Bułek nie sprzedadzą, bo policzone już do zwrotu. Na 1,5 godziny przed zamknięciem sklepu

dziendobrybialystok.pl 4 godzin temu

Kuriozalne i zaskakujące potrafią być decyzje właścicieli sklepów bądź pracowników. Szczególnie dziwne gdy są zamierzone, a przez nie traci wizerunek danej marki, zaufanie klientów czy wreszcie portfel prowadzącego placówkę. Sytuacja, która zdarzyła się w Lewiatanie przy ulicy Ks. St. Andrukiewicza 4 w Białymstoku, jest przykładem na to, iż przypadkowi ludzie do odpowiedzialnej roboty się nie nadają. Wtorek, ok. godz. 20.30, Białystok, sklep znanej sieci, 1,5 godziny do zamknięcia. Klient podchodzi do szufladek z pieczywem. Pusto, oprócz chleba mającego termin ważności na kilka dni do przodu. Bułek, paluchów, rogali - brak. Tuż obok w skrzynkach worki z pieczywem. W nich m.in. bułki. Są świeże - miękkie, niektóre delikatnie chrupiące, nadadzą się na kanapki, choć oczywiście piekarnia dostarczyła je kilkanaście godzin wcześniej. Przy kasie okazuje się, iż ekspedientka odmawia sprzedaży dwóch bułek. Na zasadzie: nie mogę, nie sprzedam, koniec i kropka. Powód. Bułki zostały już policzone do zwrotu dostawcy "jutro" rano. Mało tego: sprzedawczyni przekonuje z uporem maniaka, iż "naprawdę" sprzedać nie może, bo przecież: To policzone, nie mogę sprzedać - mówi. Oddać za darmo też nie mogła. W momencie, gdy tyle słyszy się o marnotrawieniu jedzenia, zupełnie niezrozumiałe jest podejście

Idź do oryginalnego materiału