Feminizm obnażony: Nasza ślepota na kobiece zło – David Shackleton

wybudzeni.com 1 dzień temu

Feminizm obnażony: Nasza ślepota na kobiece zło – David Shackleton [2001]

Chciałbym w tym eseju naszkicować syntezę idei, które – jak sądzę – staną się fundamentem mojego życiowego dzieła. W zeszłym miesiącu zacząłem pisać książkę na ten temat i nie spodziewam się, iż uda mi się adekwatnie ująć zakres tych idei w czymś krótszym niż książka. Niemniej jednak, chcę spróbować zasiać tu kilka ziaren, podzielić się moimi przemyśleniami w tej skróconej formie, aby inni mogli zacząć rozważać te idee i prowadzić wokół nich dialog.

Mój osobisty opór wobec tych wniosków był głęboki. Walczyłem z nimi, jak ryba na haczyku, przez niemal dwa lata, ponieważ nie chcę, by okazały się prawdziwe. Najlepszym możliwym wynikiem, jaki potrafię sobie wyobrazić, byłoby, gdyby ktoś wykazał błąd w mojej analizie i udowodnił, iż moje wnioski są mylne. Mam na to nadzieję, ale się tego nie spodziewam. Czuję, iż nadszedł czas, by przestać się opierać i podążyć ścieżką, która się przede mną otwiera.

Wstęp

Będę argumentował, iż archetyp kobiecości dominuje w tej chwili w świecie zachodnim, i iż — co najgroźniejsze — jesteśmy niemal ślepi na jego ciemną stronę. W rezultacie, podczas gdy jesteśmy czujni wobec męskich form zła, kobiece zło przejmuje naszą kulturę, a feminizm jest wiodącą i napędzającą ideologią tego procesu. Sytuacja ta ma swoje korzenie w praktykach wychowawczych ostatnich pięćdziesięciu lat i jest blisko analogiczna do historycznego wzrostu nazizmu w Niemczech. Skutkujące tym ludzkie cierpienie i destrukcja są już ogromne i wydają się prawdopodobnie przekroczyć skalę II wojny światowej. Jednak ostatecznym rezultatem będzie zdjęcie kobiet z piedestału, uznanie ich umiejętności zła – tak jak uznaliśmy to w przypadku mężczyzn – i ostateczne wejście w prawdziwą dojrzałość płciową i równość.

Archetypy męskie i żeńskie

Istnieje pewne zamieszanie wokół archetypów. W książce King, Warrior, Magician, Lover, Robert Moore i Douglas Gillette definiują je jako instynktowne wzorce i konfiguracje energetyczne, prawdopodobnie dziedziczone genetycznie przez pokolenia naszego gatunku”, które „stanowią podstawę naszych zachowań”.[1] Lubię myśleć o archetypach w kategoriach metafory. Wyobrażam sobie, iż psychiczny świat nieświadomości zbiorowej Junga jest jak dżungla, w której ścieżki były wydeptywane przez ludzkie zachowanie od zarania dziejów. Ścieżki, które przez historię przemierzało wielu ludzi (np. matka, ojciec, wojownik, drwal itp.), zostały poszerzone przez kroki wielu stóp i usprawnione przez twórcze umysły, które wytyczyły skróty, za którymi inni postanowili podążać.

Takie ścieżki są psychicznie łatwe do przejścia, w porównaniu z trudnością wycięcia nowej ścieżki przez dżunglę lub podążania rzadko używaną i zarośniętą. Ścieżki te są archetypami, typowymi psychologicznymi sposobami bycia i mają energię, która opiera się zejściu ze ścieżki. Ta metafora pasuje do opisu Carla Junga, który mówi: “Istnieje tyle archetypów, ile typowych sytuacji w życiu. Niekończące się powtarzanie wyryło te doświadczenia w naszej psychicznej konstytucji, nie w formie obrazów wypełnionych treścią, ale początkowo tylko jako formy bez treści, reprezentujące jedynie możliwość pewnego rodzaju percepcji lub działania”.[2]

Dwa podstawowe archetypy to męski i żeński; razem dzielą całą sferę psychologiczną na uzupełniające się pary przeciwieństw. Są to grupy zachowań psychologicznych, które powszechnie i stereotypowo były kojarzone z mężczyznami i kobietami na przestrzeni dziejów. Należy pamiętać, iż poszczególni mężczyźni i kobiety mogą wykazywać i wykazują różne stopnie męskości i kobiecości. Te archetypy nie są równoważne z byciem mężczyzną lub kobietą.

Archetypowa męskość i kobiecość to tak zwane biegunowe przeciwieństwa. Jung wyjaśnił, iż całym życiem psychicznym rządzi niezbędna opozycja i iż ta opozycja jest nieodłączną częścią ludzkiej natury. Powiedział bowiem, iż „psychika jest … samoregulującym się systemem” i „nie ma równowagi, nie ma systemu samoregulacji bez opozycji”. Wszystko, co ludzkie, jest względne, ponieważ wszystko opiera się na wewnętrznej polaryzacji; ponieważ wszystko jest fenomenem energii. Energia z konieczności zależy od istniejącej wcześniej biegunowości, bez której nie mogłaby istnieć. Zawsze musi istnieć wysokie i niskie, gorące i zimne, itd., aby proces równoważenia – który jest energią – mógł mieć miejsce“.[3]

Poniżej podano kilka przykładów takich uzupełniających się przeciwstawnych par zachowań:

Męskie-Kobiece, Konkurencyjny-Współpracujący, Hierarchiczny-Konsensualny, Jawny-Ukryty, Bezpośredni-Pośredni, Intelektualny-Emocjonalny, Fizyczny-Psychologiczny, Obiektywny-Subiektywny Fizycznie przymuszający-Zwodniczy.

Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, iż każda para komplementarnych przeciwieństw składa się z różnych aktywnych lub oceniających podejść do sytuacji, dlatego nie można ich stosować jednocześnie, ale reprezentują one alternatywne strategie lub wybory. To, która strategia będzie najlepsza, nie może być określone ogólnie, ale zależy wyłącznie od sytuacji. Ludzka psychologiczna całość lub dojrzałość może być pojmowana jako osiągnięcie kompetencji w korzystaniu ze wszystkich tych strategii. Jednak naturalnie skłaniamy się do preferowania i nadużywania tych strategii, z którymi jesteśmy zaznajomieni jako jednostki lub kultury, a większość z nas, z powodu wzmocnienia i warunkowania w dzieciństwie, a prawdopodobnie także z powodu predyspozycji genetycznych, najpierw przyjmuje zestaw zachowań i postaw kulturowo odpowiednich dla naszej płci. Chłopcy mają tendencję do przyswajania i manifestowania tych zachowań i postaw opisanych powyżej jako męskie, a dziewczęta cenią i przyjmują komplementarny zestaw żeński. Jedną z konsekwencji tego jest oczywiście to, iż mężczyźni i kobiety są psychologicznie przyciągani do siebie. Przeciwieństwa się przyciągają, ponieważ nieświadomie poszukujemy tego, czego nam brakuje.

Zauważ, iż ani archetyp męski, ani żeński nie jest ani dominujący, ani pochodny: oba są równe pod względem mocy i wartości (chociaż nasze indywidualne i kulturowe systemy wartości zwykle stawiają jeden ponad drugim). Ta równość jest inherentna w dualistycznej naturze wszystkich polarnych przeciwieństw: jak dzień i noc, góra i dół, dobro i zło, tworzą i definiują się nawzajem. Ponadto każda konkretna strategia, męska czy żeńska, może być użyta w dobrym lub złym celu, do pomocy lub krzywdy: żadna nie jest dobra ani zła z natury, ale tylko w zastosowaniu i intencji. Jednak ponownie, jako jednostki i kultury, mamy tendencję do grupowania ich w kategorie dobra i zła, adekwatnego i niewłaściwego; kategorie te różnią się znacznie w zależności od obszaru i zmieniają się – czasem gwałtownie – z epoki na epokę.

