**Dziennik, 14 października**
Wynająłem auto, gdy wypisano żonę ze szpitala. Z pomocą sąsiada przenieśliśmy ją do domu. Wszystko będzie dobrze pocieszałem ją tylko żyj. Choćby siedziała i rozmawiała ze mną. Tylko żyj. A ja dam sobie radę. Tylko nie zostawiaj mnie, moja gołąbko
Jadwiga w swoich 35 latach myślała, iż nie zazna kobiecego szczęścia, ale los zdecydował inaczej Spotkali się, gdy obojgu było już prawie czterdzieści. Bogdan był od trzech lat wdowcem. Jadwiga nigdy nie wyszła za mąż, ale miała syna. Jak to mówią urodziła dla siebie. W młodości związała się z przystojnym brunetem, Markiem, który obiecywał małżeństwo, uwiódł młodą Jadwigę. Uwierzyła jego słowom, które okazały się pustymi obietnicami. Jak się później okazało, zalotnik z miasta był żonaty.
Do Jadwigi przyszła choćby prawowita żona Marka, błagając, by dziewczyna nie niszczyła ich rodziny. Młoda i niedoświadczona Jadwiga ustąpiła. Ale dziecko postanowiła zostawić.
Tak się stało. Urodziła Tomasza. I syn stał się jej jedyną pociechą. Tomasz był dobrze wychowany, pilnie się uczył. Po szkole dostał się na ekonomię. Bogdan kilka razy odwiedzał Jadwigę. Proponował wspólne życie. Kobieta wahała się, choć Bogdan jej się podobał. Jadwiga wstydziła się własnego syna i uczucia, iż wreszcie może być szczęśliwa. Pewnego wieczoru Tomasz porozmawiał z matką. Powiedział: Mamo, ja i tak już tu nie zostanę. Wujek Bogdan to porządny człowiek. Tylko niech cię nie krzywdzi. Dla mnie ważne, byś była szczęśliwa. Syn Bogdana też nie miał nic przeciwko.
Tak zaczęli żyć razem. Wzięli ślub, urządzili skromne wesele. Jadwiga pracowała w wiejskiej bibliotece, Bogdan był agronomem. Wszystko robili razem. Prowadzili gospodarstwo, hodowali zwierzęta, uprawiali warzywa. Kochali się i szanowali, szkoda tylko, iż Bóg nie dał im wspólnych dzieci.
Obu synów ożenili, doczekali się wnuków. Na święta zawsze przygotowywali paczki jajka, mleko, śmietanę, wieprzowinę i kurczaki. W ich domu w święta gromadziło się mnóstwo gości. Wtedy Bogdan i Jadwiga siedzieli przy stole, ciesząc się, iż mają z kim świętować.
Tylko wieczorami, gdy starsze małżeństwo kładło się spać, każdy po cichu myślał: żeby odchodzić pierwszym I nigdy nie poznać samotności.
Lata mijały. Aż pewnego dnia nadeszła tragedia Rano Jadwidze zrobiło się słabo, gdy gotowała barszcz na kuchni. Starsza kobieta upadła. Bogdan z pomocą sąsiadów wezwał karetkę. Lekarze stwierdzili udar. Wszystkie funkcje wróciły, oprócz jednej Jadwiga już nie chodziła. Tomasz z żoną przyjechali odwiedzić matkę. Zostawili pieniądze na leki i odjechali.
Bogdan wynajął auto, gdy wypisano żonę. Z sąsiadem przenieśli ją do domu. Wszystko będzie dobrze szeptał tylko żyj. choćby jeżeli tylko siedzisz i mówisz do mnie. Tylko żyj. Ja wszystko załatwię. Tylko nie odchodź, moja gołąbko
Bogdan troskliwie opiekował się żoną. Po miesiącu przesiadła się na wózek. Pomagała mu w kuchni. Dalej robili wszystko razem. Obierali ziemniaki i marchew, przebierali fasolę. choćby piekli chleb. Wieczorami rozmawiali, jak dalej żyć. Zima przed nimi, a Bogdan nie miał już sił rąbać drewna.
Może dzieci zabiorą nas na zimę do siebie, a wiosną i latem damy radę sami
W weekend przyjechał Tomasz z żoną. Synowa, Agata, rzuc