Jak ruch kobiecy nauczył kobiety nienawidzić mężczyzn – Erin Pizzey (1999)
Siedziałyśmy przy stoliku do kawy w moim domu przy Goldhawk Road w Hammersmith, w Londynie, słuchając apodyktycznej kobiety w okularach z Narodowej Służby Zdrowia i długiej indyjskiej spódnicy. Pachniała kadzidłem i zbyt rzadkimi kąpielami. Wszystkie popijałyśmy duże giny z tonikiem – standardowy napój podczas cotygodniowych spotkań Women’s Lib na Goldhawk Road.
Próbowałyśmy nadążyć za jej zawiłymi wyjaśnieniami na temat naszej „roli w społeczeństwie”. Z tego co wiedziałam, moja rola była bardzo prosta. Zawsze chciałam mieć dużo dzieci, być szczęśliwie zamężna i mieć swobodę, by zajmować się domem i ogrodem oraz gotować trzydaniowe obiady dla męża. „Co niby miałoby być w tym złego?” – zapytałam. „Dlaczego” – odparła gniewnie – „tak wiele zamężnych kobiet pozbawionych jest statusu niezależnych istot ludzkich?” Odpowiedź brzmiała: ponieważ małżeństwo opiera się na koncepcji własności, a więc musi zostać zniesione. Spojrzałam na inne kobiety z grupy – Angela, nauczycielka, chyba lepiej rozumiała, o co chodzi. Przeszła szkolenie pedagogiczne i była przyzwyczajona do tej dezorientującej ilości żargonu. „A co niby złego jest w posiadaniu domu?” – zapytałam. Najwyraźniej byłam kompletną porażką intelektualną. „Ty” – powiedziała, odwracając się do mnie – „żyjesz w pułapce wyściełaną futrem z norek”, jej twarz była skamieniała ze złości. Uznałam, iż lepiej będzie, jeżeli się zamknę i posłucham, co jeszcze źle rozumiem. „Dlaczego normy naszej kultury są niesprawiedliwe wobec kobiet?” – padło kolejne pytanie. Odpowiedź brzmiała: „bo mężczyźni są naturalnymi ciemiężcami”.
To nie był moment, żeby przyznać się, iż miałam nie tylko syna, ale siedmiu adoptowanych synów. Z całą pewnością moja córka Cleo i ja toczyłyśmy codzienną wojnę w rodzinie, gdzie dwie kobiety były wystawione przeciwko dziewięciu mężczyznom. Najbardziej opresyjną rzeczą, jaką ci chłopcy kiedykolwiek zrobili, było zostawianie włosów w umywalce – a każdy z nich potrafił gotować, prasować, szyć i sprzątać.
Ostatnie pytanie było jeszcze bardziej zagmatwane. „Dlaczego miłość kobiety do mężczyzny, która sprowadza się do służenia jego potrzebom, jest wychwalana jako jej największe spełnienie?” Odpowiedź wprawiła wszystkich w osłupiałe milczenie. „Yyy,” zapytałam, „czy mówimy o lesbijkach?” Tak. „My” – zawsze używały tej królewskiej formy – „nie lubimy mężczyzn ani heteroseksualnych kobiet. jeżeli ma kiedykolwiek zaistnieć równość, małżeństwo i rodzina muszą zostać zlikwidowane.” Siedziałyśmy tam, gapiąc się jak ryby, a ona uśmiechnęła się z samozadowoleniem i rzuciła mi lodowate spojrzenie.
Śledziłam wcześniej karierę dziennikarki o imieniu Nancy Spain. Pracowała w magazynie „SHE”. Jej radykalne, lesbijskie poglądy mnie ciekawiły – pisała dla Guardiana jeszcze zanim tzw. „mafia feministyczna” tej gazety na dobre się rozkręciła. Zginęła w katastrofie lotniczej, ale zostawiła po sobie spore grono wyznawczyń. To właśnie ich twarze widywałam w tych pierwszych dniach feministycznych kolektywów. Pracowałam w warsztacie Women’s Liberation przy Newport Street, niedaleko Shaftesbury Avenue. Chodziłam też na pierwsze konferencje kobiece – i byłam w szoku widząc setki kobiet deklarujących się jako radykalne, bojowe lesbijki. Te konferencje były dosłownie niszczone przez bójki i rękoczyny między tymi kobietami, a większość z nas się ich zwyczajnie bała. Dla mnie było jasne: te kobiety nie reprezentowały moich homoseksualnych przyjaciół – tak samo jak radykalne feministki nie mówiły w imieniu wszystkich kobiet w kraju, które były szczęśliwe w domu, ze swoimi mężami i dziećmi.