Mój ostatni punkt dotyczący archetypów to ich moc wpływania na całe populacje w sposób, którego nie są one świadome. Jung, który sformułował tę koncepcję, powiedział, iż „… z obszaru subiektywnej psychiki … archetyp prezentuje się jako numinotyczny, to znaczy pojawia się jako doświadczenie o fundamentalnym znaczeniu. Gdy tylko przybierze odpowiednie symbole, … przejmuje jednostkę w zaskakujący sposób, tworząc stan ‘głębokiego poruszenia’, którego konsekwencje mogą być niezmierzone.[4] James Hillman dodaje: „… jedna rzecz jest absolutnie kluczowa dla pojęcia archetypów: ich emocjonalny, posiadający efekt, ich olśnienie świadomości, tak iż staje się ona ślepa na własne stanowisko. Poprzez tworzenie uniwersum, które ma tendencję do trzymania wszystkiego, co robimy, widzimy i mówimy w swoim kosmosie, archetyp najlepiej porównać do boga.”[5]

Nowa teoria psychohistorii

W swojej przełomowej książce Foundations of Psychohistory Lloyd deMause mówi: „Rzadko zdaje się sobie sprawę, iż psychohistoria jest jedyną nową nauką społeczną założoną w XX wieku – socjologia, psychologia i antropologia oddzieliły się od filozofii w XIX wieku. … [Ta] ‘psychogenna teoria historii’ … może być podsumowana jako teoria, iż historia obejmuje odgrywanie przez dorosłych grupowych fantazji, które opierają się na motywacjach początkowo wytworzonych przez ewolucję dzieciństwa. … Teoria stwierdza, iż to nie ‘klasa ekonomiczna’ ani ‘klasa społeczna’, ale ‘psychoklasa’ – wspólne sposoby wychowania dzieci – jest prawdziwą podstawą do zrozumienia motywacji w historii.”[6]

Od kilku lat zbliżałem się do tego wniosku, kierowany przekonaniem, iż „kultura” lub „wierzenia społeczne” muszą być pochodnymi, a nie pierwotnymi przyczynami. Jeśli tak, to co kształtuje kulturę, co określa naturę naszych grupowych wierzeń i motywacji, a tym samym historyczne działania? Jedyną odpowiedzią socjologii jest „wcześniejsza kultura” – nieskończony regres przyczynowy. Odpowiedź jest oczywista, gdy tylko ją dostrzeżesz. Kultura jest artefaktem psychologii grupowej. A psychologia grupowa, podobnie jak psychologia indywidualna, jest przede wszystkim konsekwencją doświadczeń z dzieciństwa. Było to dla mnie niezwykle potwierdzające, gdy odkryłem, zaledwie w zeszłym miesiącu, iż nauka psychohistorii, dobrze rozwinięta, choć niezbyt znana, wyjaśnia historię w kategoriach odgrywania psychologii grupowej, której korzenie tkwią w doświadczeniach z dzieciństwa.

Główną tezą tego eseju jest to, iż dominującym tematem psychospołecznym XX wieku była ewolucja naszej psychiki poza tradycyjną, jednostronną męskość i kobiecość w kierunku indywidualnej i kulturowej pełni. Psychologia grupowa, podobnie jak psychologia indywidualna, podąża tą ścieżką, najpierw kładąc nacisk na jeden biegun, jeden archetyp, a następnie na drugi. W czasach skrajnej polaryzacji płciowej w kulturze, nasz strach przed zmianą oznacza, iż nie jesteśmy skłonni przejść do kolejnego etapu, dopóki ból i cierpienie wynikające z naszej archetypowej jednostronności nie osiągną ogromnych rozmiarów. Rozpocznijmy analizę tego wzorca, przyglądając się psychohistorycznym korzeniom płciowym nazizmu.

Niemieckie praktyki wychowania dzieci

Pierwszą wskazówką, iż nazizm może mieć korzenie płciowe, było dla mnie przeczytanie znakomitej książki Alice Miller For Your Own Good: The Roots of Violence in Child-Rearing. Pisze ona: „Na podstawie dostępnych dokumentów możemy łatwo wyobrazić sobie atmosferę, w której dorastał Adolf Hitler. Strukturę rodziny można by scharakteryzować jako prototyp totalitarnego reżimu. Jedynym, niekwestionowanym, często brutalnym władcą jest ojciec. Żona i dzieci są całkowicie podporządkowane jego woli, nastrojom i kaprysom; muszą bez sprzeciwu i z wdzięcznością przyjmować upokorzenia i niesprawiedliwość. Posłuszeństwo jest ich główną zasadą postępowania.”[7] Ale czy był to powszechny wzorzec w całych Niemczech? Zadałem to pytanie Lloydowi deMause, autorowi Foundations of Psychohistory. Odpowiedział: „Niemieckie wychowanie dzieci pod koniec XIX wieku było przerażające, z ciasnym owijaniem przez cały rok, wysokim wskaźnikiem dzieciobójstwa, ogromnym zaniedbaniem w okresie niemowlęcym, biciem…, autorytaryzmem, przemieszczaniem dzieci i porzucaniem ich, nadmierną kontrolą itp. Mogę pokazać, iż francuskie, brytyjskie i amerykańskie wychowanie dzieci było znacznie bardziej zaawansowane niż niemieckie. Więc wczesne traumatyczne wychowanie jest tam obecne, choć powszechnie zaprzeczane przez większość historyków.” Alice Miller dodaje interesującą uwagę na temat kultury żydowskiej: „… żydowscy ojcowie w Europie Wschodniej nie byli szkoleni, by być surowi i brutalni. Nie byli zmuszani, jak niemieccy ojcowie, do tłumienia swojej miękkiej, bezradnej strony od dzieciństwa.”[8]

Niemieckie praktyki wychowania dzieci w dekadach około 1900 roku były niemal powszechnie autokratyczne, z władzą skoncentrowaną w ojcu i brutalnie egzekwowaną dzięki surowych kar fizycznych oraz skrajnym brakiem empatii dla uczuć dziecka. Decyzje ojca były niepodważalne: jakakolwiek skarga była powodem dalszej kary. Archetypowo jest to hipermęskie: wszelkie ślady kobiecych cech, takich jak empatia czy czułość, były postrzegane jako słabość. jeżeli takie dzieciństwo było powszechne w danej kulturze, tak iż dzieci nigdy nie widziały ani nie doświadczały alternatywy, większość idealizowała je, przyjmując pogląd rodziców, iż znęcanie się, którego doświadczyły, było zasłużone i odpowiednie. Dorastają z określonym rodzajem dziury w psychice, którą nazywam raną ojcowską. Rana ojcowska polega na niezdolności do rozpoznania męskich form znęcania się oraz potrzebie znajdowania sposobów na powtórzenie takiego znęcania w ich własnym życiu, ale z nimi samymi w pozycji kontrolującej, jako sprawcami. (Najczęstszą formą tego jest oczywiście powielanie przez rodziców wzorców znęcania się nad własnymi dziećmi, ale tym razem z nimi samymi w roli potężnego i sprawiedliwego). Tam, gdzie rana psychiczna jest wszechobecna w kulturze, jak to miało miejsce w Niemczech w pierwszej połowie tego wieku, scena jest przygotowana dla agresywnej ideologii politycznej, która może pochłonąć naród, pod warunkiem iż dokładnie odpowiada formom pierwotnego doświadczenia z dzieciństwa.

To, bardziej niż jakiekolwiek zewnętrzne warunki, stanowiło grunt, z którego wyrósł nazizm w Niemczech. Zastanówmy się, jak dobrze ideologia polityczna odpowiadała pierwotnemu znęcaniu się z dzieciństwa. Nazizm był autokratyczny, sztywno hierarchiczny i brutalny, z całkowitym brakiem empatii czy współczucia dla ludzkiego cierpienia. Przyjmował Aryjczyków jako „rasę panów” (pozwalając większości Niemców widzieć siebie jako tych, którzy sprawują kontrolę), nie dopuszczał żadnych skarg ani krytyki przeciwko sobie i sprawiedliwie, brutalnie karał wszelki sprzeciw. Był prowadzony przez hipermęską postać ojca, postrzeganą jako wszechwiedzącą i nieomylną, która rządziła z absolutną władzą i której wszyscy się podporządkowywali, ale która przedstawiała się jako oddana dobru tych, którymi rządziła i wierzono, iż taka jest. Pod każdym względem nazizm odpowiadał i powielał główne formy i wzorce niemieckiego wychowania dzieci.

Osobowość lub ideologia, która wyłania się z ciemnej strony archetypu płci, zawsze wyolbrzymia cechy płci, którą podkreśla, i boi się oraz zaciekle broni przed mocnymi stronami drugiego archetypowego bieguna. Przykładem tego jest analiza jungowska Lawrence’a Jaffe: „Naziści byli wielkimi wrogami uczuć, choć przyjaźni wobec niższych uczuć, lepiej znanych jako sentymentalizm. (Goering, morderca tysięcy, płakał niepohamowanie, gdy umarł jego ukochany kanarek). Naziści uprawiali sport, umieszczając się w sytuacjach, które naturalnie wywoływałyby uczucia, tylko po to, by następnie celowo je powstrzymywać. Ten, kto wykazywał najmniej uczuć, był uznawany za zwycięzcę. Możemy dość przypuszczać, iż sam Hitler nieświadomie utożsamiał swoją wewnętrzną stronę uczuciową, swój cień, z żydowskością i postrzegał ją jako zagrożenie dla swojej męskiej siły i celowości.”[9]

Gdy hipermęska agresja militarna została połączona z legendarną niemiecką efektywnością naukową i biurokratyczną, nazizm stał się najczystszym przykładem ciemnej strony męskiego archetypu w formie ideologicznej w czasach współczesnych. Niemcy stały się kulturą opętaną przez archetypowe męskie zło.

