Ciocia nie lubi siostrzeńców. To i kuzynostwo nie chce się z nimi bawić. Przecież to proste

kobietytomy.pl 6 dni temu

Dzieci mogą nie słyszeć rozmów dorosłych, jednak widzą ich zachowania. Jak papierek lakmusowy wyłapują emocje. Mowa ciała, ton głosu, grymas, pozornie nieznaczące wydarzenia, wszystko składają w całość. Dlatego jeżeli mama czy tata kogoś nie lubią, oni też tę osobę odrzucają. To kwestia przetrwania. Zasada wpisana w geny, wyssana z mlekiem matki. Dziecko staje się takie, jakim jest rodzic. Nie jest takie, jakie mama czy tata mówi, iż ono ma być. Każda antypatia w rodzinie przekazywana jest z pokolenie na pokolenie. Tak też rodzą się czarne owce. I tak wyglądają układy i układziki, z którymi nie wiadomo co zrobić.

Lepsze i gorsze kuzynostwo

Siostra czy brat cioteczny to brzmi dumnie. Poza rodzicami, rodzonym bratem czy rodzoną siostry są to najbliższe osoby w rodzinie. Teoretycznie jeżeli mają tyle samo lat, czy nieznacznie różnią się wiekiem, droga do tego, by byli sobie naprawdę bliscy jest krótka i prosta. Żeby się jednak tak stało, muszą się znać. Powinni spędzać ze sobą czas, doświadczać i przeżywać. Niczym rodzeństwo dobrze, aby mogli się razem bawić, wyjeżdżać, rozmawiać, spędzać dni na różnych aktywnościach. Do tego potrzeba spotkań. jeżeli ich nie ma, nie ma też relacji. Konieczne jest również to, by dorośli w tym procesie nie przeszkadzali i nie popełniali powszechnych błędów.

Jak to wygląda w praktyce? Niestety najczęściej tak, iż w następnym pokoleniu istnieją te same problemy co w pokoleniu wcześniej. Innymi słowy, jeżeli rodzeństwo się lubiło, to najczęściej ich dzieci również dobrze się dogadują. jeżeli z kolei nie byli dla siebie wsparciem, to kilka się zmienia w dorosłości. Najczęściej rzadko się spotykają, ich dzieci również nie znajdują wspólnego języka.

Oczywiście trzeba tu dodać czynnik dodatkowy, czyli partnerów i partnerki rodzeństwa. Na tym polu też może się wiele wydarzyć. jeżeli mąż siostry, czy żona brata nie są chętni do spotkań rodzinnych, z jakiegoś powodu się od nich wzbraniają, nie chcą ich, to niekiedy do tych spotkań nie dochodzi. Czasami protestują biernie, swoją postawą, zachowaniem zniechęcają do odwiedzin. Koniec końców kończy się podobnie. Rozluźnieniem relacji: czy to z każdym kuzynostwem, czy to z tym uważanym za „gorsze”.

Bo dzieci widzą i wyciągają wnioski…One naprawdę sporo rozumieją. To dorośli zwykle nie chcą łączyć kropek.

Zmiany społeczne

Życie w pojedynkę lub coraz mniejsze wesela, na których mogła spotykać się cała rodzina, święta w tropikalnych krajach, bez tradycyjnych spotkań, napięty harmonogram także latem, kiedy teoretycznie można byłoby się widzieć i spędzić razem wakacje. Mnóstwo alternatywnych opcji organizowania wolnego czasu – filmy, seriale, telefony komórkowe, kółka zainteresowań, sport. Coraz mniej nudy, coraz większe zmęczenie. Mieszkamy coraz dalej od siebie, ciągle gdzieś gnamy. Zmiany społeczne sprawiają, iż coraz mniej chętnie spędzamy czas rodzinny. Im mniej się znamy, im rzadziej spotykamy, tym każde kolejne spotkanie jest gorsze. W konsekwencji dochodzimy do oczywistych wniosków, iż lepiej nam się spędza czas inaczej – tak rozluźniają się i zanikają więzi.

Zazdrość

Problemem numer jeden w wielu rodzinach jest zazdrość i poczucie niesprawiedliwości. Ktoś ma więcej, ktoś inny ma mniej szczęścia. Stara się, ale mu nie wychodzi. Dzieci dzieli się na lepsze i gorsze, te lepiej traktowane i te gorzej. Jeden dostaje więcej, drugi mniej. Zaczyna się dziać, gdy dochodzi do podziału majątku…

Swoje trzy grosze dorzucają też dziadkowie, którzy podejmują nieodpowiednie decyzje. Kogoś wyróżniają, częściej zapraszają, zabierają na wyjścia, więcej pomagają, innych wnuków traktują po macoszemu. jeżeli dodatkowo dochodzi do porównań, i sławetnego – bądź jak Kasia, czy Jarek, jawnego okazywania większej sympatii, to przepis na tragedię mamy adekwatnie gotowy.

