Kiedy jajko przypomniało o przeszłości: opowieść o miłości ukrytej w ciszy

newsempire24.com 3 dni temu

Dziewiętnaście lat razem. Dziewiętnaście lat pod jednym nazwiskiem, pod tym samym adresem, tej samej drogi do pracy. A teraz – osobne posiłki. Nie tylko różne dania – różne lodówki. Różne garnki. choćby sól każdy ma swoją. Aż do tego doszło.

Najpierw były kłótnie – gwałtowne, z krzykami i trzaskaniem drzwi. Potem – pojednania, zmęczone i bez radości. A potem… nic. Ani kłótni, ani pojednań. Pustka. Ona spała w małym pokoju, który kiedyś był gabinetem. On – w sypialni, która pozostała z czasów, gdy byli „nami”. A teraz – tylko dwie osoby dzielące jedno mieszkanie.

O rozwodzie nikomu się nie mówiło. Po co? Wydawało się, iż wszystko jest jasne. On żył swoim życiem. Ona – swoim. Jeździł sam do sanatorium w Krynicy, gdzie poznał kobietę. Weronika. Uśmiechnięta, spokojna. Pisała do niego listy. On odpowiadał. Były tam słowa, których w domu nie słyszał: „rozumiem”, „czekam”, „dbaj o siebie”. Czuł, iż wreszcie znalazł sens.

A ona… Ona tylko milczała. Patrzyła przez okno. Prała jego koszule. Wracała z pracy i nie włączała telewizora – by nie przeszkadzać. Gotowała sobie osobno – kaszę, sałatkę, czasem rybę. Nie było o czym rozmawiać. Bo gdy już wszystko zostało powiediane, zostaje cisza. A w tej ciszy – ból, którego nikt już nie chce dzielić ani leczyć.

I wtedy pewnego ranka. Najzwyklejszy. Styczeń, lekki mróz, za oknem skrzypienie śniegu. Wstała wcześniej. W kuchni było chłodno. Włożyła stary szlafrok z odchodzącym guzikiem, włączyła kuchenkę. Postawiła małą patelnię, tę samą, którą dostali na nowe mieszkanie. Na niej – jedno jajeczko. Małe. Staranne, z żółtym sercem w środku. Jak symbol. Jak wspomnienie.

Stała przed kuchenką, drobna, chuda, z wymęczoną „chemią” na głowie, i patrzyła, jak białko wolno ścina się po brzegach. Nagle w drzwiach kuchni pojawił się on. Senny, nieogolony, z kubkiem w ręce. Chciał nalać sobie herbaty. Nic nadzwyczajnego.

Ale jej spojrzenie było. Smutne. Ciche. I w nim – ani wyrzutu, ani pretensji. Tylko prośba. Prawie dziecięca. Uniosła lekko patelnię i zapytała:

— Zjesz jajeczko?

Tak prosto. I tak przerażająco.

Zamarł.

Jakby ktoś oblał go wspomnieniami – runęły jak lawina. Kwatera w akademiku w Białymstoku. Jeden materac. Jeden garnek. Jajko – na dwoje. Jeden widelec, jedna szklanka. I ona – dziewczyna z kucykiem, śmiejąca się, podbiegająca do niego w kolorowym szlafroku. I jej głos: „Jedz, póki gorące!”

Wtedy patrzyła nie z bólem – z iskrą. Jak kucyk z zabawną grzywką. Lekka, zakochana, śmiała. A on – szczęśliwy. Bez złotówki w kieszeni, ale z uczuciem, iż wszystko przed nim.

A teraz – dwie lodówki. Dwa łóżka. Dwa życia.

Postawił kubek na stole. Podszedł. Ostrożnie wziął od niej patelnię i postawił z powrotem na kuchence. A potem – objął ją. Cicho. Mocno. Ostrożnie.

Nie od razu zrozumiała. Zastygła. choćby nie oddychała.

Szeptał:

— Przepraszam. Nie wiem, co się ze mną działo. Jakaś ciemność w głowie. Jak zamroczenie. Jak we śnie. Ale obudziłem się. Dopiero teraz. Przepraszam.

Nie odpowiedziała. Tylko wtuliła czoło w jego klatkę. A on… może płakał. Nie widziała. Był wysoki, a ona – mała. I nie musiała widzieć. Czuła.

A na kuchence zostało to jedno jajeczko. Samotne, ze złocistym żółtkiem, na maleńkiej patelni.

Życie – dziwna rzecz. Czasem wszystko się rozpada. Ale czasem – przypomina. Serce pamięta to, co rozum zapomina. Czasem wystarczy jedno spojrzenie. Jedno pytanie. Jedno jajeczko.

Czasem miłość to tylko zdrobnienie. Wydaje się mała. Słowo, gest, patelniczka. Ale jest wielka. Tylko schowała się w codzienności, w zmęczeniu, w milczeniu.

I jeżeli pewnego dnia wyjrzy, całkiem malutka – chwytaj ją. Nie puszczaj. Bo to właśnie ona jest prawdziwa.

Idź do oryginalnego materiału