„Prezent” teściowej, który zniszczył naszą pierwszą euforia
Krzysztof i Kinga wyprawili huczne wesele. Przyjęcie odbyło się w eleganckiej restauracji, na którą zaprosili sześćdziesięciu gości. Wszystko szło jak z płatka: uśmiechnięte twarze, wesołe toastu, muzyka, która rozgrzewała serca. Wydawało się, iż przed młodymi czeka tylko pasmo szczęścia. Aż nadszedł moment wręczania prezentów.
Pierwsi podeszli rodzice Krzysztofa. Danuta, jego matka, z dumą wzięła mikrofon i zaczęła przemowę:
— Ponieważ mamy syna, prawdziwego mężczyznę, powinien sam zapewnić rodzinie dach nad głową. Ale postanowiliśmy pomóc i podarować wam mieszkanie! Oto klucze! Niech wam będzie szczęśliwie!
Sala eksplodowała brawami. Wszyscy byli oszołomieni hojnością rodziców pana młodego. Danuta z dumą wręczyła synowi pęk kluczy z breloczkiem, na którym wygrawerowano adres nowego lokum.
Krzysztof wziął klucze, spojrzał na brelok — i aż usta mu się otwarły ze zdumienia.
Teoretycznie wszystko układało się idealnie. Pieniądze na wesele były, suknia wybrana, garnitur kupiony, restauracja zarezerwowana. Rodzice młodych dogadywali się, teściowa na pierwszy rzut oka wydawała się miłą kobietą, a mama Kingi — skromną i życzliwą.
Lecz euforia z podarunku zgasła w momencie, gdy odkryli jeden szczegół: mieszkanie, które im przekazano, znajdowało się dosłownie za ścianą od lokalu rodziców Krzysztofa. Łączył je wspólny przedpokój i balkony, oddzielone jedynie cienką ścianką.
Danuta promieniała:
— Gdy tylko dowiedziałam się, iż sąsiedzi sprzedają mieszkanie, od razu wiedziałam, iż musimy je wziąć! Wygodnie przecież: blisko, a jednak osobno. Jak jedna wielka rodzina!
Kinga, słysząc to, poczuła, jak coś zimnego ściska jej serce. euforia z nowego domu rozpłynęła się w niepokoju.
W ciąży zaczęło się zaraz po powrocie z podróży poślubnej. Wczesnym rankiem do ich mieszkania bez pukania weszła teściowa, niosąc talerz placków ziemniaczanych.
— Wstawajcie, śniadanie gotowe! — oznajmiła wesoło, zaglądając prosto do sypialni.
— Mamo, śpimy, mamy jeszcze wolne. Jak pani weszła?
— Drzwi nie zamknięte. Mamy wspólną kłódkę w przedpokoju, to wystarczy.
Krzysztof, jeszcze senny, nic nie zrozumiał, ale Kinga czuła, jak w jej wnętrzu narasta bunt. Teściowa stała się częstym i natrętnym gościem: wpadała po kilka razy dziennie bez zapowiedzi, choćby nie pukając.
— Placki stygną! — przypominała. — Zupę wam przyniosłam! Leżecie tu calutki dzień…
Za każdym razem Kinga grzecznie tłumaczyła, iż sobie poradzą, ale Danuta udawała, iż nie słyszy.
Za trzecim razem tego samego poranka Kinga straciła cierpliwość: zatrzasnęła drzwi przed teściową i zaszczelkała łańcuch.
Danuta z drugiej strony próbowała przekonywać:
— Po co ta zasuwka? Przecież jesteśmy rodziną!
Kinga w duchu pomyślała: „Rodzina to nie znaczy bez granic”.
Gdy wieczorem wrócili z zakupów, zastali teściową w swojej kuchni.
— Sprawdzam, co kupiliście — oznajmiła rzeczowo. — Ta herbata dobra nie jest. I ciastka jakieś suche…
Krzysztof zacisnął pięści:
— Mamo, dość. Jesteśmy dorośli, damy sobie radę.
— Ja przecież tylko chcę wam pomóc! — załamała ręce Danuta.
— Prosimy, uszanuj naszą przestrzeń.
Teściowa wyszła, ale obiecała wrócić rano.
Następnego dnia Kinga obudziła się od pukania w drzwi balkonowe.
— Po co się zamykacie? Przecież wam ufam! Otwierajcie!
Krzysztof ledwo powstrzymał się od ostrych słów:
— Mamo, proszę, szanuj nasz dom. Potrzebujemy prywatności.
Lecz Danuta nie słuchała. Dla niej to była troska, nie wtargnięcie.
Wkrótce zaczęła nalegać:
— Dajcie pieniądze! Pojedziemy razem wybrać wam samochód! Ja wszystko dopilnuję!
— Zmieniliśmy zdanie — spokojnie odparł Krzysztof. — Pieniądze poszły na coś innego.
— Na co? — zaniepokoiła się matka.
— Kupiliśmy własne mieszkanie. niedługo się wyprowadzamy.
— Jak to? A mój prezent?!
— Dzięki, mamo, ale nie chcemy żyć pod twoją kontrolą.
W oczach Danuty zamigotała obraza. ale Krzysztof był nieugięty.
Tak naprawdę ich decyzję przyspieszyła pomoc matki Kingi. Otrzymała spadek i hojnie podzieliła się z córką — jako dodatkowy prezent ślubny.
Młodzi gwałtownie znaleźli przytulne mieszkanie w innej części miasta, wzięli kredyt i zaczęli je urządzać.
Krzysztof i Kinga zrozumieli: żaden, choćby najdroższy podarunek, nie jest wart utraty spokoju i wolności.
Gdy w dniu przeprowadzki Danuta stała w drzwiach i próbowała oskarżyć ich o zdradę, Krzysztof powiedział spokojnie:
— Kochamy cię, mamo. Ale chcemy budować własne życie. Bez codziennych wizyt. Bez kontroli. Bez ingerencji.
I odeszli, zostawiając za sobą to „podarowane” mieszkanie i życie, w którym ich szczęście zostałoby uduszone nadmierną troską.