Jak wpadłam w tarapaty – zostałam niewolnicą w rodzinie męża.

newskey24.com 1 dzień temu

Wpadłam w poważne tarapaty, muszę wam opowiedzieć — stałam się niewolnicą w rodzinie męża.

W małej wsi pod Lublinem, gdzie wiatr niesie zapach świeżo skoszonego siana, moje życie, które zaczęło się od miłości, zamieniło się w nie do zniesienia niewolnictwo. Nazywam się Kinga, mam 28 lat, a trzy lata temu wyszłam za mąż za Wojtka. Myślałam, iż znalazłam rodzinę, ale zamiast tego stałam się współczesną kopią służącej — dla męża, jego rodziców i całej rodziny. Moja dusza krzyczy z rozpaczy i nie wiem, jak wydostać się z tej pułapki.

Miłość, która oślepiła

Gdy poznałam Wojtka, miałam 25 lat. Był z sąsiedniej wsi — wysoki, z dobrym uśmiechem i ciepłym spojrzeniem. Poznaliśmy się na jarmarku w powiecie, a jego prostota mnie urzekła. Mówił o rodzinie, dzieciach, życiu na wsi, gdzie wszyscy trzymają się razem. Ja, miejska dziewczyna, marzyłam o takim przytulnym domu. Po roku wzięliśmy ślub i zamieszkałam z nim na wsi. Wtedy nie wiedziałam, iż ten krok stanie się moim wyrokiem.

Wojtek mieszkał z rodzicami, Martą i Janem, w dużym domu. Jego starszy brat z rodziną i mnóstwo krewnych często nas odwiedzali. Myślałam, iż włączą mnie do swojego życia, iż stanę się częścią tej dużej rodziny. Ale już pierwszego dnia zrozumiałam: oczekują ode mnie nie miłości, tylko pracy. „Jesteś młoda, sprawna, więc bierz się do roboty” — powiedziała teściowa, a ja, głupia, skinęłam głową, nie rozumiejąc, w co się wpakowałam.

Niewolnictwo zamiast rodziny

Moje życie stało się niekończącym się cyklem obowiązków. Wstaję o piątej rano, żeby przygotować śniadanie dla całej rodziny. Teść lubi kaszę, teściowa jajecznicę, a Wojtek kanapki. Potem sprzątanie w ogromnym domu, pranie, praca w ogródku. W południe przychodzą krewni i gotuję obiad dla tłumu: barszcz, kotlety, kompot. Wieczorem kolacja, zmywanie, a nocą padam bez sił. I tak codziennie, bez weekendów, bez odpoczynku.

Teściowa dowodzi jak generał: „Kinga, źle obierasz ziemniaki”, „Kinga, słabo umyłaś podłogę”. Teść milczy, ale jego wzrok mówi: „Tu jesteś nikim”. Krewni męża, przychodząc w gości, choćby nie witają się — po prostu siadają do stołu i czekają, aż ich obsłużę. Wojtek, mój mąż, zamiast mnie wspierać, powtarza: „Słuchaj mamy, ona wie lepiej”. Jego obojętność jest jak nóż w serce. Myślałam, iż będzie moją ochroną, a on stał się częścią tego systemu, gdzie ja jestem służącą.

Moment rozpaczy

Ostatnio w końcu pękłam. Gdy Marta znowu skrytykowała moją zupę, a krewni zostawili stertę brudnych naczyń, krzyknęłam: „Nie jestem waszą służącą! Też jestem człowiekiem!” Wszyscy zaniemówili, a teściowa zimno odpowiedziała: „Nie podoba ci się — wracaj do miasta. Przyzwyczaiłaś się, iż wszystko pod nosem”. Wojtek milczał i to mnie dobiło. Wybiegłam na podwórko, łkając, i zrozumiałam: jestem w pułapce. Nie mam dokąd uciec — w mieście nie mam mieszkania, a mama mieszka daleko. Ale zostać — znaczy stracić siebie.

Zaczęłam zauważać, iż choćby mój wygląd się zmienił. Kiedyś radosna i zadbana, teraz wyglądam na zmęczoną, z gasnącym spojrzeniem. Moja przyjaciółka Ola, widząc mnie, aż krzyknęła: „Kinga, wyglądasz jak staruszka! Uciekaj stąd!” Ale jak uciec, skoro kocham Wojtka? Czy jeszcze go kocham? Jego milczenie, jego bierność zabiły we mnie tę miłość, z którą szłam do ołtarza. Czuję, iż tonę i nikt nie poda mi ręki.

Tajny plan ucieczki

Zaczęłam marzyć o ucieczce. W tajemnicy odkładam pieniądze — małe sumy, które udaje mi się zaoszczędzić na zakupach. Chcę zebrać na wynajem mieszkania w mieście i uciec z tego koszmaru. Ale paraliżuje mnie strach: co powie mama, która tak cieszyła się z mojego małżeństwa? Co będzie z Wojtkiem? Jak dam radę sama? Boję się też, iż teściowa z rodziną zrobią wszystko, żeby ośmieszyć mnie przed wsią. Ich władza tu jest nieograniczona.

Ale wczoraj, stojąc przy kuchni i słuchając kolejnych uwag, obiecałam sobie: wyrwę się stąd. Nie jestem służącą, nie jestem niewolnicą. Jestem młoda, mam siły i znajdę drogę. Może zacznę pracować zdalnie jak Ola, może wróćę do marzeń o byciu florystką. Ale nie zostanę tu, gdzie moje życie to tylko garneczki i cudze rozkazy.

Krzyk o wolność

Ta historia to mój krzyk o pomoc. Wpadłam w tarapaty, wychodząc za mąż za człowieka, którego rodzina widzi we mnie tylko siłę roboczą. Marta, Jan, krewni — wszyscy uważają, iż powinnam im służyć. Ale już nie daję rady. Wojtek, którego kochałam, stał się częścią tego systemu i to rozdziera mi serce. Nie wiem, jak odejść, ale wiem, iż muszę. W wieku 28 lat chcę żyć, a nie wegetować. Niech moja ucieczka stanie się moim wybawieniem — albo końcem.

Życie nauczyło mnie jednego: czasem miłość to za mało, by ocalić godność. Trzeba mieć odwagę, by powiedzieć „dość”.

Idź do oryginalnego materiału