W rodzinie jest bowiem tak, iż można pracować nad sobą, starać się, ale czasami choćby to jest za mało. Nie da się bowiem ukryć swoich preferencji. I gdy tworzymy „lepszych wnuków”, „gorszych siostrzeńców” to nie jest dobrze. Cała rodzina na tym cierpi, czasami na głos, a niekiedy po cichu…w poczuciu niezrozumienia i samotności.

Brak chęci podporządkowania się

Każdy układ, także rodzinny, tworzy się w taki sposób, iż ludzie wchodzą w pewne role. Dobrze, gdy zamieniają się nimi między sobą, gorzej gdy ktoś próbuje na siłę przyjąć tę samą funkcję i stara się tę drugą stronę stłamsić, zdominować. Czyli ja jestem wygrana, a ty zawsze przegrana, to ja ustalam reguły, ty jesteś kimś, kto słucha…

Jeśli trafi na osobę, która łatwo ustępuje, nie ma problemu. Można zagryźć wargi, zatrzymać łzy żalu i jakoś to przetrwać. Gorzej gdy po drugiej stronie jest ktoś, kto nie chce się zgodzić na gorszą pozycję w rodzinie. Wtedy konflikt gotowy.

Jaka matka taka córka, jaki syn taki ojciec

Co zrozumiałe starcia między siłami w danym układzie rodzinnym nie ustają, one realizowane są i odpowiadają na bieżące sytuacje. W praktyce często dominujący brat ma dzieci, które się rządzą, a ugodowa siostra wychowuje maluchy, które dążą do zgody i nie potrafią walczyć o swoje.

Sytuację pogarsza fakt, iż nierozwiązane konflikty z pokolenia wcześniejszego nie giną. One tylko przybierają bardziej zdumiewająca formę po latach, w ten sposób zmuszając do tego, aby się im przyjrzeć. Nielubiące się rodzeństwo ma dzieci, które budują niemiłe relacje kuzynowskie. I niestety gdy dzieci zamieniają się w dorosłych, najczęściej kilka się w tym temacie zmienia.

Czasami bywa też tak, iż choćby lubiące się rodzeństwo cioteczne zmienia się w dorosłych, którzy nie chcą spędzać ze sobą czasu, a bywa, iż nie mogą choćby na siebie patrzeć. Po prostu się nie lubią. Powodem mogą być konflikty między ich rodzicami, albo zwyczajne zmiany, które następują w życiu…Komuś powiodło się gorzej, ktoś się wstydzi…ktoś inny zazdrości.

Nie lubisz siostrzeńców? Twoje dzieci też ich nie będą lubić

Konflikty w rodzinie z jednej strony są nie do uniknięcia, jako ludzie po prostu się spieramy. Z drugiej strony problem w jednym miejscu rozlewa się też na inne obszary i przybiera formę kuli śnieżnej. W rodzinie przechodzi z pokolenia na pokolenie, a z każdym rokiem się komplikuje i dlatego po czasie dużo trudniej rozplątać coraz grubszy węzeł gordyjski.

Najprościej oczywiście, co nie jest żadnym zaskoczeniem, byłoby polubić siostrzeńców. Co najmniej akceptować żonę brata, męża siostry, próbować żyć w zgodzie. Być asertywną, ale też umieć się dogadać. W praktyce to jedna z najtrudniejszych sztuk na świecie. Dlatego po prostu jest tak, iż koniec końców nie dogadujemy się i nie lubimy. My mamy problem z relacjami i nasze dzieci też je mają. Coś, co było szansą i motywacją do pracy nad sobą staje się kością niezgody.

Rzeczywistości nie da się oszukać. Cierpią na tym wszystkim niestety najsłabsi, nieświadomi mechanizmów, które nimi sterują. Nasze córki i nasi synowie stają się bowiem tacy, jacy my jesteśmy. Tego procesu nie da się oszukać. Dlatego zanim zaczniesz wychowywać swoje dziecko, prawiąc mu kazania, zacznij od siebie. Zmień swoje zachowanie, a zdziwisz się, jak wiele się zadzieje w przypadku Twojego dziecka. Po drodze zyskasz podwójnie, zrozumiesz, iż zmiana jest naprawdę trudna…a budowanie czegoś wielkiego to ciągłe upadki i doskonalenie siebie, które nigdy nie ustaje.

Tylko nieliczni bowiem potrafią zauważyć, iż dziecko co do zasady nie jest winne temu, iż dorośli nie potrafią się dogadać. Wszyscy powinni pracować nad tym, żeby nie przenosić pewnych frustracji na następne pokolenia…W praktyce jest to jednak szalenie trudne. Dlatego mamy co mamy.

Idź do oryginalnego materiału