Kobieta oddała nowo narodzonego wnuka obcym ludziom. Oto, co się potem wydarzyło

twojacena.pl 2 godzin temu

Kobieta oddała nowo narodzonego wnuka obcym ludziom. Oto, co z tego wyszło.

Dom we snach, i kobietę, tak podobną do tej, która na niego czekała Takie sny miał, gdy jako dziecko chorował i płakał. Bo ta kobieta nie miała twarzy, tylko oczy świeciły jak światełka. Bał się jej, bo wydawała mu się upiorem. Wtedy płakał i wołał mamę. Mama kładła się obok, żegnała go znakiem krzyża i tuliła do serca

Życie, jakie jest. Pochmielny poranek

Jej chaty od dawna omijają kolędnicy. Dzieciaki teraz biegają tam, gdzie dostaną złotówkę, a nie postny placek. Wódka u Marcysi to też nie żaden brand własnej roboty Chyba iż Felek, sąsiad, gdy już solidnie połazikował po wsi i ledwo trzymał się na nogach, zawitał do niej:

Siej się, rośnij, na szczęście, na zdrowie, na nowy rok nalej, Marcysiu! bełkotał wyuczone.

Nalała mu, i sama łyknęła z gościem kieliszek czy dwa łatwiej się zasypia. Szkoda tylko, iż Felek nie myślał, co gada, a zawsze trafił w najczulsze miejsce

No i tak, Marcysiu, dożywamy Ja i moja baba jak te dwa pniaki w lesie! Przynajmniej nikomu nie zazdrościmy. Nikogo nie mamy i po sprawie! A ty masz córkę!

A wypiłbyś se kieliszeczek i nie szczekał jak ten Reks na łańcuchu! A córkę to ja mam! Choć Bóg wie gdzie, ale mam! Więc wynoś się do domu i nie pierdol! Rozsiadł się i plecie! Idź już! warknęła na sąsiada.

Felek nie kwapił się do wyjścia, choć Marcysia już go niemal wypychała za drzwi.

Wiem, czemu się złościsz Wiem I cała wieś wie, iż oddałaś swojego wnuka obcym. Powiedz, iż to nieprawda? No powiedz! Eee A wiesz, co baby we wsi mówią? Ten chłopak śni ci się po nocach! Dlatego świecisz w ciemności, bo się boisz No nie? Boisz się? Hehehe zaśmiał się szyderczo, zaglądając jej w oczy.

Słuchaj! Pijaku śmierdzący! Poszedłbyś już! Zapomnij drogę do mnie! Zapomnij! Marcysia złapała go za kołnierz zatłuszczonej kurtki i, jak obrzydłego kota, wywlekła za próg.

Zwariowałaś, Marcysiu! Przecież ja tylko puść! nie mógł się wyrwać z jej rąk.

Nigdy więcej! Słyszysz! Nigdy więcej nie przychodź! krzyczała za nim.

A on tylko się rechotał Co prawda, więcej nie przyszedł ani po kieliszek, ani na pogawędkę. Może się wstydził, a może bał. Ona by mu wybaczyła, gdyby znów zawitał. Bo oprócz niego nie miał kto, a przecież, jak mówią, wypada. Nikt nie słyszał, co jej nagadał A prawdę powiedział I to boli najbardziej.

Naprawdę śnił jej się chłopiec. Nigdy nie mogła dojrzeć jego twarzy. Tylko oczy, jak światełka, świecą Stoi na progu i prosi o kolędę ale nie przekracza progu, nie śpiewa Nieraz ten sen powracał, a może to wcale nie sen

* * *

Słońce już było wysoko, a Marcysia wiedziała, iż Felek tym razem na pewno nie przyjdzie. Przypomniała sobie tamtą sprzeczkę i znów poczuła na palcach tłusty lep od jego kurtki. Sama usiadła do stołu, nalała sobie kieliszek Święto przecież!

Na podwórku zaszczekał, aż się zakrztusił, Reks i zaraz skrzypnęły drzwi od sieni. Ktoś idzie.

Z kolędą przychodzę! Można? w progu stał przystojny młody mężczyzna.

Marcysia zerwała się od stołu i stanęła przed nim jak na baczność:

Kolędujcie, skoro przyszliście

Na szczęście, na zdrowie sypał ziarnem nieznajomy.

Marcysia nie spuszczała z niego wzroku. Zauważyła, iż kolęduje, ale oczami biega po kątach. Ukradnie przemknęło jej przez głowę. Żeby choć Felek przyszedł

A może coś chcieli czy tylko pokolędować Kogo szukacie? I kim wy jesteście? spytała niepewnie.

No przecież kolędnika wypada poczęstować, czy nie ma czym? Ale ja swoje mam śmiało podszedł do stołu i wyciągnął z torby wino, kiełbasę, ciastka.

Marcysia, całkiem oszołomiona, wyjęła z pieca żeliwny garnek z ziemniakami i skwarkami i usiadła naprzeciw gościa, który tak sprawnie pomógł jej nakryć stół.

Pewnie od Lusi jakiś jej znajomek Ale chyba za młody. I po co go przysłała myślała, nakładając jedzenie.

Tymczasem gość nalał wino do szklanek, a ona nie wiedziała, co robić dalej. Trzeba było coś powiedzieć

Widzę, iż nie tutejszy. Kogoś szukacie?

Szukam Wy Marcysia Janowa?

Ja!

A mąż wasz był Piotr Janowicz?

Był ale zmarł

A córka wasza to Lucyna Piotrowna? Niestety, nic o niej nie wiem

Tak tak

No to jeżeli to wszystko prawda, to ja jestem waszym wnukiem Wiktorem mężczyzna wstał i podał Marcysi rękę przez stół bardzo mi miło!

Świat zakręcił się przed jej oczami Natychmiast przypomniała sobie tamtego chłopca, który czasem prosił ją o kolędę we śnie. Ten nieznajomy patrzył na nią takimi samymi oczami jak tamten chłopiec

Marcysia krzyknęła i zachwiała się Ale silne ręce podtrzymały ją i posadziły na ławie.

Nie bójcie się mnie! Ja bez pretensji Tylko Chciałem zobaczyć was, i ten dom, gdzie mnie nie przyjęli kiedyś Niedawno moja prawdziwa mama umarła, a przed śmiercią wszystko mi opowiedziała. No to przyjechałem. Zobaczyć

Marcysi wydawało się, iż płacze na całą wieś, ale w rzeczywistości tylko cicho łkała. I po raz pierwszy w życiu opowiedziała, jak było wtedy. Ten mężczyzna, który nazwał się jej wnukiem, patrzył jej w oczy uważnie, a ona nie wiedziała, gdzie je schować. Gdy skończyła, Wiktor wstał, westchnął, rzucił okiem po chacie Jak przyszedł obcy, tak i wyszedł, rzucając na progu:

Żyjcie sobie z Bogiem On wam osądzi Nie ja

Tylko śnieg zakurzył za jego samochodem. Nie zdążyła choćby zobaczyć numer

Idź do oryginalnego materiału