W rzeczywistości to była maleńka grupa kobiet, które mogły sobie pozwolić na obrzucanie wyzwiskami heteroseksualnych kobiet i ich rodzin tylko dlatego, iż były białe, z klasy średniej i pracowały w mediach. Bardzo gwałtownie zaczęły zatrudniać się nawzajem i „marginalizować” mężczyzn próbujących z nimi współpracować. Mężczyźni, zastraszeni ich brutalnym, agresywnym zachowaniem, po prostu rezygnowali i odchodzili z wielu stanowisk. Według tych kobiet wszystkie kobiety były ofiarami męskiej przemocy, a każda próba obrony ze strony mężczyzn kończyła się zakulisowymi rozgrywkami – i co najgorsze, mężczyźni POZWALALI, BY DO TEGO DOSZŁO.
Miałam dość tej wojny. Postanowiłam trzymać się z dala od wewnętrznych walk, które zdominowały ruch wyzwolenia kobiet, i skupić się na pomocy lokalnej społeczności. niedługo otrzymałam list z biura wyzwolenia kobiet — wyrzucili mnie i zakazali uczestnictwa w jakichkolwiek kolektywach.
Tak zwany „ruch wyzwolenia kobiet” rozprzestrzeniał się jak rak po angielskich salonach intelektualnych. Odwiedzałam domy feministek z moim synem, który nosił swoje zabawki Action Man. W ich domach nie było śladu czegokolwiek „chłopięcego”. Żadnych ciężarówek Tonka, żadnych chłopięcych zabawek — nic, co mogłoby zachęcić chłopca, by myślał o sobie jako o chłopaku. Cała idea męskości i mężczyzn była w tych domach uznawana za obrzydliwą. My, matki, siedziałyśmy przy kuchennych stołach, przekładając świat na nowo według Marksa. Ja, która zawsze ceniłam sobie towarzystwo mężczyzn, miałam nieodparte wrażenie, iż te kobiety — pod całą tą polityczną gadką — po prostu naprawdę nie cierpiały mężczyzn. Ich domy nie miały w sobie nic zmysłowego. Nie lubiły gotować, a jeżeli już musiały coś ugotować dla gości, to nie po to, by ich ugościć smacznym jedzeniem i winem, ale po to, by jak najszybciej stanąć w kulinarnej konkurencji z innymi. Zastanawiałam się: czy to przypadkiem nie był typowo angielski, klasowo-średni fenomen — ta pogarda wobec mężczyzn? Z pewnością ich chłopcy byli zagubieni i płakali. Nie było mowy, żebym zainteresowała moich synów lalkami — nie żebym w ogóle chciała próbować. Nie miało sensu tłumaczyć tym kobietom, iż Marks nic dla kobiet nie zrobił. Był okrutny wobec własnej rodziny i nie dopuszczał kobiet do Biura Politycznego. Guru feminizmu odwaliły kawał roboty i większość znanych mi kobiet narzekała na swoje „okropne” życie. A ja nie widziałam w nim nic okropnego. Miałam wolność, by robić co chciałam i kiedy chciałam. Nie dla mnie codzienny pośpiech do biura. Pchałam wózek po rynku w Shepherd’s Bush, wypakowany cudzymi dziećmi i własnymi. Marzyłam, iż znajdę dom, w którym będę mogła zbudować prawdziwe centrum społeczności.
To marzenie się spełniło — ale wraz z nim przyszła straszna pewność, iż jeżeli tylko zdobędę fundusze i uwagę mediów, usłyszę marsz feministek nienawidzących mężczyzn, które spróbują mnie wypchnąć i przejąć wszystko. I tak właśnie się stało. Pierwsze małe spotkanie, które zorganizowałam, by zachęcić inne grupy do otwierania schronisk, zostało zdominowane przez lesbijki i feministki, które wparowały do naszej skromnej salki parafialnej i same siebie „wybrały” do narodowego ruchu. My, zszokowane i nieprzyzwyczajone do politycznych gierek, wstrzymałyśmy się od głosu.
„Nie ma wśród was ani jednej kobiety z klasy pracującej!” – krzyknęła jedna z matek. I to była zawsze prawda o tej katastrofalnej inicjatywie. Zrodzona w akademickiej wieży z kości słoniowej, nie miała żadnego przełożenia na życie zwykłych kobiet. „Gdybyście wszystkie były lesbijkami, nie miałybyście żadnych problemów z przemocą” – mówiono nam. A tymczasem w naszym schronisku nie raz przyjmowałyśmy kobiety pobite przez swoje partnerki. Najgorsze lanie, jakie kiedykolwiek widziałam, wydarzyło się między córką pastora a jej kochanką.
