Dlaczego nie muszę opiekować się teściową na stare lata

twojacena.pl 2 tygodni temu

— Nie zamierzam pomagać swojej teściowej, niech choćby o tym nie marzy! — z goryczą wykrzykuje Kinga, a jej głos drży od nagromadzonych uraz. — Ta kobieta nie ma prawa liczyć na moje wsparcie. Przez siedemnaście lat naszego małżeństwa z jej synem ani razu nie wyciągnęła do nas pomocnej dłoni — ani finansowo, ani praktycznie. Co więcej, nigdy nie usłyszałam od niej ciepłego słowa! Zawsze powtarzała, iż nikomu nic nie jest winna. Teraz rozumiem, iż miała rację. Ale i ja jej nic nie jestem dłużna!

Kinga opowiada swoją historię w przytulnym, choć skromnym mieszkaniu w małym miasteczku na północy Polski. Ma dwóch nastoletnich synów, kredyt hipoteczny, który razem z mężem spłacali, jakby walczyli z nieubłaganym wrogiem. Kinga jest pewna: gdyby nie jej matka, nigdy nie udźwignęliby tego ciężaru. Mama nie dawała im pieniędzy, ale wzięła na siebie całą opiekę nad wnukami. Zabierała ich do przedszkola, siedziała z nimi podczas chorób, odbierała ze szkoły, pomagała w lekcjach, woziła na treningi i gotowała. Dzięki temu Kinga i jej mąż mogli pracować, nie rozpraszając się domowymi obowiązkami.

Przez te wszystkie lata pracowali bez wytchnienia, by spłacić kredyt i zapewnić synom dobrą przyszłość. Kinga wspomina, jak trudno było łączyć pracę z wychowywaniem dzieci, zwłaszcza gdy chłopcy byli mali. Bez pomocy mamy, mówi, ich rodzina pewnie by się nie utrzymała. „Gdyby nie mama, nie mielibyśmy nic — wzdycha Kinga. — Z dwójką dzieci nie dałabym rady pracować tak, jak pracowałam”.

A co z teściową? Przez te wszystkie lata żyła wyłącznie dla siebie. Wnuki widywała tylko na rodzinnych uroczystościach, i to przelotnie. Zawsze miała pilniejsze sprawy — wyjazdy z przyjaciółkami, własne zajęcia. Kilka razy, pokonując nieśmiałość, Kinga prosiła teściową, by zajęła się dziećmi, ale za każdym razem słyszała zimne „nie”. „Swojego syna wychowałam sama, i ty dasz radę — ucinała teściowa. — Nie licz na moją pomoc”. Po kilku takich rozmowach Kinga przestała się do niej zwracać. Po co się upokarzać, skoro odpowiedź jest zawsze taka sama?

— Moja mama wychowała moje dzieci! — mówi Kinga z czułością w głosie. — Jestem jej za to wdzięczna bez granic. Gdyby kiedykolwiek potrzebowała pomocy, razem z mężem zrobimy dla niej wszystko, co w naszej mocy. Ale z teściową sprawa wygląda inaczej. Tak, jest matką mojego męża i może jakieś prawa moralne nakazują jej pomagać. Ale nie łączy nas nic — ani ciepło, ani bliskość. To ona wybrała taki dystans.

Kinga milknie, patrząc przez okno, za którym wirują pierwsze płatki śniegu. W jej oczach widać ból zmieszany z determinacją. Zastanawia się: na co liczy ta kobieta? Czy teściowa naprawdę wierzy, iż starość ją oszczędzi? Że zawsze będzie silna i niezależna? Kinga kręci głową, jakby odganiała te myśli. „Życie to bumerang — mówi cicho. — Co posiejesz, to zbierzesz. Miłość, szacunek, pomoc — to wszystko trzeba sobie zarobić. A ona choćby nie próbowała”.

Ale gdzieś w głębi Kinga czuje niepokój. Może powinna być ponad urazy? Może mimo lat chłodu i tak będzie musiała zająć się teściową jak własną matką? W końcu starość nie oszczędza nikogo, a może powinna zapomnieć o przeszłości ze względu na rodzinę męża? A może jednak każdy odpowiada za swoje wybory? Kinga nie zna odpowiedzi, a to pytanie wciąż ją nurtuje.

A ty co myślisz? Czy Kinga powinna zacisnąć zęby i pomagać teściowej, mimo lat obojętności? Czy sprawiedliwe jest, iż każdy otrzymuje to, na co zapracował? Życie lubi spłacać długi, ale kto decyduje, jak je spłacać? Może w tej historii nie ma dobrej odpowiedzi, ale jedno jest pewne: rodzinne więzi to próba, która sprawdza naszą wytrzymałość, każe balansować między obowiązkiem a sprawiedliwością. Najważniejsze, by w tej równowadze nie zgubić siebie.

Idź do oryginalnego materiału