Konflikty z teściową doprowadziły ją na skraj wytrzymałości!

newsempire24.com 3 dni temu

“Ty nie jesteś matką, tylko nieszczęściem!” — kłótnie z teściową doprowadziły Kasię do ostateczności

Kasia stała przy kuchni, przewracając pierogi, gdy wszedł jej mąż.

— Kasia, dzisiaj dzwoniła moja mama — zaczął Marek. — Mówi, iż nie puszczasz jej do wnuka.

— Narzekała? — zdziwiła się Kasia.

— No tak. Twierdzi, iż ciągle się wymigujesz. Już miesiąc nie widziała Jasia — dodał.

Kasia nerwowo wytarła ręce w fartuch.

— Marek… trudno mi to powiedzieć — zawahała się. — Twoja mama… powiedziała mi coś, co musisz wiedzieć.

Opowiedziała wszystko. Marek zbladł i osunął się na krzesło — nie spodziewał się tego.

Zaczęło się miesiąc temu. Tego dnia Danuta Janowa, jego matka, jak zwykle przyszła bez zapowiedzi. Już od progu oceniła przedpokój:

— Znowu bałagan! Zabawki porozrzucane! W takim brudzie nie można wychowywać dziecka!

Kasia wymuszenie się uśmiechnęła, ale w środku wszystko się w niej ścięło. Jaś właśnie zasnął, a zabawki leżały tam, gdzie przed chwilą się bawił. Ale dla teściowej to był pretekst, by wylać swoje niezadowolenie.

— Marek! — podniosła głos Danuta. — Ty jesteś mężczyzną czy kim? Musisz żonie pokazywać, jak prowadzić dom!

— Mamo, wszystko w porządku — burknął, nie odrywając wzroku od telefonu.

— Dla ciebie w porządku? Dom jak po huraganie, a ty jakbyś był na wakacjach!

— Jaś po prostu jest żywiołowy — spokojnie wtrąciła Kasia, ale głos zdradzał napięcie.

— Żywiołowy! Trzeba za nim pilnować, a nie pozwalać mu się włóczyć po mieszkaniu!

I znów rozmowa zeszła na to, iż Marek w dzieciństwie był pod kloszem. Idealny chłopiec, wychowany pod lupą. Kasia milcząco kiwała głową, ale z każdym słowem rosło w niej uczucie buntu.

— Danuto Janowo — w końcu powiedziała. — Wychowuję syna po swojemu. Ma dwa lata. Poznaje świat.

— Poznaje? A potem siniaki, zadrapania, a ty tylko „poznaje” i powtarzasz!

— To dzieci. Uczą się przez ruch, błędy, doświadczenie.

— Nie! To twoje niedbalstwo. A jeżeli zrobi sobie coś poważnego?

— Mamo… — wtrącił Marek, ale teściowa tylko się bardziej rozpaliła.

— jeżeli nie nauczysz się być normalną matką, pomyślę, gdzie się zgłosić!

Następnego dnia przyszła znowu — gwałtownie zapukała, jak zawsze.

— Dlaczego tak długo otwierasz? Już myślałam, iż cię nie ma! — błysnęła oczami.

— Byłam zajęta — spokojnie odparła Kasia.

— Znowu zabawki! Czy ty w ogóle sprzątasz?

— Oczywiście. Ale Jaś się bawi. To normalne.

— Normalne? A w dzieciństwie Marek… — zaczęła teściowa.

— Tak, wiem. Był idealny. Ani pyłku, ani zadrapania. Tylko do dziś jajecznicy usmażyć nie umie!

— Co chcesz przez to powiedzieć?

— To, iż wychowaliście mężczyznę, który nie wie, jak żyć samodzielnie.

— On pracuje, zarabia! A ty siedzisz w domu!

— Jestem z dzieckiem. I chcę, żeby był samodzielny. A nie jak jego ojciec — dorosły, ale bezradny.

W tej chwili w salonie rozległ się brzęk rozbitego szkła i płacz dziecka. Kasia rzuciła się do pokoju — na podłodze stał Jaś, a z jego dłoni sączyła się krew.

— Boże… — Kasia wzięła go na ręce. — Wszystko dobrze, kochanie, wszystko dobrze!

— Widzisz! — syknęła Danuta. — Mówiłam! Ty nie jesteś matką, tylko nieszczęściem! Pójdę do opieki społecznej!

Kasia zastygła. To już nie było zwykłe obrażenie — to była groźba.

— Dobrze. Przyjdź z inspektorem. A teraz — proszę wyjść — cicho powiedziała.

Od tamtego dnia Kasia się zmieniła. Nie zamykała drzwi przed nosem — po prostu przestała je otwierać teściowej bez powodu. I zawsze znajdował się pretekst, by odwlec wizytę: kwarantanna, lekarz, remont, dziecko chore…

Pewnego dnia Danuta przyjechała bez zapowiedzi. Kasia wyjrzała przez szparę:

— Ach, nie widziała pani mojej wiadomości? Przepraszam! Lekarz zaleca, żeby nikogo nie wpuszczać — Jaś ma osłabioną odporność.

— Ja nie jestem obca!

— Tak, ale… rozumie pani — zalecenie lekarza. Poczekajmy trochę, a znów się zobaczymy!

Teściowa odeszła wściekła, nie mówiąc słowa.

Wieczorem Marek podszedł do żony.

— Mama mówi, iż nie puszczasz jej do Jasia. Dlaczego?

— Bo się boję. Groziła mi opieką społeczną.

— Przesadzasz.

— Jesteś pewien, iż nie doniesie, jeżeli znowu się wścieknie?

Zamilkł. Kasia wzięła go za rękę.

— To nasz syn. Jego bezpieczeństwo jest najważniejsze.

— Myślisz, iż mogłaby mu zaszkodzić?

— Nie widzi granic. Jej „troska” staje się niebezpieczna.

— Dobrze — poddał się. — Nie będę już nalegał.

Kasia uśmiechnęła się z ulgą. Teściowa sama przekroczyła granicę — teraz gra toczyła się według nowych zasad.

Czasem rodzina to nie ci, z którymi dzielimy krew, ale ci, którzy naprawdę dbają o nasze szczęście.

Idź do oryginalnego materiału