Gdy babcia dowiedziała się, iż wnuk chce ją wyrzucić z mieszkania, sprzedała je bez żalu.
Po co brać kredyt hipoteczny, skoro można poczekać, aż babcia umrze, i dostać jej mieszkanie? Właśnie tak myślał kuzyn mojego męża, Krzysztof. Ma żonę Bożenę i trójkę dzieci, a cała ich rodzina żyje w oczekiwaniu na spadek. Nie chcą wiązać się z pożyczkami, wolą marzyć o dniu, gdy babcine mieszkanie w końcu do nich trafi. Tymczasem mieszkają u matki Bożeny w ciasnym dwupokojowym mieszkaniu w Gdyni, nad morzem, i widać, iż to życie ich męczy. Krzysztof i Bożena coraz częściej szepczą, jak by tu „załatwić sprawę” z babcią.
A babcia, Wanda Stanisławówna, to prawdziwy miodzio. Mając siedemdziesiąt pięć lat, tryska energią, żyje pełnią życia i nie narzeka na zdrowie. Jej dom w centrum Gdyni zawsze jest otwarty dla przyjaciół, opanowała telefona, chodzi na wystawy, odwiedza teatry, a czasem choćby pozwala sobie na lekki flirt na dancingach dla seniorów. Jakby promieniała, a jej życie to przykład tego, jak można cieszyć się każdym dniem. Ale dla Krzysztofa i Bożeny to nie powód do dumy, tylko źródło irytacji. Mieli dość czekania.
W końcu ich cierpliwość pękła. Postanowili, iż Wanda Stanisława ma przepisać mieszkanie na Krzysztofa, a sama ma się przeprowadzić do domu spokojnej starości. choćby nie ukrywali swoich zamiarów, twierdząc, iż „będzie tam lepiej”. Ale Wanda Stanisława nie jest z tych, którzy się poddają. Stanowczo odmówiła, co roznieciło prawdziwą burzę. Krzysztof wpadł w szał, krzyczał, iż jest „samolubna” i „powinna myśleć o wnukach”. Bożena dolewała oliwy do ognia, sugerując, iż babcia „za długo już żyje”.
My z mężem, gdy się o tym dowiedzieliśmy, byliśmy w szoku. Wanda Stanisława zawsze marzyła o podróży do Indii — żeby zobaczyć Tadż Mahal, poczuć zapach przypraw, pospacerować po uliczkach Delhi. Zaproponowaliśmy jej, żeby się do nas przeprowadziła, wynajęła swoje mieszkanie i odkładała na marzenie. Zgodziła się, i niedługo jej przestronne trzypokojowe mieszkanie w centrum miasta zaczęło przynosić zysk. Krzysztof i Bożena, gdy się o tym dowiedzieli, urządzili ogromną awanturę. Uważali, iż mieszkanie należy się im, i żądali, żeby babcia ich tam wpuściła. Oskarżyli choćby mojego męża, Marka, iż „zmanipulował” babcię dla spadku. Krzysztof posunął się do tego, iż zażądał pieniędzy z wynajmu, nazywając je „swoją słuszną częścią”. Odpowiedzieliśmy, iż to się nie stanie, i koniec.
Bożena zaczęła nachodzić nas niemal codziennie. Raz sama, raz z dziećmi, raz z jakimiś dziwnymi prezentami. Dopytywała się, jak się miewa babcia, ale widzieliśmy prawdziwy powód — ona i Krzysztof wciąż liczyli, iż Wanda Stanisława niedługo „odejdzie” i zostawi im spadek. Ich chciwość i bezczelność były porażające.
Tymczasem Wanda Stanisława uzbierała już wystarczająco pieniędzy i poleciała do Indii. Wróciła rozpromieniona, z walizką pełną historii i zdjęć. Zaproponowaliśmy jej, żeby się nie zatrzymywała: sprzedała mieszkanie i kontynuowała podróże, a na starość żyła z nami w spokoju i cieple. Zastanowiła się i zdecydowała. Jej duże mieszkanie poszło za dobrą cenę, a z uzyskanych pieniędzy kupiła małą, przytulną kawalerkę na obrzeżach Gdyni. Resztę środków ulokowała w nowe przygody.
Wanda Stanisława objechała Hiszpanię, Austrię i Szwajcarię. W Szwajcarii, podczas wycieczki nad Jeziorem Genewskim, poznała Francuza o imieniu Jean. Ich romans był jak z filmu: w wieku siedemdziesięciu pięciu lat wyszła za niego za mąż! My z Markiem polecieliśmy na ślub do Francji i to było niesamowite — widzieć ją w białej sukni, otoczoną kwiatami i uśmiechami. Wanda Stanisława zasłużyła na to szczęście. Całe życie pracowała, wychowywała dzieci, pomagała wnukom, a teraz wreszcie żyje dla siebie.
Krzysztof, gdy dowiedział się o sprzedaży mieszkania, wpadł we wściekłość. Domagał się, żeby babcia oddała mu kawalerkę, twierdząc, iż „jej i tak wystarczy”. Jak planował tam pomieścić piątkę — to zagadka. Ale nas to już nie obchodzi. Cieszymy się, iż Wanda Stanisława znalazła swoje miejsce pod słońcem. A Krzysztof i Bożena? Ich historia przypomina, iż bliscy czasem pokazują prawdziwą twarz, gdy w grę wchodzą pieniądze.