„Kogo sprowadzasz do domu, synu…”

twojacena.pl 4 dni temu

„Kogo to wprowadzasz do domu, synku…”

Jadwiga Nowak cały dzień spędziła w kuchni. Przygotowała ulubione sałatki, nadziała gołąbki, upiekła kurczaka z chrupiącą skórką. Dziś był wyjątkowy dzień — jej syn Krzysztof miał po raz pierwszy przyprowadzić swoją narzeczoną.

Dom lśnił czystością, obrus był wyprasowany, a sernik stygł na parapecie. Jadwiga co chwilę poprawiała włosy, zerkała w lustro i czekała z bijącym sercem — tak bardzo chciała spodobać się przyszłej synowej.

Rozległ się dźwięk otwieranego zamka. Jadwiga wyprostowała plecy: „To oni!” — pomyślała i już miała wyjść do przedpokoju, gdy usłyszała stłumione głosy.

— Krzysiu, ty na poważnie? To twoje mieszkanie?… Wygląda jak muzeum — prychnęła z wyższością Kinga.

— Cicho, Kinga… Mama usłyszy. Dlaczego tak…

— Niech słyszy! Może w końcu zrozumie, iż ten grat powinien dawno trafić na śmietnik! — ze złością kopnęła starą szafkę w korytarzu.

— Co ty sobie pozwalasz?! — Jadwiga wyszła z pokoju, jej twarz zbladła, oczy błyszczały. — Jesteś w moim domu, nie na bazarze.

Zapadła ciężka cisza.

Kinga choćby nie przeprosiła. Przy kolacji kręci nosem, ledwo tknęła jedzenie, ciągle narzekała, iż wystrój jest „jak z PRL-u”, i ogólnie — nie zamieszkają tu, póki nie zrobią kapitalnego remontu.

Jadwidze zrobiło się niedobrze. Wstała w milczeniu, wyszła na balkon, przycisnęła dłoń do piersi. Po trzydziestu latach po raz pierwszy żałowała, iż wychowała syna sama. Mąż odszedł, gdy Krzyś miał niecały rok. Dźwigała wszystko sama — pracę, wychowanie, dom.

A teraz ten dom stał się kością niezgody dla obcej kobiety.

Gdy Kinga oznajmiła, iż jest w ciąży, Jadwiga milczała. Już wiedziała: ten związek nie przyniesie nic dobrego. Zbyt różne wartości. Ale dla dziecka, dla syna… Zaproponowała: „Mieszkajcie tu. Mieszkanie duże. Jeden pokój przerobicie po swojemu”.

— Jeden pokój to za mało! — warknęła Kinga. — Chcemy sprzedać tę ruderę i kupić dwa mieszkania.

— Nie pozwolę roztrwonić tego, co moi rodzice budowali całe życie! — Jadwiga nie wytrzymała.

Następnego dnia Krzysztof przyszedł z dokumentami. Prosił o swoją część. Jadwiga podpisała, nie patrząc.

— Sprzedawaj. Rób, jak uważasz. Tylko pamiętaj: z tym domem tracisz nie ściany, ale część rodziny.

Tydzień później Jadwigi nie było. Cicho, nocą, we śnie. Krzysztof znalazł jej zdjęcia na parapecie. Na jednym — trzymała go, niemowlaka, przy babcinym fortepianie.

Stał w pustym pokoju, gdzie teraz słychać było tylko echo.

A meble… Meble Kinga już sprzedała.

Trzy lata później Krzysztof mieszkał w „swoim” kawaleraku. Sam. Kinga z dzieckiem — osobno. A odrestaurowany stary stół z zielonym suknem stał w kącie. Obok — zdjęcie mamy. I każdego wieczora w duchu prosił ją o przebaczenie…

Idź do oryginalnego materiału