Dzisiaj było szczególne popołudnie. Cały dzień krzątałam się po kuchni – przygotowałam ulubione sałatki, gołąbki i pieczonego kurczaka z chrupiącą skórką. Mój syn, Krzysztof Kowalski, miał dziś pierwszy raz przyprowadzić do domu swoją narzeczoną.
Dom lśnił czystością, obrus był idealnie wyprasowany, a ciasto stygło na parapecie. Kilka razy poprawiałam włosy, spoglądając w lustro. Tak bardzo chciałam, by przyszła synowa mnie polubiła.
Wreszcie usłyszałam dźwięk otwieranego zamka. „To oni!” – pomyślałam, prostując plecy, gdy nagle doszły mnie stłumione głosy.
– Krzysiu, na serio? To twoje mieszkanie? Wygląda jak jakiś skansen – prychnęła Weronika.
– Ciszej, Wera… Mama może usłyszeć.
– Niech słyszy! Może wreszcie zrozumie, iż ten grat powinien już dawno trafić na śmietnik! – kopnęła ze złością starą komodę w przedpokoju.
– Jak pani śmie?! – Wyszłam z pokoju, blada ze wzburzenia. – To nie targowisko, tylko mój dom!
Zapadła ciężka cisza.
Weronika choćby nie przeprosiła. Przy kolacji kręciła nosem, ledwo tknęła jedzenie, ciągle wspominając, iż wnętrza są „komunistyczne” i iż absolutnie nie zamieszkają tu bez remontu.
Poczułam, jak ściska mnie w piersi. Wyszłam na balkon, przyciskając dłoń do serca. Po raz pierwszy od trzydziestu lat żałowałam, iż wychowałam syna sama. Mąż odszedł, gdy Krzysio miał zaledwie rok. Dźwigałam wszystko na swoich barkach – pracę, dom, wychowanie.
A teraz ten dom stał się problemem dla obcej kobiety.
Gdy Weronika oznajmiła, iż jest w ciąży, milczałam. Już wiedziałam – ten związek nie przyniesie nic dobrego. Zbyt różne wartości. Ale dla dziecka, dla syna… Zaproponowałam: „Zamieszkajcie tu. Mieszkanie jest duże. Możecie wyremontować pokój dla siebie”.
– Jeden pokój to za mało! – warknęła Weronika. – Chcemy sprzedać ten złom i kupić dwa osobne mieszkania.
– Nie pozwolę roztrwonić tego, co moi rodzice budowali całe życie! – nie wytrzymałam.
Następnego dnia Krzysio przyszedł z dokumentami. Prosił o wydzielenie jego części. Podpisałam, nie patrząc.
– Sprzedawaj. Rób, jak chcesz. Ale pamiętaj – z tym domem tracisz nie ściany, tylko kawałek rodziny.
Tydzień później mnie zabrakło. Cicho, nocą, we śnie. Krzysio znalazł moje zdjęcia na parapecie. Na jednym trzymałam go, niemowlaka, przy babcinym fortepianie.
Stał w pustym pokoju, gdzie słychać było tylko echo.
A meble… Meble Weronika już sprzedała.
Minęły trzy lata. Krzysio mieszka teraz w swoim kawalerku. Sam. Weronika z dzieckiem – osobno. W kącie stoi odrestaurowany stary stół z zielonym suknem. Obok – moje zdjęcie. I każdego wieczoru w myślach prosi mnie o wybaczenie…