Definicja złej ideologii

Zło to mocne słowo, którego używam tutaj tylko po długim i starannym namyśle. W ostatnich latach, wraz z ogólnym zanikiem przekonań religijnych na Zachodzie, staliśmy się zdezorientowani w kwestii zła. W istocie, współczesne myślenie New Age i świecki humanizm zakładają, iż zło nie istnieje, iż jest jedynie „projekcją cienia”. Kiedyś podzielałem tę opinię, ale w tej chwili doszedłem do wniosku, iż takie myślenie jest niebezpiecznie naiwne. Scott Peck napisał w książce The Road Less Travelled: „… muszę stwierdzić, iż zło jest realne. Nie jest to wytwór wyobraźni prymitywnego religijnego umysłu, który nieudolnie próbuje wyjaśnić nieznane. Istnieją naprawdę ludzie oraz instytucje złożone z ludzi, którzy reagują nienawiścią w obecności dobra i niszczyliby dobro, o ile leży to w ich mocy. Robią to nie z świadomą złośliwością, ale ślepo, nie zdając sobie sprawy z własnego zła – wręcz starając się unikać takiej świadomości.”[10] A Alice Miller dodaje: „Jungowskie pojęcie cienia oraz pogląd, iż zło jest odwrotnością dobra, mają na celu zaprzeczenie rzeczywistości zła. Ale zło jest realne. Nie jest wrodzone, ale nabyte, i nigdy nie jest odwrotnością dobra, ale jego niszczycielem. … Gdy pewnego dnia ignorancja wynikająca z dziecięcego wyparcia zostanie wyeliminowana, a ludzkość się przebudzi, można będzie położyć kres produkcji zła.”[11]

Czym jest zło? Najprostsza odpowiedź brzmi: zło jest anty-życiem. Jeśli, jak twierdził Jung, celem życia i najgłębszym ludzkim pragnieniem jest pełne rozwijanie siebie, stanie się wszystkim, czym możemy być, to zło dąży do odwrócenia tego procesu, do regresji w stronę infantylizmu. Aby pomóc w praktycznym rozpoznaniu zła, proponuję własną definicję, która składa się z trzech niezbędnych komponentów. Zło to:

1.Pragnienie niezasłużonej konsumpcji lub przywilejów, plus;
2. Przymus lub oszukiwanie innych w celu osiągnięcia tego, oraz;
3. Uporczywe racjonalizowanie takiego zachowania jako moralnego i sprawiedliwego.

Chociaż nie jest to wyraźnie uwzględnione w definicji, całe okrucieństwo i brutalna destrukcja, które kojarzymy ze złem, opierają się na tym fundamencie.

Cieszenie się niezasłużoną konsumpcją lub przywilejami jest zasadniczo rolą niemowlęcia lub dziecka. Dziecko jest wyjątkowe w obliczu prawa, ciesząc się prawami bez obowiązków, podczas gdy dorosłość jest stanem bycia producentem netto, konsumowania i produkowania – w kategoriach prawnych, posiadania praw i obowiązków. Tradycyjnie i archetypowo odpowiedzialność/produkcja mężczyzn była fizyczna, ekonomiczna i polityczna. Wywierając wysiłek przeciwko entropijnym siłom rozpadu i chaosu, tworzyli porządek i organizację, co skutkowało jedzeniem na stole i prawami w kraju. Obszar odpowiedzialności/produkcji kobiet był moralny i emocjonalny. W ich relacjach z rodzinami, zwłaszcza z dziećmi, ich emocjonalny wysiłek przynosił ukojenie dla bólu, pokój dla gniewu, bezpieczeństwo dla strachu. Jakość i zrównoważoność każdego społeczeństwa opierają się wyłącznie na poziomie produkcji w tych obszarach: fizycznym/ekonomicznym/politycznym oraz moralnym/emocjonalnym. W zdrowym społeczeństwie jednostki i instytucje wymieniają swoją produkcję na produkcję innych w świadomych, nieprzymusowych, nieodwoływujących się do oszustwa kontraktach. Tradycyjne małżeństwo jest podstawowym przykładem takiej wymiany, gdzie zewnętrzna produkcja mężczyzny w postaci jedzenia i schronienia jest wymieniana na „wewnętrzną” produkcję kobiety w postaci moralnego i emocjonalnego rozwoju dzieci oraz harmonii w relacjach domowych.

Jeśli niektórzy mają cieszyć się niezasłużoną konsumpcją, inni muszą produkować więcej lub konsumować mniej. Tam, gdzie nie jest to oferowane dobrowolnie, jak na przykład dzieciom czy odbiorcom pomocy społecznej, niektórzy będą próbowali zdobyć to siłą lub oszustwem. Przykładem jest kradzież. Jednak złodzieje nie są źli, chyba iż spełniają trzecie kryterium i próbują usprawiedliwić swoje działania przed sobą i innymi jako moralnie słuszne. To właśnie ta ostatnia cecha zła czyni je tak zgubnym, ponieważ atak na rozum może być całkowicie dezorientujący i sprawia, iż destrukcyjna natura złych czynów jest niezwykle trudna do rozpoznania.

Zła ideologia zawiera w swoich formalnych argumentach taki ukryty atak na rozum, w postaci rzekomych moralnych usprawiedliwień dla niezasłużonych przywilejów (dla uprzywilejowanej grupy), zdobywanych przymusowo kosztem innych. W przypadku nazizmu tymi innymi byli Żydzi, których majątek skonfiskowano, oraz sąsiednie narody, których ziemie uznano za podlegające niemieckiej potrzebie „lebensraum” (przestrzeni życiowej), których ludy zniewolono (przymusowa produkcja bez praw do konsumpcji), a ich majątek przejęto, wszystko to siłą i usprawiedliwione samolubnymi argumentami moralnymi.

Zło jest zawsze wśród nas. Jednak te wyjątkowe okoliczności, gdy z powodu wszechobecnych sposobów wychowania dzieci w określonym miejscu i czasie zła ideologia przejmuje cały naród lub kulturę, prowadzą do cierpienia i zniszczenia na ogromną skalę. Tak, jak wnioskuję, stało się w nazistowskich Niemczech – a II wojna światowa i zagłada były tego wynikiem. Wierzę, iż coś bardzo podobnego kształtuje się dzisiaj w przypadku feminizmu i kultury świata zachodniego.

Archetyp kobiecy

Coś niezwykle znaczącego wydarzyło się po II wojnie światowej. Świat wciąż chwiał się pod wpływem dwóch wojen światowych i Wielkiego Kryzysu w ciągu jednego pokolenia. Gdy na procesach norymberskich ujawniono ekscesy nazizmu, gdy zrzucono bomby atomowe na Japonię, świat cofnął się w przerażeniu. Ale to, od czego się cofnęliśmy, to nasza własna natura. Męskie instytucje i męskie rządy zaczęto postrzegać jako wadliwe i niebezpieczne. Na poziomie archetypowym, jako cała kultura uznaliśmy, iż męskość jest podejrzana, i zdjęliśmy mężczyzn „z piedestału”. W konsekwencji, z powodu opozycyjnej natury archetypów męskich i żeńskich, kobiety zostały jeszcze mocniej ustanowione na piedestale. (Jednym z rezultatów tego jest fakt, iż nasz obraz dojrzałej, idealnej lub oświeconej osoby jest teraz archetypowo kobiecy: nieagresywny, współpracujący zamiast rywalizujący, łagodny, opiekuńczy, wrażliwy). W praktyce zaczęliśmy idealizować kobiety i demonizować mężczyzn.

Tam, gdzie pojawiały się poważne problemy w rodzinie lub na świecie, zakładaliśmy, iż ich przyczyną będą mężczyźni, a kobiety okażą się niewinnymi ofiarami. W rzeczywistości staliśmy się oporni na jakiekolwiek inne wnioski. Centrum moralnej władzy w rodzinie przesunęło się na matkę, ponieważ ojcowie, jako mężczyźni, byli zawstydzeni i podejrzani. W wywiadzie z Bertem Hoffem Robert Johnson (autor książek He, She i We o archetypach męskich i żeńskich) powiedział: „[Kobiety] wkraczają w role [władzy], gdy mężczyźni wycofują się i stają się słabi. Dorastałem w takiej rodzinie. Moja matka rządziła, a mój ojciec mówił ‘tak’. To bardzo powszechne – niemal stereotyp dla małżeństw po II wojnie światowej.”[12] Nie oznacza to, iż męskie formy znęcania się nad dziećmi ustały, tak jak kobiece formy znęcania się z pewnością nie były nieobecne w niemieckich rodzinach zdominowanych przez ojców. Raczej to matka stała się rodzicem, który skutecznie sprawował „władzę, która się liczyła”.