Przez całą moją karierę — jako dziennikarka, pisarka i reformatorka społeczna — byłam nękana i zastraszana przez feministki i ich „nowych mężczyzn” snujących się za nimi jak „smród po gaciach”. Każdy, kto uczęszczał do żeńskich szkół, zwłaszcza internatów, może potwierdzić potworne znęcanie się i przemoc, jaka panuje między dziewczynkami. Przez wiele lat kobiety były tyrankami za zamkniętymi drzwiami swoich domów. Mogły wykorzystywać seksualnie, bić i zastraszać swoje dzieci i mężów. Teraz, wraz z nadejściem ruchu kobiecego, wyszły na zewnątrz. Zabrały ze sobą swoje agresywne, zastraszające i napastliwe zachowania.
Rozmawiając z mężczyznami oskarżonymi o znęcanie się nad swoimi kobietami, widziałam wyraźnie, iż ten ruch, z jego dzikimi i przesadzonymi oskarżeniami wobec mężczyzn, tylko podsycał niepewność i gniew u mężczyzn. Z przerażeniem patrzyłam, jak w domu za domem chłopcom odbierano nie tylko kontakt z ojcami, ale też wszystko, co normalne i męskie w ich życiu.
Nasze uniwersytety rzuciły się po granty na „Studia Kobiece [Women’s Studies]”. „Polityka płciowa [Gender politics]” stała się nową metodą prania mózgu kobietom z niewielkim wykształceniem. Ruch „Politycznej Poprawności” właśnie się wykluwał i stworzono nową formę kontroli umysłu. Feministki stały się nową „policją myśli”.
Nagła rozwiązłość kobiet była dla mnie szokiem. Atmosfera głębokiej niechęci do mężczyzn i wszystkiego, co męskie, wisiała jak zaduch w wielu angielskich domach klasy średniej. W Anglii, pod koniec lat sześćdziesiątych, zapanował chaos. Skoro feministki tak nienawidziły mężczyzn, to dlaczego tyle z nich spało z „wrogiem”?
Jestem córką dyplomaty, urodzoną w Chinach, i to moja niania nalegała, żeby mnie i moją siostrę bliźniaczkę zrzucić ze zbocza wzgórza. Kiedy to się nie udało, chciała, żebyśmy miały wiązane stopy. To kobiety w Afryce przeprowadzały rytualne obrzezania swoich córek. Wiem to, bo pracowałam z misjonarzami w Afryce. Walczyłam o sprawę przegraną, a to, co mnie martwiło wtedy — i co martwi mnie teraz — to fakt, iż mężczyźni nie zrobili nic, by się bronić.
Nowy „mężczyzna” właśnie się wyłaniał — i nie był to ładny widok. Powtarzał wszystko, czego nauczyła go jego kobieta. Zwykle można go było znaleźć na konferencjach kobiecych, gdzie prowadził żłobek i starał się wyglądać na „troskliwego”. Najczęściej był naćpany, zdezorientowany i wściekły. Może dlatego, iż z tego co widziałam, nowe feministki nie próbowały choćby stworzyć równego związku ze swoimi partnerami. Postrzegały siebie jako „istoty wyższe”. Nowi mężczyźni mieli trzymać się kilka kroków za swoimi kobietami i robić, co im kazano. Mieli zaakceptować rozkazy dyktatorek, zająć się domem i dziećmi. Ale cokolwiek nowy mężczyzna zrobił — nigdy nie mógł odpokutować za „grzechy” innych mężczyzn.
Gnostyczny Pasożyt – James Lindsay | Sekretne Religie Zachodu, cz. 2 z 3
Każdy mężczyzna, który nie był posłuszny swojej partnerce, był wyrzucany z domu i często również odcinany od relacji z dziećmi. Pojawiła się już cała armia feministycznych prawniczek i terapeutek, które pilnowały, by ich „siostry” były w pełni wspierane w walce o zniszczenie mężczyzn.
