**Dzisiaj nie otworzę już drzwi**
„Mamo, otwórz! Proszę cię!” – pięści syna uderzały w stalowe drzwi z taką siłą, iż wydawało się, iż zaraz wyskoczą z zawiasów. „Wiem, iż jesteś w domu! Samochód stoi na parkingu, więc nigdzie nie pojechałaś!”
Barbara Nowak siedziała tyłem do wejścia, kurczowo ściskając w dłoniach filiżankę z wystygłą herbatą. Ręce drżały jej tak mocno, iż porcelana dźwięczała o spodek.
„Mamo, co się dzieje?” – głos Krzysztofa brzmiał coraz bardziej rozpaczliwie. „Sąsiedzi mówią, iż od tygodnia nikogo nie wpuszczasz! choćby Kasi nie wpuściłaś!”
Na dźwięk imienia synowej Barbara mimowolnie się skrzywiła. Kasia. Jego ukochana Kasia, dla której był gotów na wszystko. choćby na to, co zdarzyło się w zeszły czwartek.
„Mamo, wezwę ślusarza!” – zagroził Krzysztof. „Wytniemy zamek!”
„Nie waż się!” – krzyknęła w końcu Barbara, nie odwracając się. „Nie dotykaj moich drzwi!”
„Mamo, ale dlaczego? Co się stało? Porozmawiaj ze mną!”
Barbara zamknęła oczy, starając się zebrać myśli. Jak wytłumaczyć synowi to, co usłyszała? Jak powiedzieć, co podsłuchała w korytarzu przychodni?
„Mamo, błagam…” – głos Krzysztofa stał się cichszy, błagalny. „Martwię się o ciebie. Kasia też się martwi.”
Kasia się martwi. Oczywiście. Pewnie obawia się, iż ich plany legną w gruzach.
„Odejdź, Krzysztofie. I nie wracaj.”
„Mamo, czy ty jesteś chora? Masz gorączkę? Wezwę lekarza.”
„Nie potrzebuję lekarza. Potrzebuję, żebyś mnie zostawił w spokoju.”
Barbara wstała i podeszła do okna. Na podwórku stał Krzysztof, rozmawiając przez telefon. Pewnie dzwoni do swojej Kasi, opowiada, iż matka znów kaprysi.
Syn podniósł głowę i zauważył ją w oknie. Machnął ręką, dając znak, iż wraca. Barbara odsunęła się od szyby i wróciła do fotela.
Minutę później ponownie rozległo się pukanie.
„Mamo, to ja z Kasią. Otwórz, proszę.”
Barbara zacięła zęby. Więc przyprowadził ją. Swoją żonę, która tak troskliwie planowała przyszłość.
„Pani Barbaro” – dobiegł łagodny głos synowej – „to Kasia. Proszę otworzyć. Krzysztof bardzo się martwi.”
Jaka aktorka. choćby głos zmienia, gdy trzeba.
„Przynieśliśmy zakupy” – ciągnęła Kasia. „Mleko, chleb, twoje ulubione pierniczki.”
Pierniczki. Barbara uśmiechnęła się gorzko. Miesiąc temu Kasia wypytała, iż teściowa lubi pierniczki z miodem, i teraz ciągle je kupowała. Taka troskliwa synowa.
„Pani Barbaro, powiedzcie chociaż słowo” – głos Kasi zabrzmiał zaniepokojony. „Boimy się o was.”
„Boicie się” – powtórzyła Barbara, ale tak cicho, iż za drzwiami nie usłyszeli.
„Mamo, nie odejdę, póki nie otworzysz!” – oznajmił Krzysztof. „Będę stał całą noc!”
Barbara wiedziała, iż syn nie żartuje. Zawsze był uparty, od dziecka. jeżeli coś postanowił, dopiął swego.
„Dobrze” – rzekła w końcu. „Ale tylko ty. Sam.”
„Co? Nie rozumiem.”
„Kasia niech idzie do domu. Porozmawiam tylko z tobą.”
Barbara usłyszała, jak szeptali coś do siebie.
„Mamo, ale dlaczego? Kasia też się przejmuje.”
„Bo ja tak mówię. Albo ty sam, albo nikt.”
Jeszcze chwila szeptów, wreszcie głos Kasi:
„Dobrze, pani Barbaro. Pójdę. Krzysztof, zadzwoń, gdy się wszystkiego dowiesz.”
Barbara czekała, aż kroki Kasi ucichną na schodach, po czym podeszła do drzwi i przekręciła klucz.
Krzysztof wpadł do mieszkania jak wicher, od razu objął matkę i zaczął się jej przyglądać.
„Mamo, schudłaś! Jesteś jakaś blada! Co się stało? Zachorowałaś?”
„Nie choruję” – Barbara uwolniła się z jego objęć i poszła do kuchni. „Herbatę chcesz?”
„Tak” – Krzysztof usiadł przy stole i uważnie patrzył na matkę. „Mów, co się dzieje. Dlaczego siedzisz w domu od tygodnia? Dlaczego nie otwierasz drzwi?”
Barbara postawiła czajnik na kuchence i odwróciła się do syna.
„A po co mam otwierać? Na kogo czekam?”
„Mamo, przecież nie możesz tak wiecznie siedzieć. Trzeba do sklepu, do lekarza…”
„Do sklepu chodzi sąsiadka Zosia. Zostawiam listę, daję pieniądze. A do lekarza nie pójdę.”
„Dlaczego?”
Barbara nalała wrzątku do kubków, wsypała cukier.
„Bo ostatnio usłyszałam tam coś, czego lepiej było nie słyszeć.”
Krzysztof zmarszczył brwi.
„Co takiego?”
„Twoją żonę. Rozmawiała przez telefon z przyjaciółką. Myślała, iż mnie nie ma.”
„I co mówiła?”
Barbara usiadła naprzeciw syna i długo patrzyła mu w oczy. Takie znajome oczy, zupełnie jak jego ojca. Dobre, uczciwe. Czy ten człowiek jest zdolny do czegoś takiego?
„Mówiła o tym, jak sprzedadzą moje mieszkanie. Jak mnie umieszczą w domu opieki. Jak wydadzą pieniądze.”
Krzysztof zbladł.
„Mamo, chyba coś źle zrozumiałaś. Kasia nigdy…”
„Wszystko zrozumiałam dobrze” – przerwała mu Barbara. „Słowo w słowo zapamiętałam. Powiedziała: »Krzysztof już się zgodził. Mówi, iż matka sama nie da rady, to niebezpieczne w jej wieku. Umieścimy ją w dobrym domu opieki, mieszkanie sprzedamy. Pieniądze starczą na wkład własny«.”
„Mamo, ja nigdy…”
„Nie przerywaj mi! – podniosła głos Barbara. – Mówiła jeszcze: »Dobrze, iż teściowa taka ufna, nigdy niczego nie podejrzewa. Myśli, iż ją kochamy. A ona nam tylko zawadza.«”
Krzysztof siedział ze spuszczoną głową. Barbara widziała, jak napinają się jego ramiona, jak zaciska pięści.
„Mamo, przysięgam, nigdy się na to nie godziłem. Kasia chyba fantazjowała.”
„Fantazjowała?” – Barbara uśmiechnęła się gorzko. „A czemu tak szczegóBarbara westchnęła ciężko i spojrzała na syna z bólem, ale i ulgą, bo w jego oczach zobaczyła to samo rozczarowanie i bunt, który nosiła w sobie od tygodnia.