Jednak archetypowa władza kobieca przybiera inne formy niż męska. Tam, gdzie autorytet ojca jest zwykle jawny i bezpośredni, autorytet matki jest najczęściej ukryty i pośredni. Na przykład, gdy matka mówi dziecku: „Byłeś taki niegrzeczny, poczekaj, aż twój ojciec wróci do domu”, pozornie to ojciec wydaje się być tym, który sprawuje kontrolę, choć jasne jest, iż to matka jest sędzią i ławą przysięgłych, a prawdopodobnie także ustali karę. Tam, gdzie dyscyplina ojca jest fizyczna i intelektualna (np. lanie lub racjonalne wyjaśnienie, dlaczego coś jest złe), dyscyplina matki jest zwykle psychologiczna i emocjonalna (np. „Gdyby nie ty, nie byłabym uwięziona w tej norze” lub „przez ciebie płaczę”). I, co najbardziej fundamentalne, tam, gdzie archetyp męski przymusza poprzez siłę i tworzenie strachu, archetyp kobiecy przymusza poprzez oszustwo i tworzenie wstydu.

Ta zmiana w naszym postrzeganiu mężczyzn i kobiet przyniosła ogromne korzyści. Po raz pierwszy publicznie uznaliśmy i przyznaliśmy się do znęcania się nad dziećmi przez mężczyzn. I do przemocy wobec żon. W zasadzie wszystkich form archetypowo męskiej przemocy. Dzięki tej nowej kulturowej świadomości męskich form przemocy (tj. jawnej przemocy seksualnej lub fizycznej), ofiary tych nadużyć mają możliwość przepracowania i uleczenia tych ran w terapii, w grupach samopomocy, na warsztatach, w schroniskach dla kobiet i z przyjaciółmi. Mogą pisać o swoich doświadczeniach i procesie zdrowienia. Silne wsparcie kulturowe dla ofiary, przekonanie, iż przemoc nigdy nie jest winą dziecka, umożliwia postęp w walce z potężną tendencją do wypierania i unikania takich bolesnych uczuć.

Dzięki temu nie mamy już wszechobecnej rany ojcowskiej w naszej psychice. Nie ma możliwości, by zła męska ideologia, taka jak nazizm, przejęła naszą kulturę, ponieważ jej przemoc i hipokryzja zostałyby gwałtownie rozpoznane. Nie idealizujemy już mężczyzn i nie zaprzeczamy męskim formom zła. Jednak wciąż głęboko zaprzeczamy kobiecemu złu. W ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat kobiece formy znęcania się nad dziećmi pozostały nierozpoznane. A dopóki przemoc pozostaje nierozpoznana, nie może zostać uleczona. Dziś mamy wszechobecną ranę matczyną.

Zyskaliśmy tę ranę, ponieważ nasze matki, idealizowane we współczesnej kulturze (ponieważ teraz wierzyliśmy, iż to mężczyźni są odpowiedzialni za zło na świecie), znęcały się nad nami w kobiecy sposób, a my nie rozpoznaliśmy tego jako przemocy. A ponieważ kobiece formy przemocy pozostawały nierozpoznane, nie było żadnego piętna ani konsekwencji dla matek za takie znęcanie się. W istocie, podobnie jak niemieccy ojcowie, wierzyły, iż ich słowa i czyny to dobre wychowanie. I tak jak niemieckie matki bały się przeciwstawić fizycznie przemocowym ojcom, tak współcześni ojcowie wstydzą się przeciwstawić psychologicznie przemocowym matkom. Uszkodzenie duszy dziecka pozostaje nierozpoznane. A bez publicznej świadomości destrukcyjności takich form przemocy, istnieje niewielka możliwość, by duża liczba osób mogła wyzdrowieć jako dorośli.

Nasza dzisiejsza rana matczyna pozostaje ogromna, powszechna i nieuleczona.

Czym jest ta kobieca przemoc? To oddzielenie dziecka od zaufania do własnego umysłu, własnych uczuć. To zastąpienie powtarzalnego, obiektywnego standardu słuszności i winy subiektywną, samolubną oceną matki. To miażdżenie naturalnej ekspresji emocjonalnej dziecka, ponieważ taka ekspresja jest dla matki nieprzyjemna, niepokojąca lub niewygodna. Jak zawsze w przypadku znęcania się, jest to stosowanie przymusowej władzy w interesie osoby ją sprawującej, w tym przypadku matki, a przeciwko interesowi dziecka. Jest to forma tego, co Anne Miller nazywa „trującą pedagogiką”. Pisze ona: „Ponieważ w wielu kulturach szkolenie zaczyna się w niemowlęctwie, podczas początkowej symbiotycznej relacji między matką a dzieckiem, to wczesne warunkowanie sprawia, iż dziecko praktycznie nie jest w stanie odkryć, co naprawdę mu się przydarza. Zależność dziecka od miłości rodziców sprawia również, iż w późniejszych latach niemożliwe jest rozpoznanie tych traumatyzacji, które często pozostają ukryte za wczesną idealizacją rodziców przez resztę życia dziecka.”[13]

Archetypowe kobiece znęcanie się jest pośrednie (realizowane poprzez inne osoby, takie jak ojciec czy rodzeństwo), psychologiczne lub emocjonalne („powinieneś się wstydzić”, „przestań natychmiast płakać”), ukryte (często przekazywane jedynie spojrzeniem, które mówi: „jesteś takim rozczarowaniem”), manipulacyjne („nie możesz tego zrozumieć, bo nie jesteś kobietą/dorosłym/itp.”) oraz psychologicznie, a nie fizycznie kazirodcze („opowiem ci, jaki naprawdę jest twój ojciec”). Takie zachowanie jest postrzegane jako odpowiednie rodzicielstwo, może nie idealne, ale niezbyt szkodliwe. Nigdzie nie jest to uznawane za przestępstwo, w przeciwieństwie do męskich form przemocy wobec dzieci. Twierdzę jednak, iż jest to co najmniej tak samo szkodliwe jak znane nam męskie formy przemocy, choć rany, które wywołuje, są inne. Zasadniczo opiera się na wykorzystaniu wstydu do kontrolowania zachowania (w przeciwieństwie do mrocznej męskości, która używa strachu w tym samym celu).

Tam, gdzie strach atakuje wolę, wstyd zabija duszę. W swojej książce Shame: Spiritual Suicide Vicki Underland Rosow twierdzi, iż wstyd jest systemowy w naszej zachodniej kulturze i podaje przykłady jego wykorzystania w religii, polityce, edukacji, zawodach pomocowych i nauce.

W rezultacie, na Zachodzie, z powodu naszych praktyk wychowawczych, mamy w naszej psychice ogromną, wszechobecną, archetypową kobiecą ranę, której nie jesteśmy świadomi, a którą nazywam raną matczyną. Zgodnie z tą tezą, jesteśmy podatni na pojawienie się złowrogiej kobiecej ideologii, która wykorzysta tę ranę. Ta ideologia już wśród nas istnieje, a jej nazwa to feminizm.

Feminizm

Po pierwsze, ważne jest, aby wyjaśnić, co mam na myśli, mówiąc o feminizmie. Standardową obroną przed wszelką krytyką feminizmu jest twierdzenie, iż nie jest on jednolity, ale obejmuje wiele odcieni przekonań i przynależności, takich jak feminizm liberalny, socjalistyczny lub marksistowski, feminizm radykalny, ekofeminizm itp. Oczywiście, te odłamy istnieją, ale jest to nieistotne. Każda ideologia jest określana przez swoje podstawowe założenia, które pozostają niezmienne we wszystkich jej wariantach, ponieważ to one łączą różne odmiany pod jednym sztandarem. W przypadku feminizmu wszystkie odłamy dzielą to samo podstawowe przekonanie, iż historia była opowieścią o powszechnym ucisku kobiet przez mężczyzn. Co więcej, jest to uznawane przez feministki za zasadniczą, definiującą zasadę, na przykład przez Alison M. Jaggar i Paulę Rothenberg Struhl w ich książce Feminist Frameworks, gdzie piszą: „konserwatywny pogląd na sytuację kobiet w społeczeństwie nie jest feministyczny, ponieważ zaprzecza, iż kobiety są uciskane”.[14]

Chcę też bardzo wyraźnie podkreślić, iż nie jest moim zamiarem, ani nie uważałbym tego za uzasadnione, oskarżanie feminizmu na podstawie słów lub działań jakichkolwiek radykalnych elementów czy „szalonej frakcji”. Do budowania argumentacji wykorzystam jedynie spójne przesłania głównych, uznanych rzeczniczek feminizmu oraz główne polityki, które realizował. Moim przedmiotem zainteresowania jest współczesny, mainstreamowy [głównego nurtu] feminizm, który dla zwięzłości będę nazywał po prostu feminizmem. Chociaż moje badania wskazują, iż to samo zjawisko działa w całym świecie zachodnim, ograniczę moje przykłady do feminizmu północnoamerykańskiego, ponieważ jest to obszar, który znam najlepiej.

