Cisza już mnie nie przeraża stała się moją najlepszą przyjaciółką.

Kiedyś wydawało mi się, iż życie bez partnera jest niepełne. Tak uczą od dzieciństwa: kobieta ma być przy kimś, dbać, rozpuszczać się, strzec domowego ogniska. Tak długo żyłam w tym przekonaniu, zapominając o własnych potrzebach, starając się być wygodna, troskliwa, idealna. Z wiekiem zrozumiałam, iż miłość nie jest samopoświęceniem. Miłość to szacunek, spokój i akceptacja. A pierwszą osobą, którą muszę kochać, jestem ja.

Czasem pojawia się myśl: Może znów otworzyć się na związek? ale wystarczy przypomnieć sobie, ile sił i nerwów zabierały cudze nastroje, oczekiwania, urazy i znów mam ochotę przytulić się do własnej wolności. Jest lekka jak poranny wiatr, nie wymaga wyjaśnień, po prostu dobrze jest z nią spędzać czas.

Teraz mogę robić, co chcę, kiedy chcę i z kim chcę. Mam ochotę spacerować po Łazienkach, a innym razem zostaję w domu, wtulam się w pled i oglądam stare filmy. Mogę milczeć cały dzień, a potem nagle zadzwonić do przyjaciółki Grażyny i śmiać się do łez. Nikt nie kontroluje, nie zazdrości, nie żąda raportu. To niezwykłe uczucie być wolną nie tylko na zewnątrz, ale i w środku.

Podoba mi się życie składające się z przyjemnych chwil: spotkanie, uśmiech, miły wieczór i każdy wraca do swojego domu, gdzie jest przytulnie, spokojnie i nie czeka na wyjaśnienia. Bez dram, bez roztrząsania relacji, bez emocjonalnych huśtawek. Po prostu ludzkie ciepło, lekkość i wzajemny szacunek.

Wybieram lekkość. Wybieram siebie. Wreszcie zrozumiałam, iż szczęście nie przychodzi od kogoś rodzi się wewnątrz. Aby je poczuć, trzeba pozwolić sobie być prawdziwą. Bez masek, bez ról, bez strachu przed pozostaniem sama. Samotność to nie kara. To luksus, kiedy nauczyłaś się być samowystarczalna.

Mam 55 lat. Nie szukam i nie uciekam. Po prostu żyję. Każdy dzień to kolejna szansa, by podziękować życiu za spokój, doświadczenie, wolność i za to, iż w końcu jestem w centrum własnego świata.

Idź do oryginalnego materiału