Święta Bożego Narodzenia w Polsce kojarzy się z uroczystą kolacją wigilijną, choinką i prezentami. Jednak to, jak powinny wyglądać, potrafi już stać się kością niezgody wśród Polaków. Każdy region ma swoje zwyczaje i w każdym Boże Narodzenie wygląda trochę inaczej. Jakie tradycje są typowe dla Wielkopolski i jak zmieniały się na przestrzeni lat? O tym rozmawiam z mgr Zuzanną Majerowicz – etnolożką związaną z Instytutem Antropologii i Etnologii UAM.
Marta Maj: Jak dawniej wyglądały przygotowania do Bożego Narodzenia w Wielkopolsce?
Zuzanna Majerowicz: Na terenach Wielkopolski, jak i całej Polski już od czasów średniowiecza, kiedy zaczęto obchodzić Boże Narodzenie, czas świętowania poprzedzało oczekiwanie, czyli adwent. W tym okresie nie urządzano hucznych zabaw i nie jedzono potraw mięsnych. To był czas pokutny, w którym istotną rolę odgrywały roraty, czyli poranne msze ku czci Najświętszej Maryi Panny. Przychodzono na nie z lampionami. Dziś nie są one już tak popularne, ale jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym uczestnictwo w nich było niemal obowiązkowe. Dzieci przed szkołą szły z lampionami do kościoła i dopiero po mszy zaczynały lekcje.
W czasie adwentu w domach palono świece, symbolizujące nadchodzące światło. Jednak świece są też związane z kultem św. Łucji, która w tradycji Kościoła jest piastunką światła. 13 grudnia obchodzono jej święto. Panny wstawiały wówczas gałązki wiśniowe do wody, a ta, której gałązka zakwitnie na 1 stycznia, w nowym roku wyjdzie za mąż. Zwyczaj porzucono pod koniec XIX wieku, ale w Wielkopolsce ten dzień traktuje się jako przepowiednię pogody na przyszły rok. Dawniej ta przepowiednia miała choćby swoje rozwinięcie – wierzono, iż 12 dni między 13 a 25 grudnia prognozuje kolejne miesiące w roku. Istniało też powiedzenie związane z tym świętem: „święta Łuca dnia przykróca”.
M.M.: Czy na terenie Wielkopolski istniały jakieś szczególne sposoby dekorowania domów na Boże Narodzenie?
Z.M.: Te dekoracje, które stawiano czy wieszano, nie były związane z naszym regionem – bardziej wiązały się z sytuacją materialną gospodarzy niż z miejscem ich zamieszkania. W Wigilię stawiało się w kącie izby snop żyta, a na ziemi kładło się siano, które przed wieczerzą lądowało pod obrusem. Ten zwyczaj z siankiem na stole został zresztą do dziś. W zapiskach Kolberga, pioniera etnografii, istnieją wzmianki, iż słomie i sianu przypisywano adekwatności magiczne, więc zawsze musiały pojawiać się w wigilijnych obrzędach.
M.M.: A choinka?
Z.M.: Choinka pojawiła się na ziemiach wielkopolskich dopiero w pierwszej połowie XIX wieku. Przyszła do nas z zaboru pruskiego. Na początku występowała tylko w miastach. Na wsiach nie przyjęła się od razu – etnografowie wskazują, iż tam zaczęto ją ubierać dopiero na początku XX wieku. Traktowano ją jak coś ekstrawaganckiego, więc pojawiała się tylko w domu zamożnych gospodarzy. Za to i w bogatych, i w biednych domach wieszano podłaźniczki, czyli dekoracje z gałązek świerkowych lub sosnowych. Dla ludzi miały być nadzieją na to, iż znów nadejdzie wiosna. Podłaźniczki dekorowano wstążkami czy ozdobami ze słomy. Tu widać było różnice w statusie społecznym właścicieli – bogatsi mieszkańcy miast kupowali bombki i łańcuchy, na wsiach ozdoby wykonywano własnoręcznie.
