Kiedy się wynosisz, Marysiu?

newskey24.com 1 dzień temu

Kiedy się wyprowadzasz, Marysiu?

Matka stała w drzwiach kuchni, oparta o futrynę. W rękach trzymała kubek z herbatą, a w głosie czuć było obojętność wymieszaną z czymś na pograniczu pogardy.

W sensie wyprowadzam się? Marysia powoli oderwała wzrok od laptopa, który grzał jej kolana. Mamo, ja tu mieszkam. Pracuję.

Pracujesz? powtórzyła matka, a na jej twarzy przemknął krzywy uśmiech. No tak. To to twoje siedzenie w internecie. Piszesz te swoje wierszyki? Czy tam artykuły? Kto to w ogóle czyta?

Marysia gwałtownie zamknęła laptop. W piersi ścisnęło ją jakby kleszczami. Nie pierwszy raz słyszała, iż jej praca nie jest prawdziwa, ale za każdym razem było to jak policzek.

A przecież się stara. Freelancing to nie bułka z masłem godziny poprawek, terminy, teksty pisane do rana, klienci, którzy chcą wszystkiego na wczoraj i nie płacą na czas

Mam stałe zlecenia wyszeptała. I pieniądze też są. Płacę za czynsz, za

Nikt niczego od ciebie nie wymaga machnęła ręką matka. Po prostu sytuacja taka, Marysiu.

Jesteś dorosła, rozumiesz. Tomek z Olą chcą się wprowadzić. Mają dwójkę dzieci, Marysiu. Dzieci. W ich kawalerce jest im ciasno, sama wiesz.

A ja? Ja nie jestem rodziną? wybuchnęła nagle. Głos zadrżał.

Jesteś sama, Marysiu. Masz siebie. A oni dzieci, rodzinę. Ty jesteś mądra, samodzielna. Znajdziesz gdzie mieszkać. Może w końcu pójdziesz do normalnej pracy.

Ludzie pracują od dziewiątej do siedemnastej, nawiasem mówiąc, a nie ślęczą nocami przy laptopie.

Marysia milczała. W gardle stał jej gorący guzek. Bo tłumaczyć nie miało sensu. Matka nigdy nie zrozumiała, czym się zajmuje.

Nigdy nie zapytała: A co adekwatnie piszesz? Gdzie można przeczytać?

Tylko wymówki, pobłażliwe spojrzenia, zdania w stylu: Lepiej byś poszła na kasę.

*Sama*. To słowo dźwięczało w uszach. Jak wyrok. Jak powód, by ją wymazać z mieszkania, z życia, z rodziny.

Gdy ojciec wrócił z pracy, rozmowa się powtórzyła. Tylko teraz w pokoju był on, matka i ona jak na jakimś domowym sądzie.

Tomek z żoną wiele osiągnęli zaczął ojciec, siadając w fotelu. Oboje pracują, dwójka dzieci.

A ty Tak, jesteś dzielna, iż nie siedzisz z założonymi rękami. Ale czas wziąć się poważnie za życie.

Tato, ja tu mieszkam. Nie jestem darmozjadem! Zarabiam, choćby jeżeli w domu, choćby w piżamie! Płacę za jedzenie, za czynsz, nie wiszę wam na karku!

Nie zrozumiałaś przerwał. Nie chodzi o pieniądze. Chodzi o potrzebę.

Tomek ma dwójkę dzieci, słyszysz? Młodszy ma półtora roku. To mieszkanie jest im potrzebne. Im jest ciężko.

A mnie jest lekko?! wyrwało się z niej. Ja, według was, nie mam trudności?!

Mam 28 lat, nie mam wsparcia, ani męża, ani dzieci. Tylko pracę, której sami nie uznajecie!

Wymienili spojrzenia. Jakby ich zmęczyła. Jakby wszystko, co mówiła, było kaprysem, a nie bólem.

Jesteś silną dziewczyną matka pokiwała smutno głową. Dasz sobie radę. A Tomek z Olą oni choćby nie mają czasu myśleć

A ja mam? pomyślała, ale nie powiedziała tego głośno. Bo sił już nie było.

I gdzie mam się podziać? ochryple zapytała. Nie proszę was o nic. Ani o pieniądze, ani o pomoc. Tylko o kąt. Tylko o zrozumienie.

No wynajmiesz coś niepewnie powiedziała matka. Teraz wszyscy tak żyją. Młodzi wynajmują. A ty przecież nie pracujesz oficjalnie. Więc możesz się przeprowadzić.

Słyszycie w ogóle, co mówicie?!

Marysia nie pamiętała, jak skończył się ten wieczór. Pamiętała tylko, jak długo siedziała na parapecie, wpatrzona w ciemne podwórko.

Deszcz padał, jak na złość, a krople spływały po szybie jak łzy tylko bez szlochu.

Następnego ranka obudził ją hałas w korytarzu. Walizki. Głosy. Krzątanina.

Marysiu, tu na razie postawimy rzeczy Tomka powiedziała matka, choćby na nią nie patrząc. Oni się przeprowadzają, rozumiesz.

Zrozumiała. Zrozumiała od początku. Tylko żyć z tym było ohydnie.

Marysiu, decyzja już zapadła. Matka mówiła tym samym tonem, jakby prosiła o podanie soli przy obiedzie. Lekko. Zwyczajnie. Bez drgnienia duszy.

Więc nie pytacie, nie proponujecie stawiacie mnie przed faktem?

A o co tu pytać, Marysiu? Jesteś dorosła. Trzeba już stać na własnych nogach. Nie w przedszkolu.

Poza tym, to tymczasowe. Znajdziesz coś do wynajęcia może później coś się zmieni.

Tymczasowe? Tak. Na kilka dekad. Aż Tomek nie doczeka się wnuków.

Znowu ta twoja ironia. Matka przewróciła oczami. Zawsze wszystko bierzesz do siebie.

Chodzi o troskę. Nie jesteśmy twoimi wrogami. Ale trzeba rozumieć: rodzina to nie tylko ty.

Oczywiście, iż nie tylko ja gorzko się uśmiechnęła. Wszystko dla Tomka. Wszystko dla Tomka. A ja jestem zbędna. Duch na kanapie. Zniknąć, tak?

Przesadzasz. Ojciec znów stanął w drzwiach. Tomek to syn, jakby nie było. A ty jesteś silna. Zrozumiesz nas.

Nie chcę być silna. Chcę być potrzebna

Następnego dnia Marysia poszła obejrzeć pokój do wynajęcia.

Dwie przecznice od domu a świat się zmienił: szara klatka schodowa z zardzewiałymi drzwiami, sąsiadka emerytka, która mamrotała o wyjących nocą kotach.

Mieszkanie przypominało muzeum staroci: tapety z odchodzącymi różami, dywan na ścianie, stołek bez nogi.

Właścicielka kobieta z głosem po papierosach i wyrazem twarzy, jakby przyszła pożyczyć pieniądze.

Gdzie pani pracuje? spytała podejrzliwie.

Jestem freelancerką. Piszę artykuły. Online.

Online? Co to znaczy?

Na komputerze. W internecie.

Idź do oryginalnego materiału