— Nie jesteś dla mnie nikim! — krzyknęła Kinga, zatrzaskując drzwi tak gwałtownie, iż zadrżały szyby w kredensie. W domu zapadła martwa cisza. Beata opadła na krawędź krzesła, ściskając w dłoniach kubek, w którym herbata dawno już wystygła.
— Mamo, co się stało? — zajrzała do kuchni młodsza Zosia.
Beata tylko pokręciła głową. W jej oczach lśniły łzy.
— Znowu Kinga krzyczała?
— Wychowawczyni dzwoniła… — wyszeptała kobieta. — Nic ważnego, nie przejmuj się…
Zosia podeszła bliżej i objęła matkę za ramiona:
— Mamusiu, nie martw się. Wszystko się ułoży. — Choć Zosia miała zaledwie trzynaście lat, od dawna wydawała się bardziej dojrzała niż jej piętnastoletnia przyrodnia siostra.
Po pół godzinie z pracy wrócił Marek. W domu rozniosła się woń kolacji. Wszyscy, oprócz Kingi, zasiedli do stołu.
— Gdzie ona jest? — zapytał, spoglądając na pusty talerz.
— Jest obrażona — odparła Zosia, delikatnie mieszając zupę.
Marek spojrzał na żonę. Ta ze wstydem spuściła wzrok.
— Dzwoniła wychowawczyni. Kinga ma same jedynki. Próbowałam z nią porozmawiać… — Beata urwała, próbując powstrzymać łzy.
Marek wstał i skierował się w stronę pokoju córki. Zapukał.
— Nie wchodź! — dobiegło zza drzwi.
— Jestem sam. Mogę?
Drzwi uchyliły się nieznacznie, a Kinga, upewniwszy się, iż ojciec jest sam, niechętnie wpuściła go do środka.
— Co tu za bałagan? — spojrzał na porozrzucane rzeczy i pustą paczkę po makaronie.
— Beata znowu… — zaczęła dziewczyna, ale ojciec przerwał:
— Sam rozmawiałem z panią Magdą. Naprawdę masz same pały. Co się dzieje, Kinga?
Milczała. Zaczęła wpychać książki do plecaka.
— Nie wymagam, żebyś kochała Beatę, ale możesz ją chociaż szanować. Ranisz ją codziennie.
— A ona mnie nie rani? Zabrałeś ją i Zosię do galerii, a ja zostałam sama!
— Zapomniałaś, iż wtedy miałeś zakaz wychodzenia za ucieczkę w nocy do koleżanki?
— Oczywiście! Ja zawsze jestem zła, a Zosia święta!
— Przestań! — głos Marka stał się ostry. — Przesadzasz!
Wyszedł, nie czekając na odpowiedź. W kuchni Beata siedziała, zaciskając dłonie. Słowa więzły jej w gardle. Ale patrząc na męża, nie odezwała się. Dopiero po chwili powiedziała cicho:
— Nie wiem już, co robić. Kinga odrzuca mnie, jest o ciebie zazdrosna. Starałam się, naprawdę… ale nie potrafiłam stać się dla niej kimś ważnym.
— Wiem, kochanie — Marek przytulił żonę. — Ale co teraz?
— Musimy się rozstać. Na jakiś czas — z trudem wypowiedziała Beata.
— Co? — odsunął się. — Mówisz poważnie?
— Może jeżeli poczuje, iż jesteś tylko dla niej, coś się zmieni…
Kinga słyszała każde słowo, ukryta za drzwiami. W jej piersi zrodziła się nadzieja. „Tata znowu będzie tylko mój”.
Rano Marek oznajmił córce, iż wracają do starego mieszkania. Zosia rozpłakała się. Wpadła do pokoju Kingi i krzyknęła:
— Nienawidzisz mojej mamy i zabierasz mi tatę! — i wybiegła, zatrzaskując drzwi.
Kinga nie spodziewała się, iż tak to się potoczy. Była w euforii, dopóki nie zrozumiała, jak trudno żyć bez BeatKinga zrozumiała, iż prawdziwa rodzina to nie tylko wspólny dom, ale także wybaczenie i cierpliwość.