Dlaczego relacje między kobietami a mężczyznami poszły tak tragicznie źle? Myślę, iż to wraca do punktu, który już poruszyłam: wyborów, jakie podjęliśmy w latach 60. Mężczyźni mieli dość bycia „macho”. Dusili się w mundurach, krawatach i garniturach. W latach 50. nie mieli wyboru — musieli mieć żonę, dzieci i kredyt hipoteczny na karku. W latach 60. zbuntowali się i zapragnęli mniej brutalnego, mniej dominującego stylu życia. Zaczęli patrzeć na kobiety jak na ciepłe, łagodne istoty. Ten obraz był dla nich romantyczną ucieczką, stylem emocjonalnego życia, który był im wcześniej niedostępny.
Tymczasem kobiety zbuntowały się przeciwko temu obrazowi — często był on bowiem fałszywy. Odrzuciły męskie wzorce autorytetu, agresji, a choćby noszenia garniturów i krawatów, które mężczyźni właśnie porzucili. Mężczyźni przez tyle lat emocjonalnie się podporządkowywali kobietom — i nienawidzili ich za swoją zależność. Kobiety przyjęły męskie, agresywne role i przez cały czas nienawidziły tego, iż potrzebują mężczyzn w swoim życiu.
Co trzeba zrobić? Przede wszystkim musi powstać przemyślany, cywilizowany dialog, którego nie zdominują ekstremiści z lewej ani z prawej strony. Zarówno mężczyźni, jak i kobiety są winni upolitycznienia relacji międzyludzkich. Ale relacje międzyludzkie nie są sprawą politycznych rozwiązań. Każdy kraj, który próbował politycznie rozwiązać ludzkie problemy, kończył z obozami koncentracyjnymi i gułagami.
Rany między mężczyznami a kobietami będą się goić długo. Kobiety, które nie nienawidzą mężczyzn i chcą z nimi żyć w pokoju, muszą dostać przestrzeń w prasie i mediach, by wyrazić swoje zdanie. Powinny powstawać filmy o kobietach, które odniosły sukces w prowadzeniu domu i wychowywaniu dzieci. Wychowanie rodziny wymaga ogromnej dojrzałości — umiejętności odłożenia własnych potrzeb na bok, aż dzieci dorosną i odejdą z domu. Te lata poświęcenia przyniosą rodzicom radość.
Oczywiście, będą kobiety, które nie chcą rodziny i wolą pracę zawodową. jeżeli jasno przemyślą swoje priorytety, nie ma w tym nic złego. Ale ostatnio mam wokół siebie zbyt wiele kobiet zbliżających się do czterdziestki, które miały satysfakcjonujące kariery, ale teraz zegar biologiczny tyka i boją się. Teraz decydują, iż chcą mieć dzieci — i ojca dla tych dzieci. Dla wielu z nich jest już za późno, a przyszłość nie wygląda jasno. Niektóre kobiety będą potrafiły pogodzić dom z karierą. To zwykle kobiety zamożne, które mogą sobie pozwolić na pomoc w wychowaniu dzieci. Wiele innych zostanie zmuszonych do pracy wbrew własnej woli. Bo żyjemy w świecie Zachodu, w którym opieka nad dziećmi została zdegradowana, a tylko praca poza domem daje jakiekolwiek wynagrodzenie.
Wierzę, iż miłość między kobietą a mężczyzną to najsilniejsza relacja na tej ziemi. Teraz musimy walczyć o to, by chronić życie rodzinne. Mam nadzieję, iż wchodząc w nowy wiek, kobiety i mężczyźni będą mogli spotykać się nie tylko jako równi sobie partnerzy i przyjaciele — ale też jako kochankowie.
Źródło: How The Women’s Movement Taught Women to Hate Men – By Erin Pizzey (1999)
Zobacz na: Narodziny Feminizmu w 1848 roku, w Seneca Falls, w stanie Nowy JorkCzym jest pasywna agresja?
Mężczyźni wychowywani na wybrakowane kobiety – Rian Stone
Historia pokazuje, iż kobiety u władzy są bardziej skłonne do prowadzenia wojen niż mężczyźni
Narcystyczne i Echoiczne fantazje, paliwo, zranienie i wściekłość
Homeostaza Wiktymologii – Gad Saad
Pragnienie posiadania mistrza | Psychologia totalitaryzmu – Mattias Desmet
Różnorodność, Równość i Inkluzywność [DEI] jako wylewanie żali [Pretensjologia Stosowana] – James Lindsay
Czy kobiety mogą mieć wszystko, czego pragną – wywiad z Phyllis Schlafly
Optymalny wiek do pierwszej ciąży to jest 20-24 lata
„Chodzi nam po prostu o władzę” – Kazimiera Szczuka
https://rumble.com/v6sfah7-kazimiera-szczuka.html