Do trzydziestu pięciu lat Alicja uważała się za naprawdę szczęśliwą kobietę. Kochający mąż Krzysztof, syn Bartek i córka Kinga – skromna, ale solidna rodzina. Wszystko zmieniło się, gdy Krzysztofa zwolniono z fabryki. Nie znalazł pracy w mieście i postanowił wyjechać do Niemiec zarobić.
— Alicjo, chłopaki tam zarabiają nieźle – powiedział pewnego dnia.
— A my? Ty tam, my tu. Jaka to rodzina? – zalała się łzami.
— To tylko na chwilę. Przecierpimy. Wrócimy na nogi i wszystko się ułoży.
Ale ułożyło się inaczej, niż marzyła. Krzysztof wracał coraz rzadziej, często był ponury i zamknięty w sobie. Aż pewnego dnia, gdy Alicja szykowała się na jego przyjazd, wyszła po zakupy i w skrzynce znalazła list. Od niego.
Uśmiechnęła się – myślała, iż to pełne tęsknoty wyznanie. List przyszedł w dniu jego powrotu. Włożyła go do torby, a w domu otworzyła. I runęła na kolana.
*Alicjo, wybacz. Nie potrafiłem powiedzieć ci tego w oczy. Pokochałem inną. Nasze małżeństwo to błąd. Chcę rozwodu. Dzieciom pomogę. Żegnaj.*
Czytała raz za razem, nie wierząc. Łzy przesłaniały jej wzrok. W tej chwili do pokoju wszedł dziesięcioletni Bartek.
— Mamo, piekarnik się dymi! Co ty robisz?
Zerwała się, wyłączyła kuchenkę, zaczęła wachlować dym. Uśmiechała się do syna przez łzy, a w piersi palił ją ból.
Miesiąc później się rozwiedli. Krzysztof odszedł na zawsze. Pieniądze przysyłał, ale do ich domu już nie wrócił. Po dziesięciu latach Alicja dowiedziała się, iż zginął w wypadku. A ona została sama z dwojgiem dzieci i górą obowiązków.
Minęły lata. Alicja nie wyszła ponownie za mąż – nie chciała obcego mężczyzny w domu. Jej życiem stały się dzieci. Bartek dorósł, ożenił się z Kasią. Zamieszkali w jego dawnym pokoju, a Alicja z Kingą w drugim. Urodził się wnuk Tomek. Ale ani Kasia, ani Kinga nie spieszyły się z wyprowadzką. Dom stał się ciasny i pełen napięć.
Pewnego dnia Kinga rzuciła:
— Mamo, jestem w ciąży. Z Darkiem trochę u ciebie pomieszkamy.
— Gdzie?! – oniemiała Alicja. — W jednym pokoju Bartek z żoną i dzieckiem, w drugim my z tobą. Dokąd jeszcze więcej ludzi?
— Na kuchni jest kanapa. Nie masz nic przeciwko, prawda?
I Alicja przeprowadziła się do kuchni. Pierwsza noc była koszmarem. A potem tylko gorzej. Krzyki, kłótnie, spory między rodzinami. Kto zjadł szynkę, kto hałasował w nocy, kto komu zabrał notes – wszystko stało się powodem awantur.
Nagle Alicja zauważyła zaokrąglony brzuch Kasi.
— Jesteś w ciąży?
— Tak. Będziemy mieli drugie dziecko.
— A gdzie będziecie mieszkać?
— Już nas wyrzucacie?! – warknęła Kasia.
— Nikt was nie wyrzuca! Ale w jednym pokoju będzie was czworo!
— Niech twoja córka się wyprowadzi, przecież ma męża!
— Ty też masz! – nie wytrzymała Alicja.
Rano przyszedł Bartek:
— Mamo, obraziłaś Kasię. Wyrzucasz nas?
Kinga, jak na komendę, weszła:
— A ty powiedz swojemu mężowi, żeby wam mieszkanie znalazł!
— Wiecie co?! – wybuchnęła Alicja. — Koniec! Wyprowadzacie się wszyscy! I ty, Bartek, z żoną i dziećmi. I ty, Kingo, z Darkiem. Nie daję rady. Mam dość. Zamieniliście mój dom w targowisko, nie liczycie się ani ze mną, ani ze sobą. Dość. Na wychodne!
Powiedziała to twardo, głośno, bez wahania. choćby sama zdziwiła się swojej stanowczości. Ale nie chciała się wycofać. Ani na sekundę.
Po trzech dniach się wynieśli. Padły słowa: *„Nie zobaczysz wnuków”*, *„Nigdy więcej z tobą nie pogadamy”*. Alicja milczała.
A wieczorem usiadła w kuchni – sama. Bez krzyków, bez kłótni. Po prostu w ciszy.
Rozejrzała się i pierwszy raz od dawna poczuła się prawdziwą gospodynią. Zrobiła remont. Wymieniła meble. A w następnym roku – po raz pierwszy w życiu – pojechała na wakacje za granicę.
I niech ktoś powie, iż myśli tylko o sobie – nie. Oddała życie dzieciom. Ale teraz wreszcie żyje dla siebie. I dobrze jej z tym.