Feminizm jest złowrogą ideologią

Jeśli feminizm jest rzeczywiście ideologią wykorzystującą wszechobecną „ranę matczyną”, to formy, które przybiera, będą dokładnie odpowiadać i powtarzać kobiece formy przemocy wobec dzieci, podobnie jak nazizm odpowiadał niemieckiemu męskiemu modelowi. Czy tak jest w istocie? Feminizm jest niehierarchiczny: w istocie feministki wiele mówią o swoich procesach na poziomie równych sobie, partnerskim, opartych na konsensusie, i nie ma krajowych ani międzynarodowych „przywódczyń” czy liderek ruchu feministycznego. Podobnie, jego wpływ jest pośredni. Nie istnieją jawnie feministyczne parlamenty, uniwersytety, sądy ani wojsko – ani choćby instytucje jawnie kobiece. Feminizm działa przez wpływ, nie przez władzę. Ci, którzy zajmują stanowiska decyzyjne, realizują jego cele, mimo iż sam ruch nie musi tych stanowisk zajmować. To dokładnie jak z matką w powojennej rodzinie – ojciec niby miał ostatnie słowo, ale to jej wola rządziła domem.

Feminizm jest subiektywny, a nie obiektywny, napędzany kobiecymi odczuciami na temat tego, co jest słuszne – co dokładnie odzwierciedla sposób, w jaki matki w nowoczesnych rodzinach decydowały, co jest adekwatne. W kwestiach prawnych, gdzie obiektywizm i powtarzalność są kluczowe, feminizm skutecznie przekonywał, iż jakiekolwiek niepożądane lub wrogie uczucie u kobiety powinno być uznane za molestowanie seksualne. Współczesne ustawodawstwo przeciwko stalkingowi [złośliwe i powtarzające się nagabywanie, naprzykrzanie] odrzuca ciężko wywalczone podstawowe wolności, takie jak równość wobec prawa, domniemanie niewinności oraz prawa do wolności zrzeszania się i własności (dla mężczyzn), aby zapewnić, iż „nikt [nie czuje się] przestraszony i niebezpieczny we własnym domu lub społeczności” (podkreślenie dodane). Obszerne pisarstwo feministyczne na temat równości płci to po prostu racjonalizacje kobiecych odczuć nierówności, ponieważ przy dokładnej analizie współczesne argumenty feministyczne zawsze okazują się opierać nie na obiektywnej równości płci, ale na kobiecej wyższości. choćby filozofia feministyczna, w tej chwili oparta na postmodernistycznym konstruktywizmie, teorii punktu widzenia i „kobiecych sposobach poznania”, jest zasadniczo subiektywna.

Podobnie jak powojenne matki, feminizm przedstawia się jako cnotliwa ofiara, walcząca o naprawę męskich niesprawiedliwości. Żądania zmian nigdy nie są przedstawiane jako proste: „Pracujmy razem, aby osiągnąć ten cel…”, ale zawsze jako skargi, jako argumenty, iż kobietom należy się więcej pieniędzy, więcej władzy, więcej praw, więcej… konsumpcji wytworów społeczeństwa. Argumentacja zawsze ma charakter moralny, zawsze jest pełna niepokoju i oburzenia, i zawsze faworyzuje kobiety. Feministki nie wspominają o wielu sposobach, w jakie kobiety mają przewagę płci nad mężczyznami – chyba iż po to, by zaprzeczyć ich istnieniu lub znaczeniu – ponieważ nigdy nie odczuwają żadnych innych niedogodności poza własnymi.

W końcu, co najważniejsze, feminizm osiąga swoje cele poprzez wpajanie wstydu. Oto dźwignia, silnik współczesnej kontroli społecznej: dźwignia, którą można obsługiwać tylko przez kobiety lub w ich imieniu. Gdy byliśmy mali, to nasze matki przekonywały nas, iż jesteśmy bezwartościowi, chyba iż sprawiamy im przyjemność, iż nie jesteśmy dobrzy, dopóki nie uzyskamy ich aprobaty. Głęboki wstyd, który został zasiany w psychice zarówno chłopców, jak i dziewczynek, a który nazywam raną matczyną, teraz daje feministkom skuteczne narzędzie do kontrolowania każdej sfery władzy społecznej. Męscy – i żeńscy – ustawodawcy, sędziowie, akademicy, menedżerowie, wszyscy na nowo przeżywają te intensywne uczucia wstydu i niegodności, które czuli jako dzieci, gdy rozgniewane kobiety mówią lub sugerują, iż są źli. W istocie całe ich życie było budowane wokół zapewniania siebie, iż są wartościowi poprzez dobre uczynki, publiczne osiągnięcia lub sukces finansowy. Jednak żadna z tych zewnętrznych obron nie może długo wytrzymać feministycznego zawstydzania, jeżeli wewnętrzna psychika wciąż nosi ranę matczyną, wciąż przyznaje Kobiecie ostateczną władzę nad określaniem własnej wartości.

Jak potężne jest poczucie wstydu jako narzędzie przymusu?

Na tyle potężne, iż bogaci, wpływowi mężczyźni oddawali swoje życie, by ratować kobiety i dzieci na Titanicu w 1912 roku. Dlaczego? Bo bardziej bali się wstydu i piętna tchórzostwa niż śmierci. W czasie wojny przeciętni mężczyźni biegną wprost pod ogień z karabinów maszynowych, wiedząc, iż zginą w bezsensowny sposób – tylko po to, by nie musieć żyć z hańbą ucieczki z pola walki. Wstyd to najbardziej intensywny psychiczny ból, jaki możemy odczuwać. Często wolimy umrzeć. Tak potężna to siła.

W skrócie pokazałem, iż formy przyjmowane przez ideologiczny feminizm odpowiadają nowoczesnym, archetypowo kobiecym wzorcom przemocy psychicznej i emocjonalnej, jakie obserwujemy w patologicznych relacjach rodzinnych.

Ale czy feminizm spełnia definicję złowrogiej ideologii? Sprawdźmy.

Po pierwsze – czy feminizm domaga się niezasłużonych przywilejów, czyli praw bez obowiązków? Jednym z głównych postulatów współczesnego feminizmu od samego początku były tzw. prawa reprodukcyjne – konkretnie: prawo kobiety do zabicia [aborcji] niechcianego dziecka. Czy feminizm próbował brać pod uwagę skutki tego prawa dla innych zainteresowanych stron, takich jak płód, ojciec czy społeczeństwo? Nie. Feministki konsekwentnie odrzucały jakąkolwiek odpowiedzialność wobec kogokolwiek poza kobietą. Żądają – i otrzymały – jednostronne prawo do przerwania ciąży lub nie, wedle własnego uznania. (Zwróć uwagę, iż to całkowicie nowe prawo – nigdy nie przysługiwało mężczyznom.)

W 1969 roku Betty Friedan powiedziała: Tylko jeden głos musi być wysłuchany w kwestii, czy kobieta urodzi dziecko, czy nie – to głos samej kobiety: jej sumienia, jej świadomego wyboru.” Płody nie mają żadnych praw, ponieważ – jak twierdzą feministki – „Ciało kobiety, to wybór kobiety.” Ten emocjonalny, obliczony na wywołanie wstydu slogan ignoruje wszystkie unikalne cechy płodu – choćby to, iż może stać się osobą, iż powstał w wyniku aktu seksualnego z mężczyzną i iż może być płci męskiej lub żeńskiej – i sprowadza wszystko do argumentu, iż znajduje się w ciele kobiety i jest przez to ciało karmiony.

