Kiedy babcia odkrywa plany wnuka, gwałtownie sprzedaje mieszkanie i wyjeżdża za granicę.

polregion.pl 2 dni temu

Correction: Większą część życia byłem przekonany, iż więzy krwi oznaczają miłość i szacunek. Ale ostatnie wydarzenia zupełnie zmieniły moje zdanie. Chodzi o sprawę, w której wnuk niemal wyrzucił własną babcię z jej mieszkania. Na szczęście okazała się sprytniejsza niż wszyscy myśliwi na jej spadek. Dziś jedni zgrzytają zębami, a inni podziwiają jej siłę.

Babcia Danuta, siedemdziesiątkę już przekroczyła, ale energia aż buzuje. Całe życie pracowała, wychowała dwoje dzieci, zawsze pomagała innym. Po śmierci męża została sama w trzypokojowym mieszkaniu w centrum Poznania. I właśnie na ten metraż zaczął ostrzyć zęby jej wnuk, Krzysiek, brat mojej żony.

Krzysiek z żoną Magdą i trójką dzieci od latwiedli jak pies z kotem w ciasnym mieszkaniu teściowej. Ale własne kupować nie chcieli – „po co kredyt, skoro jest babcia z mieszkaniem?”. Czekali, aż staruszka „odejdzie”, a oni odziedziczą. Choć głośno tego nie mówili, widać to było w ich spojrzeniach i szyderczych uwagach.

Danuta jednak miała inne plany. Nie narzekała, chodziła na koncerty, do teatru, a choćby na randki, co dopurowadzało Krzyśka do białej gorączki. Nie mógł znieść, iż babcia żyje pełnią życia zamiast „czekać przyzwyczajona w fotelu”. W końcu wszczął awanturę – namawiał ją, by przepisała mieszkanie na niego, a sama przeniosła się do domu opieki. „Będziesz miała lekarzy, a nam nie będziesz zawadzać” – tłumaczył „troskliwie”.

Babcia nie odpowiedziała. Po prostu wyszła, zamknęła się w sypialni, a następnego dnia pojawiła się u nas. Już wcześniej proponowaliśmy, by zamieszkała z nami, a mieszkanie wynajęła i zbierała na wymarzoną podróż do Grecji. Wahala się, ale po słowach wnuka – decyzja była natychmiastowa.

Znaleźliśmy porządnych lokatorew, babcia zaczęła odkładać pieniądze. Wtedy Krzysiek wytoczył ciężkie działa: dzwonił, wrzeszczał, iż „zrobiliśmy z babci wariatkę” i żądał… części z czynszu. Magda z kolei zaczęła nas nachodzić – najpierw z dziećmi, potem sama. Uśmiechnięta, pytała o „zdrowie kochanej babci”, ale cel był jasny: czekali, aż w końcu umrze.

Tymczasem życie potoczyło się inaczej.

Danuta poleciała do Grecji. Przysyłała zdjęcia spod Akropolu, z plaży na Santorini. A gdy wróciła? Stwierdziła: „Chcę więcej!”. Zaproponowaliśmy, by sprzedała swoje mieszkanie, kupiła kawęrkę na peryferiach, a resztki pieniędzy przeznaczyła na podróże.

Sprzedała „trzy pokoje” i kupiła małe mieszkanko na Wildzie. A z pozostałych środków ruszyła w Europę – była we Włoszech, Austrii, a w Hiszpanii… poznała mężczyznę. Enrique, wdowiec, emeryt. Poznali się na wycieczce, a miesiąc później wzięli ślub. Brzmi jak bajka? Byliśmy tam, na tej uroczystości. Mała ceremonia pod Pampeluną, wino, światła, uściski. Piękne.

A Krzysiek? Znów się odezwał. Teraz żądał… nowego mieszkania babci. „Jak już wyszła za mąż, to niech odda kawalerkę! W końcu trojeczka dzieci, a myBabcia tylko westchnęła i powiedziała: „Krzyśku, życie to nie tylko cztery ściany – czasem trzeba wyjść i zobaczyć, co świat ma do ofiarować.”

Idź do oryginalnego materiału