Straszna uczta: jak swaci sprawili, iż matka zwątpiła w przyszłość syna
W małym miasteczku pod Łodzią Eliza przygotowywała się do ważnego wydarzenia — spotkania z rodziną narzeczonej jej syna, Jakuba. Wyobrażała sobie ciepły wieczór pełen serdecznych rozmów, pysznego jedzenia i szczerych uśmiechów. Jakub zapewniał, iż rodzice jego dziewczyny, Zofii, to prości i życzliwi ludzie, więc Eliza miała nadzieję, iż ta wizyta stanie się początkiem bliskich relacji. Zamiast tego spotkało ją rozczarowanie, które przewróciło jej oczekiwania do góry nogami i zmusiło do myślenia: czy jej syn powinien wiązać się z tą rodziną?
Droga do domu swatów zajęła kilka godzin, a Eliza z Jakubem dotarli późnym popołudniem. Choć aura była pochmurna, Eliza trzymała się dzielnie. Założyła najlepszą sukienkę, zabrała domowe ciasto na znak szacunku i spodziewała się ciepłego przyjęcia. Jednak od progu jej nadzieje zaczęły gasnąć. Matka Zofii, Krystyna, rzuciła pobieżne spojrzenie na gości i sucho oznajmiła: „Przejdźcie do salonu, tam poczekacie”. Eliza była zaskoczona, ale poszła za synem, myśląc, iż to tylko niezręczny początek.
Salon okazał się ciasny, z wysłużonymi meblami i chłodną atmosferą. Eliza wzdrygnęła się — w domu było zimno, jakby nikt nie palił w piecu. Krystyna zniknęła w kuchni, a ojciec Zofii, Jan, mruknął coś o pilnych sprawach i wyszedł na podwórko. Jakub próbował poprawić nastrój, ale Eliza czuła się obco. Spodziewała się, iż zostaną zaproszeni do stołu, ale minęły godziny, a nic się nie działo. Zofia, zmieszana, zaproponowała herbatę, ale choćby ona była letnia i mdła, podana w popękanych kubkach. Eliza starała się podtrzymać rozmowę, ale odpowiedzi były urywane, a spojrzenia swatów — obojętne.
Minęła pierwsza, potem druga godzina. Głód dawał się we znaki, a Eliza traciła cierpliwość. Szepnęła do Jakuba: „Kiedy nas w końcu nakarmią? Przecież jesteśmy gośćmi!” Syn tylko wzruszył ramionami, przyzwyczajony do dziwactw rodziny narzeczonej. W końcu Krystyna pojawiła się z talerzami. Eliza spodziewała się hojnego poczęstunku, jak to było u niej w domu, ale przeżyła szok. Na stole znalazła miskę rzadkiej zupy z dwoma pływającymi ziemniakami i talerz kotletów o zapachu zjełczałego tłuszczu. Podano czerstwy chleb i kwaśną kapustę, od której aż ciągnęło kwasem. „Jedzcie, nie krępujcie się” — rzuciła przyszła teściowa i znów zniknęła.
Eliza patrzyła na to „ucztowanie” i czuła, jak w sercu rośnie gorycz. To nie było przyjęcie, ale upokorzenie. Przełknęła łyk zupy, ale smak był ohydny. Jakub jadł w milczeniu, jakby niczego nie zauważał, a Zofia tylko bawiła się widelcem, unikając spojrzenia Elizy. Jan wrócił, ale tylko burknął o swoich sprawach i znowu wyszedł. Eliza próbowała nawiązać rozmowę, ale swaci odpowiadali niechętnie, jakby goście byli im ciężarem. Jej ciasto, pieczone z miłością, stało nietknięte w kącie stołu.
Gdy podano herbatę — znowu letnią, o posmaku starego czajnika — Eliza nie wytrzymała. „Dlaczego tak skąpo?” — spytała cicho Jakuba. „Przyjechaliśmy się poznać, a traktują nas jak intruzów”. Syn zawahał się, mówiąc, iż u Zofii zawsze tak jest. Ale dla Elizy to nie było „takie sobie”. Wspomniała, jak u niej w domu gości witało się z otwartymi ramionami, jak stół uginał się od jedzenia. A tutaj? Marna zupa, suchy chleb, chłodne spojrzenia. To nie było przyjęcie, ale obraza.
Powrót do domu wypełniły ciężkie myśli. Eliza patrzyła na milczącego syna i czuła, jak serce ściska się z niepokoju. Wyobrażała sobie, jak Jakub wiąże się z rodziną, w której panują obojętność i skąpstwo. „Czy naprawdę będzie jadł takie ochłapy przez resztę życia?” — myślała. „W rodzinie, gdzie gości się traktuje jak natrętów, a więzi nic nie znaczą?” Rozumiała, iż kocha Zofię za jej dobre serce, ale ten wieczór pokazał: dziewczyna wyrosła w chłodnym domu, a to może zatruć ich wspólną przyszłość.
W domu Eliza nie zmrużyła oka całą noc. Rozdarta była między chęcią ochrony syna a strachem przed zranieniem jego wyboru. Jak powiedzieć Jakubowi, iż ta rodzina to nie jest środowisko, które dla niego wymarzyła? Bała się, iż jej słowa złamią mu serce, ale milczenie było jeszcze gorsze. Postanowiła porozmawiać, ale jak znaleźć adekwatne słowa? Czy zrozumie jej obawy, czy miłość go zaślepi? I co czeka ich rodzinę, jeżeli to małżeństwo jednak dojdzie do skutku? Prawdziwe więzi buduje się nie tylko miłością, ale także szacunkiem i gościnnością — bez nich choćby najsilniejsze uczucie może zmienić się w pustkę.