W efekcie mamy moralnie wypaczoną sytuację: ojciec nie ma żadnego wpływu na to, czy jego dziecko będzie żyć czy umrze, nie musi być choćby poinformowany o ciąży, ale jeżeli kobieta zdecyduje się dziecko urodzić, to mężczyzna zostaje prawnie zobowiązany do jego utrzymania – niezależnie od tego, czy chciał zostać ojcem, czy nie. Społeczeństwo również nie ma żadnego wpływu na wybór kobiety, ale ma obowiązek finansować samotne matki z funduszy publicznych.

Jeśli powiesz kobiecie: „Nie chciałaś dziecka – to nie powinnaś była uprawiać seksu”, feministki natychmiast reagują krzykami o dyskryminacji i mizoginii. Ale dokładnie to samo feministki mówią mężczyznom w takiej samej sytuacji. Widać wyraźnie: w obszarze tradycyjnie przypisanym kobietom – czyli prokreacji – feminizm nie dąży do równości płci. On dąży do pełni praw dla kobiet i pełni obowiązków dla mężczyzn.

A co z innymi dziedzinami? Tam, gdzie kiedyś leżała tradycyjna odpowiedzialność mężczyzn – prawo do głosowania, przepisy o zakazie dyskryminacji płciowej w pracy, w płacach, w dostępie do zawodów – wszystko to zostało już uregulowane dawno temu. Dziś wszystkie – bez wyjątku – feministyczne inicjatywy sprowadzają się do tego, by dać kobietom więcej praw nad mężczyznami, a mężczyznom – więcej odpowiedzialności za kobiety.

Dlatego mamy „akcję afirmatywną” tylko tam, gdzie dominują mężczyźni – ale nie tam, gdzie dominują kobiety. Mamy coraz bardziej surowe egzekwowanie alimentów, ale żadnego egzekwowania prawa ojców do kontaktu z dziećmi. Mamy politykę „zero tolerancji” wobec przemocy mężczyzn wobec kobiet – gdzie wystarczy samo oskarżenie kobiety, by mężczyzna został aresztowany – wszystko to na podstawie feministycznych badań, które przedstawiają przemoc domową wyłącznie jako opresję mężczyzn wobec kobiet i całkowicie ignorują fakt, iż kobiety równie często inicjują przemoc w domach.

“Agresja psychiczna była mierzona poprzez połączenie pytań opartych zarówno na agresji ekspresyjnej (np. wyzywanie), jak i przymusowej kontroli (np. taktyki izolacji lub groźby wyrządzenia krzywdy). Agresję psychiczną ze strony partnera zgłosiło 48,4% kobiet i 48,8% mężczyzn. W związku z tym przemoc emocjonalna wydaje się być najczęstszą formą przemocy ze strony partnera intymnego (…)

Skutki przemocy emocjonalnej są równie szkodliwe, jak skutki przemocy fizycznej. Jednak prawo uznaje przemoc fizyczną i seksualną za przestępstwa przeciwko jednostce, ale przemocy emocjonalnej nie uznaje (Rivara i in., 2009), chociaż jest to wszechobecna forma znęcania się w związku (Black i in., 2011). Dlatego ważnym jest, aby pogłębiać naszą wiedzę na temat przemocy emocjonalnej i jej wpływu na ludzką psychologię i zdrowie.” – Źródło: Violence Vict. 2013; 28(5): 804–821. Emotional abuse in intimate relationships: The role of gender and age https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3876290/

„Celem tego badania było sprawdzenie przewidywań wynikających z teorii męskiej kontroli nad przemocą ze strony partnera intymnego (Intimate Partner Violence – IPV) i typologii Johnsona (1995). 1104 studentów zgłosiło stosowanie agresji fizycznej i zachowań kontrolujących wobec partnerów i osób tej samej płci niebędących ich partnerami. W przeciwieństwie do męskiej teorii kontroli, kobiety okazały się bardziej agresywne fizycznie wobec swoich partnerów niż mężczyźni, a odwrotny wzorzec stwierdzono w przypadku agresji wobec osób niebędących intymnymi osobami tej samej płci. Co więcej, nie zaobserwowano znaczących różnic między płciami w zakresie zachowań kontrolujących, które istotnie prognozowały agresję fizyczną u obu płci. Przemoc ze strony partnera okazała się być powiązana z agresją fizyczną wobec osób tej samej płci niebędących intymnymi osobami, wykazując tym samym związek z agresją poza rodziną. Stosując typologię Johnsona (1995), kobiety częściej niż mężczyźni były klasyfikowane jako “intymni terroryści”, co było sprzeczne z wcześniejszymi ustaleniami.

Ogólnie rzecz biorąc, wyniki te nie potwierdzają teorii męskiej kontroli nad przemocą ze strony partnera intymnego. Wpisują się raczej w pogląd, iż przemoc intymna ze strony partnera nie ma szczególnej etiologii i lepiej jest badać ją w kontekście innych form agresji.” – Źródło: Aggress Behav. 2014 Jan;40(1):42-55; Testing predictions from the male control theory of men’s partner violence. https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/23878077/

Mamy przepisy o molestowaniu seksualnym w pracy, dotyczące wyłącznie tego, jak mężczyźni mogą nadużywać seksualności wobec kobiet – ale nie ma ani jednego przepisu, który zajmowałby się tym, jak kobiety wykorzystują swoją seksualność do zdobywania pozycji zawodowej. choćby definicję pornografii i obsceniczności – przynajmniej w Kanadzie – zdefiniowano przez pryzmat tego, co może skrzywdzić kobiety.[17]

Wszystkie te feministyczne inicjatywy dążą do uzyskania przewagi przez kobiety w sposób przymusowy – co stanowi drugi element definicji złowrogiej ideologii. Feministki nie mówią mężczyznom ani społeczeństwu: „Zaproponujcie te rzeczy, jeżeli uznacie to za stosowne.” Nie – one żądają (i uzyskały), by ich prawa zostały poparte przymusową siłą prawa. A w tym celu posługują się własnymi, archetypowo kobiecymi metodami przymusu: oszustwem i wstydem.

Oszustwo przejawia się w tworzeniu i wykorzystywaniu fałszywych lub zmanipulowanych statystyk (jak np. badania pokazujące, iż kobiety przez cały czas zarabiają mniej niż mężczyźni – ale ignorujące takie zmienne jak: liczba przepracowanych godzin, staż pracy, nadgodziny, kwalifikacje itp., które w pełni wyjaśniają te pozorne różnice w zarobkach).

A wstyd działa jak szantaż emocjonalny zdolność ustawodawców, akademików, sędziów – a choćby samych wyborców – do racjonalnego myślenia i podejmowania rozsądnych, wolnych decyzji zostaje praktycznie wyłączona przez ich podświadomy, ale silny lęk przed tym, by nie zobaczyć siebie jako oprawców kobiet.

W Kanadzie bieżącą inicjatywą feministyczną jest „równość wynagrodzeń”. Trybunał Praw Człowieka nakazał rządowi federalnemu wypłatę około pięciu miliardów dolarów pracownicom rządowym (głównie kobietom), ponieważ ich praca została uznana za „niedoszacowaną” względem pracy mężczyzn. Ten argument jest całkowicie błędny. Nierówne wynagrodzenie za równą pracę i dyskryminacja przy zatrudnieniu (czyli prawdziwe problemy równościowe) są w Ameryce Północnej zakazane od lat. Każda kobieta, która chciała wykonywać lepiej płatną „męską” pracę, mogła ubiegać się o nią na równych zasadach z mężczyznami.

Faktem jest, iż wynagrodzenia ustalane są przez rynek – tam, gdzie wielu ludzi chce pracować (np. w biurach na stanowiskach administracyjnych), duża podaż kandydatów obniża płace. I tak właśnie powinno być, bo wtedy koszty pracy odzwierciedlają rzeczywisty koszt produkcji. (ZSRR zbankrutował próbując podporządkować rynek ideologii.) Zwolennicy „równości wynagrodzeń” tak naprawdę chcą wygodnej, lekkiej pracy biurowej, którą sobie upatrzyli – ale z pensją tak wysoką, jak za ciężką i nieatrakcyjną pracę fizyczną. Chcą, by inni ich dofinansowali. Chcą zwiększyć swoją konsumpcję, nie zwiększając produkcji. Chcą mieć prawne prawo do tego. I – niestety – dostają je.

Trzeci element złowrogiej ideologii to utrzymywanie wizerunku absolutnej i wiecznej moralnej wyższości. Wiele z powyższych przykładów już to ukazało, więc tutaj skupię się tylko na głównych strategiach stosowanych przez feminizm.

