Czy naprawdę stałam się obca?
Ten dzień zaczął się od ciężkiego uczucia w sercu. Stałam na progu domu mojego syna, Jakuba, i nie mogłam uwierzyć, iż muszę prosić o pozwolenie, by wejść. W ręku trzymałam małą torbę z rzeczami, a w duszy – mieszankę zmęczenia, żalu i nadziei. Droga była długa, prawie sześć godzin w dusznym autobusie, i jedyne, o czym marzyłam, to wziąć prysznic, coś zjeść i chwilę odpocząć, zanim udam się na cmentarz, by odwiedzić grób mojej zmarłej mamy, Anny Kowalskiej. Ale słowa, które wypowiedziałam do Jakuba, wciąż bolą: „Synku, wpuść mnie choć na godzinkę. Wykąpię się, zjem, jeżeli twoja żona pozwoli, a potem pójdę na cmentarz, zapalę świeczkę. Czy naprawdę doszło do tego?”
Jakub patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. W jego oczach widziałam miłość, zakłopotanie i może lekką bezradność. gwałtownie skinął głową i powiedział: „Mamo, oczywiście, wejdź, o czym ty mówisz?” Ale wiedziałam, iż nie chodzi tylko o niego. Jego żona, Kinga, zawsze była dobra i uprzejma, ale w ostatnich latach zauważyłam, iż moja obecność w ich domu sprawia jej dyskomfort. Nie okazywała tego otwarcie, ale czułam, iż długie wizyty, rozmowy o przeszłości, moje opowieści o życiu na wsi – to wszystko jej nie pasuje. I oto teraz ja, matka, stoję na progu i niemal błagam, by mnie wpuszczono do domu mojego własnego syna.
Weszłam do środka, starając się być jak najciszej. Kinga była w kuchni, przygotowując obiad. Uśmiechnęła się, przywitała i zaproponowała herbatę, ale odmówiłam – nie chciałam jej obciążać. Zamiast tego poprosiłam o możliwość skorzystania z łazienki. Jakub zaprowadził mnie tam, przyniósł czysty ręcznik i powiedział: „Mamo, nie martw się, wszystko w porządku. Odpocznij, ile potrzebujesz.” Ale widziałam, jak gwałtownie spojrzał w stronę kuchni, jakby sprawdzał, czy Kinga nas nie słyszy. To był kolejny cios w serce. Kiedyś byliśmy z Jakubem tak blisko, dzieliliśmy się wszystkim, a teraz czuję się jak gość, który musi znać swoje miejsce.
Po prysznicu trochę się otrząsnęłam. Siedząc przy stole z talerzem gorącej zupy, którą Kinga w końcu mi podała, myślałam o tym, jak wszystko się zmieniło. Gdy Jakub był mały, pracowałam na dwóch etatach, by zapewnić mu wszystko, co potrzebne. Żyliśmy skromnie, ale starałam się, by niczego mu nie brakowało. Pamiętam, jak jeszcze jako nastolatek obiecywał mi: „Mamo, jak dorosnę, wybuduję ci duży dom i nigdy nie będziesz musiała o nic prosić.” UśUśmiechnęłam się wtedy, pogłaskałam go po głowie i odpowiedziałam, iż niczego mi nie potrzeba poza jego szczęściem, a teraz on jest dorosły, ma rodzinę, piękny dom i dobrą pracę, a ja stoję na progu i proszę o pozwolenie, by wejść.