– Szkoda, iż Anna Zofia znowu nie przyszła – szepnęła Katarzyna do męża, gdy ich trzyletni wnuczek Staś z przejęciem zdmuchiwał świeczki na torcie. – choćby nie poznała prawnuka… smutne to.
– Nie chce przyjść – to jej sprawa – odparł ostro Jakub. – Pisałem do niej dwa tygodnie temu. Ile można prosić?
– Może jednak warto było zadzwonić? Przypomnieć? W jej wieku łatwo zapomnieć…
– Kate, daj spokój. Ona nie zapomina, jeżeli coś jest dla niej ważne. A jeżeli przez trzy lata choćby nie spróbowała zobaczyć wnuka – to znaczy, iż nie zależało jej. Telefon ma, adres zna. Po prostu duma ważniejsza niż uczucia.
Katarzyna zamilkła. Minęło już pięć lat, a uraza wciąż bolała jak świeża rana. Głupia, uparta, wżarta w serce. I niby nikt specjalnie nie zawinił. A jednak…
Jakub poznał Katarzynę na weselu kolegi. Wtedy nie była sama – przy boku miała mężczyznę, który przyciągał spojrzenia. Wysoki, przystojny, pewny siebie. Prawdziwy “alfa”. Wtedy Jakub nie odważył się podejść. Ale potem usłyszał, iż tamten porzucił Katarzynę, zostawiając ją samą z małą córeczką. Przez znajomego zorganizował “przypadkowe” spotkanie. Zalecał się – długo, cierpliwie. Pobrali się, gdy Ola miała niecały rok.
Anna Zofia, jego matka, przyjęła synową z rezerwą. Nie cieszyła się, ale i nie wtrącała. Myślała, iż to minie – obce dziecko, żona starsza… Ale Jakub był szczęśliwy. Więc postanowiła zachować wątpliwości dla siebie.
Tylko raz powiedziała głośno, co myśli. Gdy Jakub postanowił adoptować Olę, matka wezwała go na “poważną rozmowę”.
– Po co ci cudze dziecko? Rozumiesz, iż to nie twój obowiązek?
– Mamo, Ola nie jest dla mnie obca. Nazywa mnie “tatusiem”. Innego ojca nigdy nie miała.
– Ale biologiczny istnieje! choćby jeżeli się wyparł – to się nie zmieni.
– Czy to ważne, kto urodził, skoro ja jestem z nią od początku?
– Ważne! A jeżeli się z Katarzyną rozwiedziesz? Będziesz płacił alimenty na dziewczynkę, do której nie masz prawnego zobowiązania?
– Mamo! Naprawdę myślisz, iż się rozwiodę?
– Chcę tylko, żebyś pomyślał o swoich przyszłych dzieciach. Prawdziwych.
– A jeżeli ich nie będzie? Co wtedy?
– Będą! Wszystko musisz zostawić dzieciom z krwi, nie obcej dziewczynce!
Jakub wstał.
– Koniec. jeżeli liczysz, iż porzucę Kate i Olę – mylisz się. Kocham je. I Ola będzie twoją wnuczką, czy ci się to podoba, czy nie.
Siedem lat później urodził się Szymon. I w życiu Anny Zofii stał się centrum wszechświata. Spacerowała z nim, niańczyła, rozpieszczała. Ola zaś zeszła na drugi plan. Katarzyna nie poruszała tematu – nie chciała psuć relacji. Szymon i babcia byli nierozłączni. choćby na wyjazdy zostawał z nią. Ola, bystra dziewczynka, wszystko rozumiała. Pytała:
– Dlaczego babcia nie spędza ze mną tyle czasu?
– Po prostu długo marzyła o wnuku – tłumaczyła matka. – Szymon jest podobny do taty, gdy był mały.
Ola dorosła, ale choćby w czternastym roku życia wyczuła, iż coś jest nie tak. Pewnego dnia wróciła ze szkoły i zapytała wprost:
– Mamo, powiedz szczerze – Jakub nie jest moim biologicznym ojcem?
– Nie…
– Przeczuwałam. Ale co za różnica? On jest moim tatą. Prawdziwym.
I wszyscy odetchnęli z ulgą.
Ale gdy Szymon skończył szesnaście lat, przy rodzinnym stole babcia wzniósła toast i oznajmiła:
– Tobie, Szymku, czas szukać żony. Jak znajdziesz – dam ci mieszkanie. Chcę zdążyć poniańczyć prawnuki!
Chłopak uśmiechnął się:
– Babciu, jeszcze za wcześnie! Lepiej daj Olci – ona ci od razu wnuczki urodzi.
Anna Zofia zastygła. W końcu powiedziała spokojnie:
– Ale wy nie jesteście rodziną. Ona ma innego ojca.
Stół zamilkł. Cisza brzmiała głośniej niż krzyki. Szymon zbladł. Spojrzał na rodziców. Wstał:
– Chodźmy, ludzie. Impreza skończona.
Goście rozeszli się. Katarzyna krzyczała na teściową jak nigdy.
– Po co?! Dlaczego teraz? Czego chciałaś osiągnąć?
– Nie chcę odejść z taką tajemnicą. Niech zna prawdę.
– Komu to pomogło?!
Ale tamta milczała.
Od tamtej pory Szymon nie dzwonił do babci. Zrozumiał: rodzice kochali go szczerze. A babcia… przez lata przymilała się do niego, szepcząc przykre słowa o siostrze. Zrozumiał, iż pokrewieństwo to nie krew. I zerwał kontakt.
Ola wyszła za mąż. Zdjęcia wnuczki babcia ignorowała. Na narodziny prawnuczki – ani słowa. Jakub próbował dzwonić – cisza. Pozostała przy swoim: prawdziwe więzy to tylko te z krwi.
Aż pewnego dnia osiemnastoletni Szymon oznajmił:
– Żenię się.
Rodzice oniemieli:
– Za wcześnie!
– Babcia chciała prawnuków – wzruszył ramionami. – Chyba niezbyt jej zależało.
I wtedy Anna Zofia obraziła się na dobre. Czekała na przeprosiny. Nie przyszła choćby na chrzest prawnuka.
Pewnej wiosny Katarzyna ciężko zachorowała. Ledwo doszła do siebie – telefon:
– Anna Zofia w szpitalu, złamała nogę.
Milczała. Wreszcie krótko: „Powiedzcie… iż wpadnę.”
Trzy dni później stała w sali z paczką pierniczków. Babcia odwróciła się do okna.
– Przyniosłam wam miodynki. Zawsze je lubiłaś…
Cisza.
– Tęsknimy.
Tamta, nie odwracając się:
– Szymon jeszcze się gniewa?
– Nie. Chce, żebyśmy znów byli rodziną.
Ze szpitala zabrali babcię do siebie. Wszyscy pomagali. Z początku nieśmiało, potem – codziennie. Nikt nie wracał do przeszłości. Tylko raz, gdy prawnuk podał jej kubek z herbatą, mówiąc:
– Pij, babciu, tu dinozaury pływają – rozpłakała się. Za późno, ale wreszcie – ze szczęścia.