Jeśli realizuje się cele (czyli uprzywilejowanie kobiet), które trzeba maskować, to najważniejsze jest posiadanie metod, które umożliwiają unikanie lub blokowanie sensownej debaty. Feminizm stosuje trzy podstawowe strategie:

1. Jeśli istnieje jakaś różnica między rolami mężczyzn i kobiet w społeczeństwie – ignoruj prawdziwe przyczyny i przedstawiaj je zawsze jako dowód męskiej opresji i dyskryminacji wobec kobiet – i domagaj się rekompensat (np. aborcja na życzenie, molestowanie seksualne, równość płac, cenzura pornografii itd.).

2. Jeśli nie ma żadnej różnicy między rolami mężczyzn i kobiet albo różnice te już teraz działają na korzyść kobiet – stwórz tendencyjne badania i zmanipulowane dane statystyczne, by dowodzić, iż kobiety są pokrzywdzone. Ogłoś to jako kolejny przykład męskiej opresji i również domagaj się rekompensat (np. programy dotyczące zdrowia kobiet, walka z przemocą wobec kobiet). W razie potrzeby wrzuć do gry emocjonalny argument nie do odparcia: „przemoc wobec kobiet i dzieci” – który skutecznie zamyka każdą merytoryczną dyskusję. (np. oskarżenia o przemoc domową czy molestowanie w sprawach o przyznanie opieki nad dziećmi).

3. Jeśli ktoś ośmieli się skrytykować lub zakwestionować feministyczne twierdzenia – ucisz go lub odizoluj, wywołując wstyd, oskarżając o „ostry sprzeciw” („backlash”), czyli o to, iż sprzeciwia się równości kobiet, ponieważ chce zachować swoje przywileje lub opresyjne zachowania. (Uwaga: ta metoda działa także przeciw kobietom, które są wtedy oskarżane o bycie „skolonizowanymi przez patriarchat.”)

Podsumowanie: Nigdy, pod żadnym pozorem, nie oddawaj moralnej wyższości. Wychodzi na to, iż to nie miłość, ale feminizm oznacza, iż nigdy nie trzeba przepraszać! (Patrz: fikołki logiczne, jakie wykonują feministki, by uzasadnić swoje wsparcie dla Billa Clintona mimo jego zachowań, które u każdego innego człowieka by potępiły – jak choćby wobec sędziego Clarence’a Thomasa, którego potępiano za rzekome sugestywne komentarze w pracy.)

Karta Praw Asertywnych
Kiedy mówię „nie”, czuję się winny – dr Manuel J. Smith

Kolejny brakujący fragment z książki malarza z Austrii [wydanie z 1992 wydawnictwo Werset, str. 107].
Moje tłumaczenie brakującego fragmentu:
“Wszystko to było inspirowane zasadą – która sama w sobie jest całkiem prawdziwa – iż w wielkim kłamstwie zawsze jest pewna siła wiarygodności; ponieważ szerokie masy narodu są zawsze łatwiejsze do skorumpowania w głębszych warstwach ich emocjonalnej natury niż na poziomie świadomości lub dobrowolności; dlatego też w prymitywnej prostocie swego umysłu łatwiej padają ofiarą wielkiego kłamstwa niż małego kłamstwa , ponieważ sami często kłamią w małych sprawach, ale wstydziliby się uciekać do kłamstw na dużą skalę. Nigdy nie przyszłoby im do głowy, by sfabrykować kolosalne nieprawdy i nie uwierzyliby, iż inni mogliby mieć czelność tak haniebnie przeinaczać prawdę. choćby jeżeli fakty, które dowodzą, iż tak jest, zostaną jasno przedstawione ich umysłom, przez cały czas będą wątpić i wahać się, i przez cały czas będą myśleć, iż może istnieć inne wyjaśnienie.
Bowiem rażąco bezczelne kłamstwo zawsze pozostawia za sobą ślady, choćby po tym, jak zostało obnażone, fakt ten jest znany wszystkim biegłym kłamcom na tym świecie i wszystkim, którzy spiskują razem w sztuce kłamstwa. Ci ludzie wiedzą aż za dobrze, jak używać fałszu do najpodlejszych celów.
Jednak od niepamiętnych czasów Żydzi wiedzieli lepiej niż ktokolwiek inny, jak można wykorzystać fałsz i oszczerstwo. Czyż ich istnienie nie opiera się na jednym wielkim kłamstwie, a mianowicie, iż są wspólnotą religijną, podczas gdy w rzeczywistości są rasą? I to jaką rasą! Jeden z największych myślicieli, jakich stworzyła ludzkość, naznaczył Żydów na zawsze stwierdzeniem, które jest głęboko i dokładnie prawdziwe. On (Schopenhauer) nazwał Żyda „Wielkim Mistrzem Kłamstwa”. Ci, którzy nie zdają sobie sprawy z prawdziwości tego stwierdzenia lub nie chcą w nie uwierzyć, nigdy nie będą w stanie pomóc Prawdzie zwyciężyć.” – str. 196. Adolf Hitler, Moja Walka https://greatwar.nl/books/meinkampf/meinkampf.pdf

Zakończenie

Starałem się naszkicować obraz miejsca, w którym – moim zdaniem – się w tej chwili znajdujemy, oraz drogi, która nas tutaj doprowadziła. Teraz chcę zakończyć kilkoma słowami o tym, dokąd, jak sądzę, zmierzamy.

Jaki jest ostateczny cel współczesnego feminizmu? Feministki szczerze wierzą, iż chodzi im o równość. Ale to nieprawda. Ponieważ działają nieświadomie, pod wpływem matczynej rany, ich celem jest regres kobiet do stanu dziecięcego – czyli: prawa bez odpowiedzialności, konsumpcja bez produkcji. Dla mężczyzn cel jest odwrotny: odpowiedzialność bez praw. A ludzie, którzy mają obowiązki, ale nie mają praw – są niewolnikami. Zmierzamy, nieświadomie, ale nieuchronnie, w stronę świata, w którym kobiety są dziećmi, a mężczyźni – niewolnikami. Dopóki nie rozpoznamy tej prawdy i nie odczujemy zbiorowego przerażenia, nie przebudzimy się z tego koszmaru.

Sytuacja jest bardzo poważna, ale prawdziwa wojna jeszcze się nie zaczęła. Wciąż próbujemy przypodobać się feministkom, dając im wystarczająco dużo tego, czego chcą, żeby nie musieć konfrontować się z ich siłą – zupełnie jak alianci robili z Hitlerem w latach 1936–1939. Wtedy to nie zadziałało – i teraz też nie zadziała. W rzeczywistości – podobnie jak wtedy – doprowadzi to do katastrofy.

Nadchodząca wojna jest nieunikniona. Na poziomie psychologicznym musimy strącić kobiety z piedestału. A jako kultura nie zrobimy tego, dopóki nie zobaczymy zła, które one również potrafią wyrządzić – tak jak już nauczyliśmy się to widzieć w przypadku mężczyzn. Ale bardzo mocno trzymamy się ideału kobiety jako doskonałej. „Macierzyństwo” to nasz ostatni wielki bóg (lub bogini) – i dlatego potrzeba będzie ogromnego cierpienia, zanim zechcemy ujrzeć ciemną stronę kobiecości i pozwolimy kobietom być po prostu ludźmi.

Wojna, o której mówię, nie będzie wojną fizyczną – to byłaby archetypowo męska forma. To będzie wojna duchowa: wojna o znaczenie, o cel życia, o to, co prawdziwe. Nie będzie potrzebowała żołnierzy z bronią, ale ludzi, którzy wykonali własną pracę nad sobą, którzy stali się silni emocjonalnie i moralnie – ludzi, którzy wychodzą z kontroli przez wstyd.

W krótkim okresie spodziewam się coraz większego poziomu przemocy i wykolejenia społecznego, ponieważ tradycyjne mechanizmy hamujące się rozpadają; coraz głośniejszych oskarżeń, iż wszystkiemu winni są mężczyźni; coraz większego karania mężczyzn i „ochrony” kobiet i dzieci; rosnących poziomów cierpienia psychicznego, rozpaczy i samobójstw. Feminizm będzie stawał się coraz bardziej agresywny i radykalny. Zaczniemy dostrzegać, iż wygrywamy – iż zaczynamy z tego wychodzić – kiedy gniew i strach wreszcie przemienią się w żałobę. Kiedy doświadczymy powszechnej, kulturowej żałoby: żałoby nad tym, co zrobiliśmy, co dopuściliśmy, by stało się z naszymi dziećmi – i z nami samymi.

Mogę tylko zgadywać, ile to potrwa: prawdopodobnie co najmniej dwadzieścia lat. Porównując do sytuacji w nazistowskich Niemczech, rzucają się w oczy dwie rzeczy. Po pierwsze – matczyna rana jest głębsza niż rana ojcowska, bo relacja z matką to nasza pierwsza i najgłębsza więź. Dlatego też najpierw zajęliśmy się relacją z ojcem – była po prostu łatwiejsza. Przepracowanie matczynej rany będzie trudniejsze, bardziej bolesne i może wymagać większego cierpienia, zanim będzie możliwe jej domknięcie.