M.M.: Czy z Bożym Narodzeniem i poprzedzającą je Wigilią wiążą się jakieś dawne przesądy?
Z.M.: Wierzono, choć w niektórych domach w Wielkopolsce wierzy się do dziś, iż jaka Wigilia, taki cały rok. Kłótnia 24 grudnia wróżyła złe relacje w rodzinie, więc bardzo uważano, by nie pokłócić się tego dnia. W Wigilię nie wolno było też niczego pożyczać – to wróżyło niedostatek. Wigilia miała być też przepowiednią urodzaju na przyszły rok. Gdy w noc wigilijną świeciły gwiazdy, wierzono, iż przez cały najbliższy rok kury będą dobrze niosły. jeżeli z kolei było pochmurno, wierzono, iż krowy będą dojne. Istniał też przesąd, iż jeżeli po wyjściu z domu w Wigilię pierwszą zobaczoną osobą będzie kobieta, przez cały rok choroba nie wyjdzie z domu.
M.M.: A jak przebiegała wieczerza wigilijna?
Z.M.: Wiele z tradycji znanych sprzed lat kultywujemy do dziś. W Wielkopolsce opłatkiem dzieli się nie tylko z ludźmi, ale też ze zwierzętami. Dla nich jest specjalny, kolorowy opłatek. Dawano go choćby krowom w oborze, zanoszono świniom w chlewie. To był symbol wdzięczności za to, iż przez cały rok zwierzęta dawały ludziom pożywienie. Co ciekawe, samo dzielenie opłatkiem ma korzenie w średniowieczu i nawiązuje do łamania się chlebem obrzędowym na znak braterstwa. Tradycją w Wielkopolsce stało się, iż do stołu wigilijnego zasiadają nie tylko domownicy, ale i zaproszeni goście. Nie przywiązuje się jednak dużej wagi do liczby osób zasiadających przy nim, jak ma to miejsce w innych regionach. Tak samo z liczbą potraw.
M.M.: A co lądowało na świątecznym stole?
Z.M.: Przede wszystkim niekoniecznie 12 potraw – często mniej. W Wielkopolsce królują potrawy z maku, choć te, w zależności od subregionu, mogły mieć różną postać. Popularne makiełki to dla niektórych tradycyjny makaron z makiem, dla innych mak z łazankami, dla jeszcze innych z namoczoną w mleku bułką. Popularną potrawą był również groch z kapustą, kapusta z suszonymi grzybami, kompot z suszu, kasza jaglana i więdka lub windołcha, czyli suszona brukiew, którą najpierw parzono, później gotowano, a wywar zagęszczano mąką. Jedzono je jeszcze na początku XX wieku. Dopiero z biegiem lat na stole pojawiły się ryby, w tym karp.
M.M.: A jak wyglądały same święta?
Z.M.: Pierwsze święto zaczynało się od pasterki. Co ciekawe, tylko w Wielkopolsce mówi się „pierwsze święto” i „drugie święto”. W innych częściach kraju to pierwszy i drugi dzień świąt. Wracając do pasterki, szli na nią wszyscy. Na wsiach, gdy nie było jeszcze samochodów, pójście na pasterkę w śniegu i mrozie było wydarzeniem, ludzie spotykali się po drodze. Dni świąteczne spędzano zwykle w domu. Jedzono to, co przygotowano przed świętami, by nie gotować na nowo. Domy odwiedzali kolędnicy, którzy śpiewali kolędy i w zamian otrzymywali ciasto czy kieliszek wódki. 26 grudnia, we wspomnienie św. Szczepana istniał zwyczaj posypywania księdza owsem i grochem. Miało to symbolizować pamięć o ukamienowaniu św. Szczepana. Ten zwyczaj jednak raczej już wymarł.
M.M.: Dziękuję za rozmowę.
Zuzanna Majerowicz/arch. prywatne














