**Cienie minionych lat: dramat w Sosnówce**
– Jak gwałtownie przemknęło życie, te wszystkie lata. I jak staliśmy się niepotrzebni dorosłym dzieciom – głos Heleny drżał, a oczy wypełniły się łzami. Nie chciała słuchać dalej, serce ściskał ból.
Helena wychowała troje dzieci, które dawno opuściły rodzinny dom w Sosnówce. Najstarszy syn, Marek, wyjechał za granicę z rodziną jeszcze w młodości. Od tamtej pory ani razu nie odwiedził matki. Tylko zdjęcia, rzadkie listy i życzenia świąteczne przypominały o jego istnieniu. Helena pieczołowicie przechowywała każdą kartkę, każdą fotografię. Zimowymi wieczorami przeglądała je, czytając własne listy: „Synku, tak za wami tęsknimy, przyjedź choć raz, poznaj nas z żoną i wnukami…”. Ale Marek zawsze nie miał czasu – własne życie, własne sprawy.
Średnia córka, Kinga, wyszła za mąż za wojskowego. Często się przeprowadzali, mieli tylko jedno dziecko. Czasami Kinga przyjeżdżała do Sosnówki, ale wizyty były rzadkie i krótkie. Mąż Heleny, Jan, bardzo szanował zięcia, Tomasza, i cieszył się, iż córka, sądząc po jej błyszczących oczach, była szczęśliwa. Helena też była spokojna o Kingę – wszystko się u niej ułożyło.
Ale najmłodsza, Agnieszka, została sama. Po ślubie we wsi urodziła syna, ale małżeństwo się rozpadło. Helena wtedy poradziła: „Jedź do miasta, Agnieszko. Co cię czeka na wsi? Jesteś młoda, ładna, ułożysz sobie życie”. Agnieszka posłuchała, zostawiła małego Bartka z matką, skończyła kurs krawiecki i gwałtownie znalazła pracę w mieście. Później zabrała syna do siebie. „W mieście będzie mu lepiej – mówiła. – Szkoła blisko, różne zajęcia, nie będzie się nudził”. Bartek, łapiąc się za spódnicę babci, płakał, ale któż śmiałby się sprzeciwiać matce?
„Tydzień bez mnie przeżyjesz – powiedziała Helena mężowi. – Nie mogę dłużej, serce boli, muszę odwiedzić Agnieszkę”. Jan chciał jechać z nią, ale jesienią poczuł się gorzej. Helena spakowała torby, naładowała smakołyków ze wsi. Jan odprowadził ją na pociąg przed świtem. Minęły trzy lata od ostatniego spotkania – Bartek pewnie bardzo urósł.
– Mamo, dlaczego nie uprzedziłaś, iż przyjedziesz? – Agnieszka przywitała ją, ledwo ukrywając irytację. – Mogłaś zadzwonić! Musiałam się zwalniać z pracy, odbierać Bartka ze szkoły, biegać po zakupy. Cały dzień na nogach przez twoją wiadomość!
– Wybacz, córeczko, chciałam zrobić niespodziankę – tłumaczyła się Helena, idąc z dworca. – Wiesz, u nas na wsi z zasięgiem…
– Może coś się stało? Chcesz coś powiedzieć? Jak tata?
– Wszystko w porządku, trochę niedomaga, jesień jednak. Ale trzymamy się.
Drzwi mieszkania otworzył Bartek. Boże, jak on wyrósł! Miał szerokie ramiona jak dziadek i równie silne dłonie.
– Witaj, wnuczku! – zawołała radośnie Helena, obejmując go.
– Cześć, babciu – Bartek gwałtownie wysunął się z objęć i przyglądał się jej uważnie.
– Dlaczego nie wyszliście na dworzec? Ledwo doniosłam torby – powiedziała z wyrzutem Helena, patrząc na córkę.
– Przygotowywaliśmy się na twój przyjazd – odparła Agnieszka. – Ugotowałam obiad, trzeba cię przecież nakarmić po podróży.
Helena westchnęła – trudno, niech będzie. Po chwili dzwoniła do męża:
– Wszystko dobrze, Janku! Spotkali mnie, pomogli! Nie martw się, siadamy do stołu, Agnieszka ugotowała, pysznie. Wszyscy cię ściskają!
Przy stole Agnieszka nalała zupę i spytała:
– Jedną kotlet czy dwie, mamo?
Helena, głodna po podróży, byłaby w stanie zjeść wszystkie pięć, ale spojrzała na córkę i odpowiedziała:
– Postaw na stół, sama wezmę.
Na półmisku leżało pięć małych kotletów. Każdy wziął po jednej. Helena sięgnęła po drugą, ale po trzeciej już nie – zrobiło się jej głupio. Przypomniała sobie, jak gotowała dzieciom góry jedzenia, zwłaszcza na święta, żeby wszyscy najedli się do syta. A tu… Może Agnieszka ma kłopoty? Trzeba pomóc pieniędzmi, oni z Janem mają oszczędności, a plony w tym roku były dobre.
Helena rozejrzała się po mieszkaniu. Świeży remont, nowe meble, telewizor na ścianie w salonie. Pokój Bartka był niewielki, ale przytulny, wszystko, czego potrzeba.
– Na jak długo do nas przyjechałaś? – spytała Agnieszka, zmywając naczynia.
– Co, nie cieszysz się? Ledwo przyjechałam, a ty już pytasz, kiedy wyjadę?
– Nie, no tylko bilety trzeba wcześniej kupić. Jutro mogę pójść na dworzec, załatwić powrotny, żeby nie ciągnąć.
Helena wzruszyła ramionami – skoro tak trzeba. Wieczór spędziła z Bartkiem, oglądając zdjęcia i filmiki ze szkolnych uroczystości. Cieszyła się, jaki mądry rośnie wnuk. Szkoda tylko, iż Jan tego nie widzi. Poprosi Bartka, żeby podpisał kartki dla dziadka.
Minęło kilka dni. Z każdym wieczorem rozmowy stawały się chłodniejsze. Bartek coraz częściej zamykał się w swoim pokoju, uczył się lub biegł do kolegów grać na komputerze. Agnieszka zostawała w pracy lub spotykała się z przyjaciółkami, wracała późno, zdejmowała buty i od razu szła spać. Helenie brakowało zwykłej, ludzkiej bliskości. Nie tak wyobrażała sobie spotkanie z córką.
Zadzwoniła do Jana i zaczęła pakować rzeczy. Przechodząc koło pokoju wnuka, przypadkiem usłyszała rozmowę Agnieszki z Bartkiem:
– Mamo, a kiedy przyjdzie wujek Tomek? Obiecał zabrać mnie na mecz.
– Niedługo, synku, jak tylko babcia wyjedzie… – odpowiedziała Agnieszka.
– A kiedy babcia wyjedzie?
Helena zastygła. Łzy potoczyły się po policzkach. Trzymając się ściany i zaciskając dłoń na sercu, doszła do pokoju, gwałtownie spakowała torby, narzuciła płaszcz i już stała w drzwiach, gdy Agnieszka wyjrzała.
– Gdzie ty w nocy? Pociąg dopiero jutro wieczorem!
– Nic, zmienię bilet. Ech, córko, nie tego was z ojcem uczyliśmy. Tacie nic nie powiem, będzie się martwił.Helena odwróciła się i wyszła, wiedząc już, iż czasem największa miłość polega na tym, by odejść w ciszy.