— A mnie to wszystko jedno! — Zosia przeszła się po pokoju, wymachując rękami. — Mamo, ile jeszcze można to znosić? Moje koleżanki już się ze mnie śmieją!
— Mamo, znowu cieknie! Znowu! — krzyknęła Zosia, wyskakując z łazienki z mokrymi włosami i ręcznikiem w dłoniach. — Mówiłam, iż z tym mieszkaniem coś jest nie tak!
— Cicho bądź! Sąsiedzi usłyszą! — syknęła Wanda Nowakowska, rzucając ścierkę i biegnąc do córki. — Gdzie cieknie?
— Wszędzie! Z kranu, z prysznica, spod umywalki już kałuża! — Zosia wymachiwała rękami, rozchlapując wodę po korytarzu. — Mówiłam! Mówiłam, iż nie trzeba było wiązać się z tym ruinem!
Wanda Nowakowska w milczeniu weszła do łazienki, spojrzała na wodę rozlewającą się po podłodze i ciężko usiadła na taborecie. Miesiąc temu przeprowadziły się do tego dwupokojowego mieszkania w centrum Poznania, sprzedając swój dom na obrzeżach. Wydawało się, iż życie wreszcie się ułoży — blisko praca, sklepy, przychodnia. A teraz…
— Mamo, co ty siedzisz? Trzeba coś zrobić! — Zosia stała w drzwiach, otulona w szlafrok.
— A co mamy zrobić? — zmęczonym głosem odparła Wanda. — Hydraulika znów wzywać? Za nasze pieniądze? To już trzeci raz w tym miesiącu.
— Może porozmawiać z właścicielką? Niech ona płaci, to przecież jej mieszkanie!
— Już rozmawiałam. Mówi, iż to nasza wina, iż nieumiejętnie korzystamy z instalacji. A jak można „nieumiejętnie” używać kranu? — Wanda wstała, zaczęła zbierać wodę ścierką. — Idź jeść śniadanie, spóźnisz się do pracy.
— Jakie śniadanie? Kuchenka znowu nie działa! — oburzyła się Zosia. — Wczoraj pół wieczoru męczyłam się, żeby ugotować kaszę. A dziś w ogóle się nie włącza.
Wanda tylko westchnęła. Kuchenka faktycznie kaprysiła od pierwszego dnia, ale właścicielka, Barbara Kowalska, zapewniała, iż działa, tylko trzeba się przyzwyczaić. Przyzwyczaić do tego, iż palniki włączają się co drugi raz, a piekarnik działa, jak ma ochotę.
— Dobra, skoczę do Kasi, poproszę, żeby zagotowała wodę na herbatę — burknęła Zosia, wciągając dżinsy.
— Nie biegaj po sąsiadach! — zatrzymała ją matka. — Już i tak wstyd. Wczoraj u Kasi prosiłyśmy o masło, przedwczoraj o sól. Pomyślą, iż jesteśmy żebraczkami.
— No to co? Mamy iść głodne do pracy?
Wanda spojrzała na córkę i poczuła, jak do gardła podchodzi jej znajomy gul. Po co w ogóle zgodziły się na ten wyjazd? W swoim domu problemów było mniej, żyło się spokojnie, nikomu nie zawracały głowy. A tu każdego dnia nowa niespodzianka.
Zosia wyszła do pracy głodna i zirytowana, a Wanda została, żeby uporać się z potopem w łazience. Wytarła wodę, próbowała dokręcić krany — bez skutku. Cienki strumyczek wciąż sączył się spod zaworu.
Telefon zadzwonił, gdy właśnie zamierzała zadzwonić po hydraulika.
— Wanda Nowakowska? To Barbara Kowalska. Jak leci? Nie narzekacie?
— No cóż — zaczęła ostrożnie Wanda — znowu mamy problem z hydrauliką…
— Znowu? — przerwała właścicielka. — Co wy tam robicie z moim mieszkaniem? Przecież mówiłam, trzeba ostrożnie!
— Nic nie robimy. Po prostu odkręcamy i zakręcamy krany, jak należy.
— No to po co co tydzień wzywacie hydraulika? Może coś zniszczyłyście? Ciężkie rzeczy upuściłyście?
Wanda zaci