**Gulasz z miłości**
Tomasz i Kasia właśnie wrócili z supermarketu. Obładowani torbami z zakupami, wnieśli je do kuchni i zaczęli rozpakowywać. Tomasz, pochłonięty swoimi myślami, nagle odwrócił się do Kasi i z lekkim uśmiechem powiedział:
— Kasieńko, idź, odpocznij. Ja coś specjalnego przygotuję… Mój popisowy przepis. Gulasz!
— Ty umiesz gotować gulasz? — Kasia zastygła, otwierając usta ze zdziwienia.
— No jasne, a co w tym dziwnego? — odparł szczerze zaskoczony.
— Nie… Po prostu… — Kasia nagle zakryła twarz dłońmi i rozpłakała się. Bez słów, ale ciężko, jakby przez pękniętą tamę przelała się rzeka uczuć.
Tomasz zbliżył się zdezorientowany, usiadł obok niej.
— Kasieńko, co się stało?
Nie odpowiedziała od razu, ale w końcu, ocierając łzy, wydukała:
— Nikt… przez te wszystkie lata… nie ugotował dla mnie gulaszu. Ani razu. Mama kiedyś, dawno temu… A później tylko ja, zawsze dla innych. A on… Marek… tylko jadł, pił, bawił się… A ja ciągle dźwigałam ten ciężar…
Tomasz spuścił wzrok. Wiedział, iż Kasia niedawno się rozstała. I wiedział, jak bardzo ją to bolało.
Rozstanie z Markiem było nieuniknione. Wpadł w ciąg alkoholowy tuż przed rodzinnym wyjazdem, nie pojawił się na dworcu, gdzie czekała żona i syn. Wtedy Kasia zrozumiała: koniec. Dość. Nie da się już dłużej znosić.
Na początku było ulżenie. Noc bez trzaskających drzwi i pijanych pogaduszek w kuchni. Bez hałasu lodówki o trzeciej nad ranem. Bez śmierdzących alkoholem kolegów. Cisza i wolność. Ale już po pół roku ta cisza stała się przytłaczająca. Dusiła.
Tak, Kasia miała syna, Jacka, miała pracę, miała wierne przyjaciółki. Ale brakowało najważniejszego — czyjegoś ramienia obok. Obecności. Ciepła.
W poszukiwaniu rozwiązania zwróciła się do brata, Pawła:
— Może masz kogoś porządnego?… Żeby bez imprez i bez wchodzenia w życie jak w bagno.
Paweł ucieszył się:
— Jest jeden. Tomasz. Prosty, ale pewny. Nie przystojniak, ale człowiek z klasą. Uwierz, złego nie poleciłbym.
Na pierwszym spotkaniu Tomasz wydał się Kasi zbyt zwyczajny. Chudy, wysoki, z twarzą daleką od magazynowych ideałów. Niewyróżniający się, ale… miał dobre oczy. Prawdziwe.
*”Z czasem się przyzwyczai”* — pomyślała i postanowiła dać szansę. Gorzej już nie będzie.
Pierwsze randki były spokojne, choćby nieco niezborne. A potem Tomasz nagle zniknął. Na tydzień. Kasia pomyślała, iż się jej nie spodobała. Zawstydziła się, choćby uraziła. A on nagle wrócił — z tortem, z kwiatami.
— Wysłali mnie w delegację. Wybacz, iż nie uprzedziłem.
Od tamtej pory zaczęli widywać się częściej. Spacerowali, rozmawiali. Jacka Kasia na razie ukrywała — bała się, iż to delikatne uczucie może się rozpaść.
Pewnego dnia spotkali się pod sklepem. Zakupy, jak na złość, były ciężkie. Tomasz machnął ręką:
— Mam samochód. Wrzucimy do bagażnika.
— Samochód? A nie wiedziałam…
Gdy ładowali torby, podszedł do nich Marek. Pijany, jak zawsze. Z wykrzywioną twarzą. Rzucił okiem na Tomasza — i od razu zaczął drwić:
— O, niespodzianka! Znalazła sobie faceta, tak? A ja, między innymi, chcę widzieć się z synem!
— Były? — szepnął Tomasz.
— Tak… — westchnęła Kasia.
— Idź, Marek — cicho powiedziała. — Nie dzisiaj.
— Ojej, przestraszyła się! A ty, frajerze, uważaj! — rzucił Marek, zataczając się, i odszedł.
Tomasz się powstrzymał. Dla Kasi.
W domu Kasia w milczeniu rozpakowywała jedzenie. Potem usiadła na taborecie i objęła się za ramiona.
— Zawstydziłaś się? — spytał cicho.
— Tak…
— przez cały czas go kochasz?
— Nie. Te uczucia dawno umarły. Zostały tylko żale.
— Więc wszystko przed nami. Odpocznij, ja przygotuję gulasz.
— Naprawdę umiesz? — znów się zdziwiła.
— Oczywiście.
I znów — łzy. Ze zmęczenia. Z wrażenia, iż wreszcie jest ktoś, kto nie żąda, nie wykorzystuje, nie niszczy, ale po prostu chce dla niej ugotować…
Tomasz krzątał się w kuchni. A Kasia zasnęła cicho w pokoju. Podszedł, poprawił jej koPrzykrył ją kocem, a w sercu obiecał sobie, iż już nigdy nie pozwoli, by ktokolwiek ją skrzywdził.