Jak bardzo mam Cię dosyć! – chciałam krzyknąć szwagierce, ale się powstrzymałam. A ona znów przyszła z walizką na weekend…

twojacena.pl 17 godzin temu

„Ależ ty mi się już przejadłaś!” — miałem ochotę krzyknąć na siostrę mojej żony. Ale się powstrzymałem. A ona w odpowiedzi — znowu zjawiła się z walizką na weekend…

Nazywam się Bartosz, mam trzydzieści dziewięć lat. Od dwunastu lat jestem żonaty z Eweliną. Mamy dobrą, stabilną rodzinę, rośnie nam syn, niby wszystko w porządku. Jest jednak jedno „ale”, które od lat zatruwa mi życie. To jej siostra — Halina.

Halina jest od Eweliny osiem lat starsza. Nigdy nie wyszła za mąż, dzieci nie ma. Mieszka sama w domu naprzeciwko i… praktycznie żyje też u nas. Nie przesadzam. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak cień — cicho, natrętnie i codziennie. Czasem mam wrażenie, iż Halina ma klucze do naszej klatki schodowej wyrastające prosto z torebki.

Z początku starałem się być uprzejmy, choćby miły. No cóż, siostra żony, rodzinna krew. Myślałem — przyjdzie, pogada, herbatę wypije i pójdzie. Ale przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na urlop. I w odwiedziny, gdy zapraszaliśmy innych ludzi. choćby gdy chorowałem — i tak się pojawiała.

Halina to człowiek bez hamulców. Zawsze ma coś do skomentowania: jak gotuję, jak wychowuję syna, jak się ubieram. Raz za cicho siedzę, raz za głośno się śmieję, raz ciasto suche, raz mieszkanie „nieidealnie posprzątane”. A co najgorsze — nie prosi, tylko rozkazuje. A ja to łykam. Bo nie lubię awantur. Bo Ewelina mówi: „Bartek, no wytrzymaj, jest sama, poza nami — nikogo nie ma”.

Wytrzymywałem. Ale cierpliwość nie jest z gumy.

Halina pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Wraca z pracy wcześniej niż ja i… idzie do nas. Wracam — a ona już siedzi na kanapie, telewizor huczy, kot schował się pod łóżko. Syn w telefonie. A ona — jak pani domu. Zupa czeka. Albo częściej — ja muszę czekać, aż zwolni łazienkę. Je z nami kolację, potem godzinami opowiada swoje „przygody” w urzędzie skarbowym, których nikt nie słucha. Potem wychodzi. Czasem — zostaje na noc, bo „boi się sama w czasie burzy” albo „w domu kaloryfery słabo grzeją”.

Gdy chcieliśmy gdzieś wyjechać — Halina jechała z nami. Nie ważne, iż marzyłem o weekendzie we dwoje. Nie ważne, iż Ewelina obiecała zabrać mnie nad morze na urodziny. Halina była tam. W naszym pokoju. Spała na sąsiednim łóżku. I wszystko — na koszt Eweliny. A przecież zarabia przyzwoicie, oszczędza, jak sama mówi, „na czarną godzinę”. Wygląda na to, iż uznała, iż ta czarna godzina — to ja.

A matka Eweliny uważa, iż jestem niewdzięcznik. Mówi: „Halina to nie obca, tylko samotna i potrzebuje was”. Rozumiem, iż nie ma ani męża, ani dzieci. Ale czemu ja mam płacić za to swoim komfortem?

Raz powiedziałem Ewelinie wprost:

— Mam dość. Narusza nasze granice. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!

Tylko wzruszyła ramionami:

— No i co mam zrobić? To moja siostra…

Ostatnio było najgorzej. Poszliśmy z żoną do teatru — sami. Wyprosiłem ten wieczór. Znajoma miała posiedzieć z synem. Ledwo usiedliśmy na miejscach — telefon. Halina.

— Gdzie wy jesteście? Dlaczego mnie nie zabraliście? Chcecie mnie wymazać? — wrzeszczała do słuchawki.

Dwa dni później znowu stała w przedpokoju. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. Oświadczyła: „Mam wolny weekend, pomyślałam, iż spędzę go z wami”.

Stałem w kuchni, trzymając się krawędzi stołu. O mało nie krzyknąłem. Ale milczałem. A we mnie coś pękło.

Nie wiem, jak powiedzieć Ewelinie, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez wiecznych rad. Bez awantur. Bez Haliny.

Boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni — któregoś dnia będę musiał odejść. Żeby znów móc oddychać pełną piersią. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy między tobą a żoną — pozostało czyjeś życie. Zbyt głośne. Zbyt natrętne. Zbyt obce.

Dziś zrozumiałem: czasem trzeba postawić granicę, choćby jeżeli to boli. Bo jeżeli pozwolisz, by ktoś zabierał ci oddech — w końcu zostaniesz z pustymi płucami.

Idź do oryginalnego materiału