Po drugie – nie ma żadnych „sojuszników” czekających w ukryciu, by nas uratować. Musimy zrobić to, czego nie potrafiły nazistowskie Niemcy: musimy znaleźć w sobie zasoby, by rozpoznać i stawić czoła temu złu w ramach własnej kultury – mimo iż przez cały czas jesteśmy opętani i zaślepieni mocą rany matki. Nie wiem, jak to się uda, ale nie widzę żadnej alternatywy.

Wiem, iż pisząc te słowa, większość ludzi je odrzuci. Bo to nie jest mała rzecz – rozpoznać prawdę o systemie, w którym się żyje. To tak trudne, jak zobaczyć prawdę o własnej rodzinie. A właściwie – to jest właśnie zobaczenie prawdy o rodzinie. To nie jest odległe, jak dla większości z nas dziś nazizm – to wciąż archetypowo żywe w naszej psychice. Może nieprzypadkowe jest to, iż od początku do końca Trzeciej Rzeszy w Niemczech nie istniał żaden skuteczny ruch oporu wobec nazizmu. Co to oznacza? Mimo wszystkich zbrodni, mimo utraty wolności, mimo nadużyć społecznych i politycznych, mimo gigantycznych kosztów osobistych i finansowych – nazizm cieszył się poparciem społecznym aż do końca. Najwyraźniej zaspokajał jakąś głęboką potrzebę. I właśnie z takim wyzwaniem, moim zdaniem, teraz się mierzymy.

Chcę jednak zakończyć bardziej pozytywnie. Po drugiej stronie tego wyzwania znajduje się dojrzałość kulturowa – społeczna świadomość. Rana matczyna to ostatnia powszechna psychologiczna rana. Kiedy i ona zostanie uzdrowiona, będziemy – po raz pierwszy w historii – jako kultura świadomi wszystkich form archetypowego znęcania się nad dziećmi i ich późniejszych skutków w życiu dorosłym. Przepracujemy i przejdziemy nasze problemy ze wstydem tak, jak dziś pracujemy z problemami przemocy fizycznej i seksualnej. I po raz pierwszy zaczniemy funkcjonować społecznie w sposób świadomy, a nie współzależny. Jakie formy przyjmą wtedy rządy, rozrywka, dyskusja społeczna – trudno mi sobie wyobrazić. Prawdopodobnie nie dożyję, by to zobaczyć. Ale zamierzam żyć po to, by pomóc to urzeczywistnić.

Źródło: Feminism Exposed: Our blindness to feminine evil

Przypisy:

1.King, Warrior, Magician, Lover, Robert Moore and Douglas Gillette, Harper Collins 1990, p.9.
2. Collected Works #9, Carl Gustav Jung, Bollinger, paragraph 99.
3. The Psychology of the Unconscious, 1916, Carl Gustav Jung, in Collected Works #7, Bollinger, pp.60, 74.
4. Introduction to M. Esther Harding, WomenÕs Mysteries, Carl Gustav Jung, in Collected Works #18, Bollinger.
5. A Blue Fire: Selected Writings, James Hillman, Harper Collins, N.Y., 1991, p.24.
6. Foundations of Psychohistory, Lloyd deMause, Creative Roots Inc., N.Y.,1982, pp.i-ii.
7. For Your Own Good: Hidden cruelty in child-rearing and the roots of violence, Alice Miller, pub. Farrar, Straus, Giroux, N.Y., 1983, p.146.
8. The Untouched Key: Tracing Childhood Trauma in Creativity and Destructiveness, Alice Miller, Doubleday, 1990, p.54.
9. Liberating the Heart: Spirituality and Jungian Psychology, Lawrence W. Jaffe, Inner City Books, Toronto, 1990, p.112.
10. The Road Less Travelled: A New Psychology of Love, Traditional Values and Spiritual Growth, M. Scott Peck, Touchstone, Simon & Schuster, NY, 1978, p.278.
11. Banished Knowledge: Facing Childhood Injuries, Alice Miller, Doubleday, N.Y., 1990, pp.142-143.
12. ÒMale and Masculine: An Interview with Robert A JohnsonÓ by Bert Hoff, in MenÕs Voices: A Quarterly Journal, Vol 1 #3, Summer/Fall Ô98, The WhiteRock Alternative, Seattle, WA, p23.
13. For Your Own Good: Hidden cruelty in child-rearing and the roots of violence, Alice Miller,Farrar/Strauss/Giroux, NY, 1983, p.4.
14. Feminist Frameworks, Alison M. Jaggar & Paula Rothenberg Struhl, McGraw-Hill, 1978, p.69.
15. ÒManitoba Legislation on Stalking and Domestic ViolenceÓ by David Shackleton, in Everyman: A MenÕs Journal, #34, Nov/Dec Ô98, Ottawa, ON, p55.
16. ÒAbortion: A WomanÕs Civil RightÓ speech by Betty Friedan to the First National Conference for Repeal of Abortion Laws, Chicago, 1969, in It Changed My Life:Writings on the WomenÕs Movement, Betty Friedan, Random House 1976, p123.
17. Canadian Supreme Court ÒButlerÓ decision, 1992.

Zobacz na: Filozofia historii według Marca Blocha
Stadia rozwoju moralnego według Kohlberga
Mężczyźni wychowywani na wybrakowane kobiety – Rian Stone
Mężczyzna jest swoim własnym sędzią
Jak ruch kobiecy nauczył kobiety nienawidzić mężczyzn – Erin Pizzey
Natura kobiety: Jej niegodziwość – Red Femme Diaries
Natura kobiety: Niesamowite Mamy – Red Femme Diaries
Mężczyzna jest swoim własnym sędzią
Czym jest pasywna agresja?
[Kobiece] Manipulacje: Poradnik dla początkujących – Rian Stone
Podstawowy błąd w rodzicielstwie: Jaka jest różnica między mamą tygrysicą a tatą wilkiem?
Bojownicy o Sprawiedliwość Społeczną [BoSS] zawsze kłamią – Vox Day
Spirala współpracy feministek z nie-feministami
Narodziny Feminizmu w 1848 roku, w Seneca Falls, w stanie Nowy Jork
Feminizm narzucany przez ONZ i rządy krajowe
Feminizm, trójkąt Karpmana i szukanie kozła ofiarnego
Teorie dowodów sądowych. Obraz polskiego sądownictwa…
Histeryczna retoryka gwałtu od wiktorianizmu do feminizmu – Barbara Hewson
Czy społeczeństwo naprawdę chce, żeby mężczyźni przewodzili? – Rollo Tomassi
Jak tworzyć niewolnika – List Williego Lyncha

Era roztrzaskanych iluzji – napisy PL

Katastrofa wydarza się wtedy gdy zbyt wielu ludzi odmawia zaakceptowania faktu, iż wokół nas działają dwa wszechświaty.
Jest zimna i twarda rzeczywistość, która leży u podstaw wszystkiego, a na powierzchni leży zasłona z oszust i ustępstw. Im bardziej ludzie odstępują od żywotnych prawd, aby cieszyć się komfortem jaki daje iluzja, tym bardziej roztrzaskany będzie umysł
gdy te iluzją upadną. Te dwa światy mogą współistnieć jedynie przez krótki okres czasu i zawsze, wcześniej czy później dojdzie między nimi do kolizji. Nie ma innej możliwości.

Czy mężczyźni posiadają władzę nad kobietami?

Królowa Wiktoria o feministkach
„Bardzo zależy mi na tym, aby każdy, kto może mówić lub pisać, przyłączył się do walki z tym szalonym, niegodziwym szaleństwem „Praw Kobiet”, ze wszystkimi towarzyszącymi mu okropnościami, na które ta biedna, słaba płeć jest nastawiona, zapominając o wszelkich kobiecych uczuciach i przyzwoitości. Feministki powinny dostać porządne lanie. Gdyby kobiety miały się „odpłciowić”, domagając się równości z mężczyznami, stałyby się najbardziej nienawistnymi, pogańskimi i obrzydliwymi istotami i z pewnością zginęłyby bez męskiej ochrony.
Kocham spokój i ciszę, nienawidzę polityki i zamieszania. My, kobiety, nie jesteśmy stworzone do rządzenia, a jeżeli jesteśmy dobrymi kobietami, musimy nie lubić tych męskich zajęć”. – Królowa Wiktoria, 1819-1901

Idź do oryginalnego materiału