Twórczość Bruno Schulza od lat fascynuje i onieśmiela – jej gęstość, symbolika i obsesyjna cielesność sprawiają, iż niewielu reżyserów decyduje się mierzyć z jego światem na scenie. Jan Jeliński, autor spektaklu „Bruno Schulz. Fetyszysta”, podejmuje to wyzwanie z pełną świadomością ryzyka, jakie niesie próba teatralnego opowiedzenia o artyście, który sam był żywym paradoksem. W rozmowie z Marią Spiss reżyser opowiada o źródłach swojej fascynacji Schulzem, o seksualności jako kluczu interpretacyjnym jego życia i twórczości, a także o tym, jak można dziś wystawiać „inność” bez uprzedzeń, moralizowania i uproszczeń.
Dlaczego Bruno Schulz? Myślę, iż wśród reżyserów Twojego pokolenia to nie jest częsty wybór – ani jeżeli chodzi o postać artysty, ani o jego biografię czy dzieła.
Bruno Schulz jest dla mnie przykładem artysty totalnego. Jego proza, choć fascynująca, nie należy do najłatwiejszych w odbiorze. Moim zdaniem może być sporym wyzwaniem zarówno dla czytelnika, jak i dla tych, którzy podejmują próbę jej wystawienia. Sam również początkowo czułem opór wobec tej materii – i to właśnie ten opór, paradoksalnie, wyzwolił we mnie rodzaj twórczego podniecenia, który skłonił mnie do sięgnięcia po Schulza.
W samym spektaklu prozy Schulza jest jednak stosunkowo kilka – postawiłem na autorski tekst, który eksploruje te aspekty jego życia i twórczości, które są spójne z tematami, jakie często poruszam w teatrze. Mam tu na myśli przede wszystkim kwestie związane z seksualnością człowieka – a sądzę, iż mogą one rezonować także z dzisiejszym widzem.
W Twoim scenariuszu szczególnie zafrapowało mnie umieszczenie artysty w systemie rodzinnym, artystycznym i społecznym. Te wątki zostały przez Ciebie wyraźnie wyodrębnione – opowieść o Schulzu dzielisz na dwie równorzędne części. Czy mógłbyś powiedzieć więcej o tym zamyśle?
Rzeczywiście, chcąc opowiadać o Schulzu przez pryzmat jego seksualności, musiałem spróbować zrozumieć, skąd ona się wywodzi – jakie ma korzenie, jak wyglądał jego dom rodzinny. Innymi słowy: kto i w jaki sposób mógł mieć wpływ na jego wewnętrzną konstrukcję.
Stąd pierwsza część spektaklu nosi tytuł Floriańska 10. Drohobycz. Powołałem w niej do życia jego najbliższą rodzinę. Zależało mi na przyjrzeniu się temu, jaki mogli mieć stosunek do jego twórczości – zwłaszcza do grafik, na których postacie łudząco przypominające Schulza często przedstawiane są w bardzo uległych pozycjach wobec kobiet. W tej części pojawiają się wzorce (zarówno pozytywne, jak i negatywne), które niewątpliwie musiały wpłynąć na jego późniejsze wybory.
Druga część, zatytułowana Bruno Schulz i związki, opowiada o okresie, w którym Schulz wchodzi w relacje z kobietami i mężczyznami – próbuje eksplorować swoją seksualność, z różnym skutkiem.
Bruno Schulz był fetyszystą, jego seksualność nie była konwencjonalna ani oczywista. Dlaczego ten aspekt jego biografii okazał się dla Ciebie istotny i jaką funkcję pełni w scenariuszu?
Jak już wspomniałem, jego seksualność jest dla mnie kluczowa. Ustalenie, jak było „naprawdę”, nie jest proste – ale też nie było to dla mnie celem samym w sobie. Uprawiam raczej coś, co nazwałbym „biografią możliwą”.
Niektórzy badacze uważają, iż życie Schulza należy oddzielać od jego twórczości. Inni sądzą, iż jego postawa fetyszystyczna, widoczna w jego pracach, nie mogła być wyłącznie konstruktem wyobraźni. Jeszcze inni próbują całkowicie unieważniać jego seksualność, jakby artyście tej rangi „nie wypadało” jej mieć.
Ja w spektaklu staram się zebrać różne punkty widzenia, nie udzielając jednoznacznych odpowiedzi na siłę. Jednocześnie postawa Schulza – zarówno jako artysty, jak i jako człowieka – wydaje mi się niezwykle nowoczesna. Bliskie są mi queerowe interpretacje jego twórczości, które podkreślają, iż jego strategie i postawy wyprzedzały swoje czasy. Dla mnie to fascynujący punkt wyjścia do rozmowy o seksualności w ogóle.
W jakim świecie teatralnym dzieje się ta opowieść? Jaki wybór, jeżeli chodzi o estetykę i język teatralny, był dla Ciebie kluczowy?
Akcja spektaklu rozgrywa się na styku Schulzowskich czasów i współczesności. Staram się to podkreślić poprzez język, kostiumy i muzykę. Zależy mi na tym, by widzowie mogli odnaleźć w tym świecie również własne tematy – by spektakl nie pozostał wyłącznie ciekawostką.
Chciałbym, aby przedstawienie było interesujące i aktualne zarówno dla tych, którzy reprezentują bardziej tradycyjne podejście do seksualności, jak i dla tych, którzy otwarcie celebrują swoje fetysze. Opowiadamy tu o rodzącej się seksualności, o możliwym wykluczeniu, o tym, jak postrzegamy osoby różniące się od nas.
Zadajemy pytanie: jak społeczeństwo reaguje na „inność”? A przecież inność – w różnych formach – nosi w sobie każdy i każda z nas. Dopóki nikogo nie rani, zasługuje na pielęgnację i opiekę.