Już mam Ciebie dość!” — pomyślałam o szwagierce, ale milczałam, a ona znów przyjechała na weekend z walizką…

twojacena.pl 16 godzin temu

— Aż mi się ciebie znudziło! — krzyknęłabym w duchu do szwagierki, ale ugryzłam się w język. A ona, jakby nigdy nic, znów z walizką na weekend…

Nazywam się Kasia, mam trzydzieści dziewięć lat. Z moim mężem, Wojciechem, jesteśmy razem już dwanaście lat. Mamy naprawdę zgrane małżeństwo, rośnie syn, wszystko niby gra. Ale jest jedno „ale”, które od lat zatruwa mi życie. To jego siostra — Agata.

Agata jest od Wojtka starsza o osiem lat. Nigdy nie wyszła za mąż, dzieci nie ma. Mieszka sama w domu naprzeciwko i… mieszka de facto też u nas. Nie przerysowuję. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak duch — cicho, natrętnie i codziennie. Czasem mam wrażenie, iż klucze do naszej klatki wyrastają jej prosto z torebki.

Z początku starałam się być uprzejma, choćby miła. No cóż, siostra męża, rodzina, w końcu. Myślałam — przyjdzie, pogadamy, herbatę wypijemy i pójdzie. Ale ona przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na urlop. I w gościnę, gdy zapraszaliśmy innych. choćby gdy chorowałam — wpadała.

Agata — to człowiek bez hamulców. Wiecznie musi coś skomentować: jak gotuję, jak wychowuję syna, jak się ubieram. Raz za cicho siedzę, raz za głośno się śmieję, ciasto za suche, a mieszkanie „nieidealnie posprzątane”. Najgorsze, iż nie prosi — rozkazuje. A ja to łykam. Bo nie lubię awantur. Bo Wojtek mówi: „Kasieńko, no pocierp, przecież ona taka samotna, poza nami — nikogo”.

Cierpiałam. Ale cierpliwość ma swoje granice.

Agata pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Wraca wcześniej niż ja i… ląduje u nas. Wchodzę — a ona już siedzi na kanapie, telewizor warczy, kot schował się pod łóżko. Syn w telefonie. A ona — jak pani domu. Zupa czeka. Albo ja czekam, aż zwolni łazienkę. Je z nami obiad, potem godzinami opowiada swoje „przygody” w urzędzie skarbowym, których nikt nie słucha. W końcu wychodzi. Czasem — zostaje na noc, bo „boi się sama podczas burzy” albo „kaloryfery u niej słabo grzeją”.

Gdy wybieraliśmy się gdzieś — jechała z nami. Nieważne, iż marzyłam o weekendzie we dwoje. Nieważne, iż Wojtek obiecał mi wyjazd nad morze na urodziny. Agata była tam. W naszym pokoju. Z drugim łóżkiem. I wszystko — na koszt Wojtka. A przecież zarabia całkiem przyzwoicie, oszczędza, jak sama mawia, „na czarną godzinę”. Wygląda na to, iż tę czarną godzinę widzi we mnie.

A teściowa Wojtka? Ta w ogóle uważa, iż jestem niewdzięczna. „Agatka nie jest obca, tylko samotna i nas potrzebuje”. Rozumiem, iż nie ma ani męża, ani dzieci. Ale dlaczego ja mam płacić za to własnym komfortem?

Raz powiedziałam Wojtkowi wprost:

— Mam dość. Ona przekracza granice. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!

On tylko wzruszył ramionami:

— No i co ja mogę? To moja siostra…

Ostatnio był szczyt. Poszliśmy z mężem do teatru — we dwoje. Wyprosiłam ten wieczór. Uprzedziłam koleżankę, żeby zajęła się synem. Ledwo usiedliśmy — telefon. Agata.

— A wy gdzie?! Dlaczego mnie nie zabraliście?! Wantujecie mnie wyrzucić z rodziny?! — wrzeszczała do słuchawki.

Dwa dni później znów zapukała. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. „Weekend mam wolny, pomyślałam, iż spędzimy go razem”.

Stałam w kuchni, trzymając się blatu. Omal nie krzyknęłam. Ale milczałam. W środku coś pękło.

Nie wiem, jak powiedzieć Wojtkowi, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez niekończących się rad. Bez awantur. Bez Agaty.

Boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni — będę musiała odejść. Żeby znów móc oddychać pełną piersią. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy między tobą a mężem staje jeszcze jedno życie. Zbyt głośne. Zbyt wścibskie. Zbyt… obce.

Idź do oryginalnego materiału