Cierpliwość, tylko cierpliwość

newsempire24.com 4 dni temu

**Cierpliwość, tylko cierpliwość**

— Mamo, tato, z okazji złotych godów! — zawołała radośnie córka, wchodząc z mężem i dziećmi na podwórko. — Życzymy wam, byście kolejne tyle lat przeżyli w miłości i szczęściu.

— Dzięki, córeczko, ale aż tyle to chyba lekka przesada — zaśmiał się Stanisław. — Ale obiecujemy, iż jeszcze pożyjemy.

Tak, minęło pięćdziesiąt lat małżeństwa Haliny i Stanisława. Pięćdziesiąt lat — niby dużo, a gdy się obejrzeć, przeminęło błyskawicznie. Nie każdy może się takim jubileuszem pochwalić. Życie bywa ciężkie, przynosi ciemne chwile i trudności.

Czy Halina i Stanisław byli naprawdę szczęśliwi? Może zmęczony uśmiech jubilatki krył dawne urazy? A za uśmiechem męża — czy nie czaiła się jakaś wina? Wszystko możliwe.

Hala miała zaledwie czternaście lat, gdy sąsiad Staś, siedemnastolatek, zagadnął ją, gdy wracała ze szkoły:

— Halka, ale z ciebie ładna dziewczyna. Jak wrócę z wojska, ożenię się z tobą. Ty tymczasem dorastaj. Za rok idę do jednostki.

— Ot, znalazł się konkurent — prychnęła dziewczyna i pobiegła do domu.

W szkole chłopcy już zerkiem spoglądali na Halę, ale ona choćby o nich nie myślała. Matka wychowała ją surowo, a chłopcy uważali ją za niedostępną. Potrafiła każdemu dać odprawę.

— Halina ładna, ale jakaś dzika — szeptali między sobą. — Nie dopuszcza do siebie, choćby pogadać nie chce.

Czas płynął. Stanisław wrócił z wojska. Drugiego dnia wyszedł z domu i natknął się na Halę, niosącą wiadra z wodą na nosidłach. Stanisław oniemiał. Przed nim stała piękna, smukła Hala. Przez chwilę nie mógł znaleźć słów, ale gwałtownie oprzytomniał.

— Halusiu! Jeszcze bardziej się wypiękniałaś! Masz już kogoś?

— A co tobie do tego? — odparła, uśmiechając się.

— Przyjdź dziś do klubu. Pobawimy się, pogadamy…

Hala wzruszyła ramionami i poszła do domu. Stanisław stracił spokój. W wojsku zapomniał o obietnicy, iż się z nią ożeni. A teraz żart stał się prawdą. Na takiej dziewczynie tylko się żenić — nie wolno jej krzywdzić. Sam przecież nie dałby jej skrzywdzić nikomu.

Cały wieczór czekał w klubie na Halę. Dziewczyny kręciły się wokół niego, zapraszały do tańca, ale on siedział smutny, spoglądając na drzwi. Hala nie przyszła. Nikogo też nie odprowadził, choć niektórzy mieli nadzieję.

Następnego dnia znów ją złapał przy studni.

— Cześć, Halka. Czemu wczoraj nie przyszłaś? Czekałem.

— Nie chodzę do klubów. Po co? — odparła dumna i ruszyła do domu, ale Stanisław zagrodził jej drogę.

— Zejdź mi z drogi, przeklęty!

— A co mi zrobisz?

Hala postawiła wiadra, chwyciła jedno i wylała mu na głowę.

— To cię spotka — roześmiała się. Zobaczymy, czy komuś się spodobasz mokry jak pies.

— Ależ ogień z tej Haliny — pomyślał Stanisław. — Nic to, znajdę sposób. I tak będzie moja.

Próbował różnych forteli, czatował, gdy wracała, odprowadzał do furtki. Pewnego dnia podarował jej bukiet polnych kwiatów. Ucieszyła się i roześmiała.

W końcu pewnego dnia usiadła z nim na ławeczce przed domem. Stanisław nie mógł bez niej żyć. Myślał tylko o niej, śniła mu się. Chciał ją przytulić, pocałować. Nie wiedział, iż i ona go lubi.

Ba, nie tylko lubiła — od dziecka kochała sąsiada. Tylko on był starszy, a ona mała. Jego słowa o małżeństwie po wojsku utkwiły jej w głowie. Dlatego trzymała chłopców z daleka. Czekała na Stacha. A gdy wrócił, nie wierzyła, iż też ją kocha. Widziała, jak dziewczyny rzucają mu się na szyję. Trzymała go na dystans, by nie myślał o niej jak o innych.

Lecz przyszedł czas, lód pękł. Stanisław stopił jej serce, gdy przyniósł ogromny bukiet bzu. Dowiedział się, iż to jej ulubione kwiaty.

— Halka, chodź na spacer. Taka piękna wiosna, wszystko kwitnie — zaproponował.

— Dobrze — odparła, rumieniąc się. Dopiero wtedy zrozumiał, iż i ona go kocha.

Wieść o ich związku obiegła wieś. Stanisław w końcu dopiął swego. Hala przestała się z niego naśmiewać, zobaczyła miłość w jego oczach. Chodzili za rękę. Niektórzy mówili:

— Co to, Halka cię na smyczy prowadzi? — On się tylko uśmiechał, szczęśliwy, iż ma ją przy sobie.

Coraz bardziej zakochany, postanowił się ożenić.

— Halusiu, jesteśmy dorośli. Pora się pobrać. Dość tych spacerów. Kochamy się, po co zwlekać?

Hala się zgodziła. Zaczęli szykować wesele, ale nagle umarła matka Stanisława. Ślub przełożono. Po pogrzebie trzeba było poczekać.

Stanisław był przygnębiony, ale co miał robić? Pewnego wieczoru powiedział:

— Jutro jadę do sąsiedniej wsi. Przewodniczący wysyła mnie pomóc przy żniwach.

— Na długo? — spytała Hala.

— Nie wiem, ile tam roboty, ale czekaj na mnie. Kocham cię, jesteś moim życiem, tylko ty w moim sercu.

Czy to jego słowa rozczuliły Halę, czy coś innego — ale wzięła go za rękę i zaprowadziła do stodoły.

— Chcę, żebyś pamiętał. Wracaj gwałtownie — szepnęła.

Wrócił po dwóch tygodniach. Niebawem Hala oznajmiła, iż spodziewa się dziecka. Ślub był skromny — wciąż trwała żałoba.

— Córko, czemu tak się spieszycie? — dopytywała się matka.

Hala się przyznała. Matka westchnęła — dobrze, iż wyszła za mąż, a nie została z dzieckiem bez ślubu.

Po ślubie Hala była najszczęśliwszą kobietą we wsi. Promieniała, uwielbiała opiekować się mężem. niedługo urodziła córeczkę. Niektórzy liczyli miesiące, ale Hala nie zwracała uwagi. Potem przyszedł na świat syn. Kochali się bardziej niż kiedykolwiek. Mieszkali w domu Stanisława.

Kobiety we wsi zazdrościły im miłości. Zwłaszcza samotne i wdowyLata mijały, wnuki dorosły, a Stanisław i Halina, choć siwi i pomarszczeni, wciąż trzymali się za ręce, bo zrozumieli, iż prawdziwa miłość to nie brak burz, ale umiejętność przetrwania każdej z nich.

Idź do oryginalnego materiału