Pani, czy wie pani, czy nasz autobus już odjechał? zapytał zdyszany mężczyzna.
Proszę pani, czy może pani powiedzieć, czy ostatni autobus już odjechał? podbiegł do przystanku starszy pan w zniszczonej kurtce i sportowych spodniach, z wypchaną torbą przewieszoną przez ramię. Miał zwyczajną twarz z wąsami, których Halina Kowalska nigdy nie lubiła. Odwróciła się, nie odpowiadając.
Proszę pani, czy to takie trudne powiedzieć? Czy autobus już odjechał? Przecież pani też czeka! mężczyzna odsapnął i rzucił ciężką torbę na ławkę obok Haliny.
Na nic i na nikogo nie czekam odparła zirytowana, ale pomyślała, iż jest już późno, a kto wie, kim jest ten człowiek. Dlatego dodała łagodniej: Jakiś autobus odjechał przed pięcioma minutami, nie zwróciłam uwagi.
No to koniec! mężczyzna upadł na ławkę z takim impetem, iż Halina aż się przestraszyła, czy się nie zawali. Zerwała się na równe nogi.
Też pan się spóźnił? mruknęła, coraz bardziej poirytowana.
Halina poprawiła płaszcz i postanowiła wracać do domu. Nagle, godzinę wcześniej, ogarnęło ją dziwne uczucie brakowało jej powietrza, czuła się samotna, choć nigdy wcześniej tak nie było.
Całe życie Halina Kowalska spędziła sama i była z tego zadowolona. Przyjaciółki wyszły za mąż, miały dzieci, ale ona tego nie pragnęła. Wspominała, jak matka na wsi rodziła jedno po drugim. Trójkę oddała do internatu, a Halina, najstarsza, uciekła do miasta. Skończyła szkołę zawodową, została księgową i całe życie pracowała w kawiarni „Złota Jesień” gwar, muzyka, pyszne jedzenie!
Najpierw była zwykłą księgową, potem główną, aż do emerytury. Wesela, jubileusze nigdy się nie nudziła. Dobre zarobki, smaczne jedzenie, kupiła mieszkanie, jeździła na wakacje. Innego życia nie chciała.
Rok temu nowy właściciel kawiarni oznajmił, iż Halina nie nadąża za nowoczesnymi metodami pracy. Wysłał ją na emeryturę, choć sama nie planowała odejść.
Najpierw szukała nowej pracy, ale oferty były nieciekawe, a tam, gdzie jej się podobało, potrzebowali młodych. Machnęła ręką miała oszczędności, niewiele, ale starczy. I tak trafiła na emeryturę niby wolna, ale nagle poczuła pustkę.
Pierwsze miesiące były wspaniałe żyła bez planów, bez budzika, chodziła na wycieczki, choćby próbowała nordic walking. Ale w końcu i to ją zmęczyło. Tej nocy po prostu wyszła na ulicę i usiadła na przystanku.
Samochody mijały ją z hukiem, światła migotały, ludzie rozmawiali, śmiali się. A ona siedziała i czuła, jakby jej nie było. Jakby miasto żyło swoim życiem, a jej własne nie miało znaczenia. Nikomu nie była potrzebna. Nikomu na całym świecie!
I nagle ten mężczyzna.
Też nie ma pani gdzie spać? Ja już raz nocowałem na ławce, dziś znów się spóźniłem. Mieszkam za miastem, pracuję na zmiany. Noce były ciepłe, ale dziś chłodno! Ale nic, mam kanapki z kiełbasą, niech się pani nie boi. Proszę, chleb świeży, kiełbasa dobra, a ja zaraz termos wyjmę herbatę gorącą wypijemy, z cukrem, rozgrzejemy się.
Mówił tak, jakby znali się od lat, i wcisnął kanapkę w dłoń Halinie. Chciała odmówić, ale nagle zrozumiała, iż jest strasznie głodna. Nie jadła kolacji, prawie nic na obiad. Ugryzła jakie to smaczne! Od lat nie kupowała kiełbasy dieta, a tu chleb pachnący, kiełbasa… mniam!
Mężczyzna zaśmiał się:
No co, dobra, co? Trzymaj, herbatę nalewam, uważaj, gorąca. Jak pani na imię?
Halina Kowalska odpowiedziała z pełnymi ustami.
Halina! A ja wujek Tadeusz, znaczy się, Tadeusz Nowak. W fabryce pracowałem, zwolnili, teraz ochrona, zmiana dzienna. Nieźle się żyje, tylko matka chora, staruszka, na leki zarabiam, może jeszcze pożyje. Żona poszła do innego, syn dorósł no, żyję i tyle. Westchnął, uśmiechnął się, ale w oczach miał smutek.
A pani daleko do domu? Może taksówkę zawołam? Mnie nie podwiozą, za miasto w nocy nie jeżdżą, podwójna stawka. Pani powinno starczyć. Wujek Tadeusz spojrzał na nią z uśmiechem, a Halinie nagle przypomniał się kolega ze szkoły, Jasiek, który zawsze przynosił jej kanapki i karmił głodną. Patrzył tak samo życzliwie, z lekkim przekąsem. Teraz i ona poczuła się jak dziewczyna, jakby nie było kawiarni „Złota Jesień”, emerytury, samotności.
Skończyła kanapkę, wypiła herbatę i niespodziewanie powiedziała:
Chodźmy do mnie, wujku Tadeuszu. Nie będziemy spać na ławce. Mam dom blisko, nie trzeba jechać. Tylko zachowuj się przyzwoicie, bo ręka u mnie ciężka, nie myśl, iż stara!
Mężczyzna spojrzał na nią zdumiony, potem na dom za plecami, znów na Halinę.
To po co pani tu siedziała? Na co czekała?
Na nic nie czekałam. Nie ma już na co. Idziesz, czy nie? Halina odwróciła się i poszła w stronę domu. Tadeusz Nowak złapał torbę.
No jakże nie? Niefajnie tak! Ale ja… tylko na podłodze, w kącie, rano zaraz jadę. Dziękuję, bo zimno. Ruszył za Haliną, kręcąc głową ze zdumienia.
Rano Halinę obudziło stukanie. Wyszła do kuchni Tadeusz już wstał, spał na kanapie, a teraz coś naprawiał w łazience.
Halina, spłuczka ci cieknie, załatwiłem. Zasłużyłem na śniadanie? Wyprostował się, uśmiechnął, a ona oniemiała. Przed nią stał obcy mężczyzna w koszuli, pół siwy, pół mokry pewnie się właśnie umył. A w niej coś zabiło radośnie, sama nie wiedziała dlaczego.
No to na śniadanie, wujku Tadeuszu, zasłużyłeś. Jajecznica z pomidorami? Halina uśmiechnęła się. A tak w ogóle, pralka mi też słabo działa, zostaje woda. I jeszcze…
I tak wujek Tadeusz został u Haliny do następnej zmiany. Zadzwonił do












