„Przecież jesteś idealnym mężem, Krzysiu” – jak jedno zdanie zniszczyło małżeństwo zbudowane na obojętności
Kinga wróciła do domu z dwiema ciężkimi torbami w rękach. Gdy tylko przekroczyła próg, z pokoju dobiegł głos męża:
— Jesteś już? Czy to dopiero szósta?
— Już siódma – odparła zmęczona i skierowała się do kuchni.
Na stole stały trzy filiżanki. To znaczyło, iż była u nich teściowa i pewnie jej siostra Bożena. Kinga choćby się nie zdziwiła. To stawało się nawykiem: wizyty bez zapowiedzi, komentarze o jej „nienadobrych” nawykach, pełne dezaprobaty spojrzenia i ślady obcej obecności porozrzucane po kuchni.
— Gdzie tak długo byłaś? Jestem głodny – rzucił Krzysztof, nie odrywając wzroku od laptopa.
— Byłam w markecie. Żeby wasza wysokość nie umarł z głodu – odpowiedziała sarkastycznie. – Ale w sumie muszę z tobą porozmawiać.
Milczał. Wtedy podeszła, obróciła jego krzesło w swoją stronę i spokojnie powiedziała:
— Musimy się rozwieść.
Krzysztof podniósł wzrok, zdziwiony:
— Co? Dlaczego?
— Bo dłużej tak nie można.
— Kinga, może najpierw zrobisz obiad, a potem pogadamy? Umieram z głodu.
— Nie. Porozmawiamy teraz.
— No przecież wiesz, nie piję, nie chodzę po imprezach, nie włóczę się. Siedzę w domu, pracuję. Mam swoje pieniądze. Nigdy cię o nic nie proszę. Czego ci brakuje?
Kinga parsknęła śmiechem:
— Mieszkasz w moim mieszkaniu, nie płacisz czynszu ani rachunków – ja za wszystko ładuję. Zakupy, sprzątanie, gotowanie – też ja. Pytanie: na co ci starcza twoich pieniędzy?
— No… kupiłem sobie sweter. Ściągnąłem nowe rozszerzenie do gry. Czasem pomagam mamie i cioci Bożenie – przelew im robię. To chyba normalne.
— Oczywiście. Normalne. Tylko iż dziś rano włączyłam pranie i poprosiłam, żebyś rozwiesił ubrania – i do tej pory leżą w pralce.
— Bo miałem przerwę…
— Wiesz, zmiana aktywności też jest odpoczynkiem.
— Ale ja się na tym nie znam. Mama z Bożeną nigdy nie pozwalały mi zbliżać się do kuchni ani odkurzacza.
— Wiem. Bo ty „nic nie umiesz”. Bardzo wygodne, co nie? Słuchaj. Od dziś – jak chcesz jeść, idź i ugotuj. Ja nic nie zrobię. Dziewczyny zaprosiły mnie na kawę – najpierw odmówiłam, ale teraz zmieniłam zdanie. Powodzenia.
Kinga wstała, powiesiła pranie, wskazała ręką w stronę kuchni i wyszła. W kawiarni, przy kieliszku wina, zadzwonił telefon – numer teściowej. Wyciszyła go i przekręciła ekranem do dołu.
Gdy wróciła do domu, w mieszkaniu była już Renata Janowska.
— Kinga! Co ty wyprawiasz?! O co chodzi z tym rozwodem?! Masz pojęcie, jakiego masz mężczyznę?! Takich dziś ze świecą szukać! Nie pije, nie zdradza, skarpetek nie rozrzuca! Kobiety ci zazdroszczą!
Kinga spokojnie na nią spojrzała:
— Mówi pani, jakby chwaliła się tresowanym psem. On nie robi nic złego – to pani wymieniła. A czy może pani powiedzieć, co robi dobrego? Dla mnie?
— Pracuje.
— Ja też pracuję. Tylko iż oprócz tego sprzątam, piorę, prasuję, gotuję, dźwigam ciężkie torby z zakupami, płacę rachunki – za siebie i za niego. A on co?
— Przecież daje ci prezenty! Wiem! Pomagam mu wybierać!
— Dzięki. Teraz wiem, dlaczego na święta dostałam miskę do moczenia stóp, a na urodziny wełniany szalik.
— Chyba chciałaś złota? – warknęła teściowa.
— Nie odmówiłabym karnetu do spa albo wyjazdu nad morze. Ale nie. Dostaję szalik. I brak szacunku. I ciągłe „ja nic nie umiem”. Nie chcę już być jego mamą.
— No przecież nie umie. U nas w rodzinie mężczyźni się tym nie zajmują.
— Właśnie. Wychowaliście go na kogoś, kto będzie czekał, aż ktoś zrobi wszystko za niego. I jemu to pasuje. Mnie – nie.
— Może nie od razu rozwód? Naucz go…
— Wybaczcie. Nie mam ochoty uczyć dorosłego faceta, jak być mężczyzną. Próbowałam. Półtora roku. Więcej nie będę. Teraz spakujemy jego rzeczy – i obie możecie iść tam, gdzie wam wygodniej. Nie jestem zła. Po prostu jestem zmęczona.
Pół godziny później pod domem stała taksówka. Dwie torby, walizka. Krzysztof szedł z tyłu, z laptopem pod pachą.
Kinga zamknęła za nimi drzwi. Usiadła na kanapie. Głęboko westchnęła. Wpisała w kalendarz: „Rozwód. Wolna”. I po raz pierwszy od dawna zasnęła spokojnie.