Babcia znów się rozpieściła. Wczesnym rankiem wdarła się do naszej sypialni z krzykami:

newsempire24.com 3 tygodni temu

Tej nocy u nas nocowała teściowa, Zofia Nowak. Od rana wtargnęła do naszej sypialni z krzykiem: Wstawaj, Kinga, widziałaś, co się dzieje w twojej kuchni?! Zerwałam się z łózka, jeszcze w piżamie, serce waliło jak oszalałe. Biegnę korytarzem, w pośpiechu narzucając stary szlafrok, węsząc może coś się pali? A może gaz niezakręcony? W głowie już cały thriller: cegły w ogniu, garnek eksploduje, jakaś inna katastrofa. Wpadam do kuchni, a tam… karaluchy. Cała armia rudych potworów biega po stole, po talerzach, po resztkach kolacji, których nie zdążyłam sprzątnąć wczoraj. Teściowa stoi, ręce w boki, i wierci we mnie wzrokiem, jakbym specjalnie hodowała te robactwo, by ją zszokować.

Kinga, u was zawsze tak? zaczęła, a głos drżał jej z gniewu, Jak tak można żyć? Masz dzieci, męża, a w kuchni karaluchy, jak w jakiejś szopie! Stoję jak rażona piorunem i nie wiem, co odpowiedzieć. No tak, nie posprzątałam po wczorajszym, bo po pracy ledwo nogi za sobą ciągnęłam. Dzieci płakały, mąż, Marek, coś mamrotał o piłce nożnej, a ja marzyłam tylko o rzuceniu się do łóżka. Kto mógł przypuszczać, iż akurat tej nocy te przeklęte karaluchy urządzą sobie paradę? I najważniejsze skąd się w ogóle wzięły? Przecież nie mieszkamy w jakiejś zrujnowanej chałupie, mamy mieszkanie, wszystko czyste. No, prawie czyste.

Zofia Nowak, oczywiście, nie milknie. Za moich czasów, mówi, takich rzeczy nie było! Ja po kolacji wszystko zmywałam, wycierałam, ani jednej okruszyny nie zostawiałam. A ty co? Dzisiejsza młodzież leniwa, tylko w telefonach siedzieć potrafi! Kiwam głową, połykając westchnienie, bo co tu mówić? To nie tylko teściowa to generał w spódnicy, dla niej porządek w kuchni to kwestia honoru. A ja, widocznie, ją zawiodłam. Zaczęłam nerwowo sprzątać: chwytam ścierkę, zmywam karaluchy, przecieram stół, talerze, wszystko, co wpadnie mi w ręce. Teściowa stoi nad ramieniem, komentuje: Tu nie przetarłaś! A co to za plama? Ty nigdy nie myjesz płytek? Ledwo powstrzymuję się, by nie wybuchnąć. Myślę: No, Zofia Nowak, ty też nie święta, pewnie i tobie czasem okruszki zostawały! Ale milczę, bo wiem z nią się nie wygrywa.

Gdy ja walczę z karaluchami, Marek, mój mąż, w końcu wylazł z łóżka. Wchodzi do kuchni, widzi ten cyrk, a zamiast pomóc, tylko się uśmiecha: O, Kinga, może otworzyłaś zoo? Rzucam mu takiego spojrzenia, iż natychmiast zamilkł i poszedł zrobić herbatę. A teściowa tylko w duchu kręci głową: Widzisz, i twój mąż niepoważny. Gdybym ja tak nie dbała o syna, to by się u ciebie zupełnie rozpuścił! No i już, myślę, teraz jeszcze zacznie wykład o wychowaniu mężczyzn. I rzeczywiście siada przy stole, już lśniącym od czystości, i zaczyna: Za moich czasów mężczyzn trzymało się krótko. A wy, młodzi, dajecie im wolność, i co macie? Karaluchy w kuchni, a oni się śmieją!

Słucham, a w głowie jedna myśl: jak przetrwać do wieczora, żeby Zofia Nowak pojechała do domu? Nie żebym jej nie lubiła, to dobra kobieta, ale te jej ataki… To nie tylko karaluchy, to dla niej dowód, iż jestem złą gospodynią, złą żoną, a może i złą matką. A tu ja myję, szoruję, czyszczę, a ona i tak znajdzie coś do przyczepienia. Czy widelec nie tam leży, czy nóż źle umyty. A ja przecież nie jestem ze stali! Mam dwoje dzieci, pracę, cały czas jak wiewiórka w kole, a tu jeszcze karaluchy urządziły sobie wesele. I najważniejsze, skąd one? Może od sąsiadów? W bloku stare rury, piwnica wilgotna, więc pewnie się tu rozpanoszyły.

W końcu skończyłam sprzątać, kuchnia lśni jak w reklamie środka czystości. Teściowa zdaje się trochę ucichła, ale i tak rzuca: Trzeba, Kinga, dbać o porządek. To przecież twój dom, twoja rodzina. jeżeli nie ty, to kto? Kiwam głową, uśmiecham się przez łzy, a w środku krzyczę: Daj mi już spokój! Marek, widząc mój stan, w końcu interweniuje, zabiera mamę na spacer, żebym choć trochę odetchnęła. A ja siadam przy stole, patrzę na tę idealnie czystą kuchnię i myślę: czy naprawdę jestem tak złą gospodynią? Może Zofia Nowak ma rację, może robię coś nie tak? Ale wtedy przypominam sobie, iż rodzina to nie idealna kuchnia, a miłość to nie tylko lśniące talerze…

Idź do oryginalnego materiału