Dzisiaj znów nie mogę spać. Piszę to, bo chyba tylko kartka papieru mnie wysłucha.
Nazywam się Krystyna, mam 48 lat i stoję przed wyborem, który rozdziera mi serce. W naszym spokojnym miasteczku nad Wisłą mój syn Marek oznajmił, iż zamierza ożenić się z swoją dziewczyną Emilią. Oboje pełni nadziei marzą, by zamieszkać w naszym jednopokojowym mieszkaniu, które wynajmujemy. Ale ja się na to nie zgadzam. I mam powód, który gryzie mnie od środka. Ta decyzja może zmienić na zawsze naszą relację z synem, ale nie potrafię postąpić inaczej. Boję się o naszą przyszłość i powtarzaniu błędów, które widziałam u innych.
Marek i Emilia błagają mnie i mojego męża, Adama, żeby pozwolić im tam zamieszkać. Sami myślimy z mężem, iż kiedyś się tam wprowadzimy, bo teraz mieszkamy w dwupokojowym mieszkaniu razem z synem. Tamte kupiliśmy kilka lat temu, biorąc kredyt, który spłaciliśmy dopiero niedawno. To był nasz plan na emeryturę. Wynajmujemy je, by odkładać pieniądze i żyć godnie, gdy już przestaniemy na siebie zarabiać. Teraz ten dochód nie jest kluczowy, ale za kilka lat będzie naszą jedyną poduszką bezpieczeństwa. Bez tych pieniędzy czeka nas bieda. Nie chcę spędzić starości, licząc każdą złotówkę.
Emilia mieszka w ciasnym dwupokojowym mieszkaniu z rodzicami, młodszą siostrą i chorą babcią. Ich rodzina marzy, iż córka wyjdzie za mąż i wreszcie zrobi się im trochę miejsca. Rodzice Emilii nie mają możliwości kupić młodym własnego kąta i liczą na nas. Ale ja nie mogę się zgodzić. jeżeli wpuścimy Marka i Emilię do tego mieszkania, nie będę miała serca ich stamtąd wyrzucić – szczególnie, jeżeli urodzi im się dziecko. Ta myśl gryzie mnie jak drzazga, bo wiem, iż dobroć może skończyć się katastrofą.
Moja przyjaciółka Grażyna wpadła w tę samą pułapkę. Pozwoliła córce i zięciowi zamieszkać w mieszkaniu, które wynajmowała, mówiąc, iż to tylko na chwilę. „Oszczędzajcie, kupcie coś swojego”, powtarzała. Ale oni nie oszczędzali. Wydawali pieniądze na wakacje, drogie ubrania i gadżety. Potem urodziły im się dzieci, i teraz Grażyna nie może ich wykwaterować. „Jak mam wyrzucić córkę z wnukami? – płakała mi w telefonie. – A pieniędzy od nich nie wezmę, córka jest na macierzyńskim. A ja ledwo wiążę przez miesiąc z emerytury!” Jej łzy i rozpacz stały się dla mnie ostrzeżeniem. Nie chcę powtórzyć jej losu.
Boję się, iż Marek i Emilia, dostawszy mieszkanie, przestaną się starać. Będą żyć wygodnie, nie myśląc o jutrze. Po co im kredyt, skoro mają dach nad głową za darmo? A my zostaniemy z niczym. Gdy przejdziemy na emeryturę, przyjdzie nam wegetować za marne grosze, odmawiając sobie wszystkiego. Ta wizja napawa mnie przerażeniem. Nie chcę, żeby moja starość była walką o przetrwanie, w której nie będę mogła sobie pozwolić choćby na leki.
Marek patrzy na mnie z żalem, nie rozumiejąc mojego uporu. „Mamo, nie mamy gdzie mieszkać – mówi. – U rodziców Emilii jest za ciasno.” Jego słowa bolą, ale nie ustępuję. „Wynajmijcie coś, odkładajcie na swoje – odpowiadam. – My z tatą zaczynaliśmy od zera, i wam się uda.” Ale w jego oczach widzę rozczarowanie, a to rozrywa mi serce. Emilia milczy, ale jej spojrzenie pełne jest wyrzutu, jakbym niszczyła ich marzenia. Czuję się jak potwór, ale nie mogę ustąpić.
Co noc przewracam się z boku na bok, powtarzając w myślach naszą rozmowę. Wyobrażam sobie Marka i Emilię w maleńkim wynajmowanym mieszkaniu, liczących każdą złotówkę, i żal ściska mi gardło. Ale wtedy przypominam sobie Grażynę, jej łzy i jej biedę, i znów wraca determinacja. Przez całe życie pracowaliśmy z Adamem, żeby zapewnić sobie spokojną starość. Dlaczego mamy poświęcać wszystko dla ich wygody? Młodzi mają czas i siłę, żeby budować własne życie.
Wiem, iż moja odmowa może odsunąć ode mnie Marka. Może nosić w sobie urazę, a nasza bliskość, taka ciepła i mocna, pęknie jak lód na rzece. Emilia może go przeciwko mnie nastawić i zostanę sama. Ta myśl to jak nóż wbity w piersi. Ale nie mogę zaryzykować naszej przyszłości, nie mogę powtórzyć błędu Grażyny. Chcę, żeby Marek i Emilia nauczyli się odpowiedzialności, tak jak my z Adamem. My też zaczynaliśmy od zera, braliśmy kredyt, oszczędzaliśmy – ale daliśmy radę. Dlaczego oni nie mogą?
Siedzę przy oknie i patrzę na zaśnieżone uliczki naszego miasteczka, a we mnie szaleje burza. Kocham swojego syna, ale nie mogę oddać wszystkiego dla jego chwilowego szczęścia. Niech wynajmują, niech uczą się walczyć o swoją przyszłość. Wierzę, iż dadzą radę, ale strach przed tym, iż ich stracę, nie daje mi spokoju. Czy postępuję słusznie? Czy moja twardość nie stanie się podziałem, który już nigdy nie zniknie?