Cicha herbata na zewnątrz, burza wewnątrz

twojacena.pl 19 godzin temu

Siedzę w kuchni i, jak zwykle, w milczeniu piję herbatę — ale w środku szaleje burza.

W małym miasteczku pod Gdańskiem, gdzie morska bryza niesie zapach wolności, moje życie w wieku 52 lat zamieniło się w cichą walkę. Nazywam się Halina Nowak i mieszkam w swoim dwupokojowym mieszkaniu z synem Krzysztofem i jego dziewczyną Kingą. Od trzech miesięcy tłoczymy się we troje, a każdego dnia czuję, jak mój dom, moja twierdza, staje się obcy. Brudne naczynia na stole to nie tylko bałagan, ale symbol mojej samotności i bólu.

Mój syn, mój dom

Krzysztof to mój jedyny syn, moja duma. Wychowywałam go sama po śmierci męża, wkładając w niego całą miłość i siłę. Wyrosły na dobrego, choć trochę lekkomyślnego chłopaka. W wieku 25 lat poznał Kingę i cieszyłam się dla niego. Wydawała się miła — uśmiechnięta, z długimi włosami, zawsze grzecznie się witała. Gdy Krzysztof powiedział, iż Kinga się do nas wprowadza, nie protestowałam. „Mamo, to tylko na chwilę, aż wynajmiemy coś swojego” — obiecał. Kiwnęłam głową, myśląc, iż dam radę. Jakże się myliłam.

Moje mieszkanie — dwupokojowe, przytulne, pełne wspomnień. Tu cieszyłam się pierwszymi krokami Krzysztofa, tu z mężem planowaliśmy przyszłość. Teraz to ciasna klatka. Kinga i Krzysztof zajęli większy pokój, a ja gnieżdżę się w małym, gdzie ledwo mieści się łóżko. Staram się nie przeszkadzać, ale ich obecność dusi mnie. Żyją, jakby mnie nie było, a ja jak cień milcząco patrzę ich życie.

Brudne naczynia i obojętność

Każdego ranka siedzę w kuchni, piję herbatę i patrzę na stertę brudnych naczyń po ich śniadaniu. Kinga smaży jajecznicę, Krzysztof pije kawę, śmieją się i wychodzą — do pracy, do znajomych, po sprawy. A ja zostaję z ich talerzami, kubkami, okruchami. Zmywam, bo nie znoszę bałaganu, ale za każdym razem czuję, jak narasta we mnie żal. Dlaczego o mnie nie myślą? Dlaczego nie posprzątają? Nie jestem ich służącą, ale oni chyba tak uważają.

Kinga nigdy nie proponuje pomocy. Może przejść obok, rozmawiając przez telefon, choćby nie kiwnąwszy głową. Krzysztof, mój chłopiec, który dawno witał mnie rano uściskiem, teraz ledwo zauważa. „Mamo, wszystko w porządku?” — rzuca, wybiegając z domu, a ja kiwnięciem ukrywam ból. Ich obojętność kaleczy jak nóż. CCzuję, iż nadeszła chwila, w której muszę wziąć głęboki oddech i powiedzieć im prawdę, choćbym miała to przypłacić ich gniewem.

Idź do oryginalnego materiału