Życie w cieniu niewypowiedzianych emocji

twojacena.pl 6 godzin temu

„Życie z uczuciem niedopowiedzenia”

— Mamo, gdzie są moje pluszaki? — Kinga gwałtownie rozejrzała się po pokoju, który w jedno poranne sprzątanie zmienił się z przytulnego gniazdka w sterylne pomieszczenie. — Na półce stały też moje zabawki z Kinder-niespodzianek, ich też nie widzę!

— Kinga, oddałam je cioci Hani. Ma taką śliczną wnuczkę, prawdziwy słodziak. Ciocia mówiła, iż jej Małgosia cały ranek nie odstępuje paczki z twoimi zabawkami — dobiegł głos mamy z kuchni.

— Co? Żartujesz? Mamo, to moje rzeczy! Moje zabawki! — ze łzami w oczach Kinga wpadła do kuchni, podnosząc głos.

— Boże, dorosła panna, a ryczy przez jakieś błahostki. Oddałam je cioci Hani, niech choć ktoś się nimi bawi. U ciebie tylko zbierały kurz. Czy ty w siedemnastce będziesz się bawić jak małe dziecko? I przestań już, wygląda to tak, jakbym ci cały pokój podarowała!

— To się nie zdziwię, jeżeli następnym razem tak zrobisz! Wrócę, a mój pokój zajmie jakaś wnuczka czy córka twojej koleżanki! — w gniewie krzyknęła Kinga i wybiegła do przedpokoju.

I tak było zawsze. Kinga od piętnastego roku życia dorabiała, żeby nie prosić mamy o pieniądze na ubrania czy kosmetyki. Gdy tylko kupiła z pierwszej wypłaty sweter i dżinsy, mama natychmiast zrobiła przegląd jej szafy i wyniosła stamtąd cały worek „niepotrzebnych” rzeczy.

— Teraz zarabiasz, a sąsiadka z drugiego piętra ledwo wiąże koniec z końcem. Widziałaś, jak żyją. Żal ci? — z wyrzutem powiedziała mama, gdy Kinga godzinę szukała ulubionej koszulki.

— Mamo, tak nie można! To. Moje. Rzeczy! Powinnaś mnie chociaż zapytać!

— Ja ci nic nie powinnam, a ty, niewdzięcznica, nie masz prawa do mnie się odzywać w ten sposób! Wszystko ci kupowałam za własne pieniądze — odparowała mama.

„Czy ona tego nie rozumie?” — myślała Kinga, siedząc przed półpróżnym szafą. — „Jak można tak po prostu oddać czyjeś rzeczy?”

Następnego dnia wróciła ze szkoły i zobaczyła pustą półkę na książki. Zniknęła seria, którą kolekcjonowała od czwartej klasy.

— Mamo, dostałam je od babci! Nie ty je kupiłaś! Dlaczego to robisz? — znów płakała Kinga.

— I tak ich nie czytasz, co za różnica? Tylko kurz zbierały. To książki dla dzieci, jesteś już dorosła. I tak byśmy je zawieźli na działkę i spalili w piecu — mówiła mama, jakby to było oczywiste.

— To nie ma znaczenia! To moje rzeczy! Zadzwoń do tej swojej koleżanki i każ jej je oddać!

— Oszalałaś? Wstyd! Do nikogo nie dzwonię. Nie wiem, jak cię taką wychowałam. Skąpa i drobiazgowa jak twój ojciec. On też wszystko liczył, a ty taka sama.

Mama nigdy nie przyznała się, komu oddała książki Kingi. Od tamtej pory dziewczyna kupowała tylko niezbędne rzeczy, odmawiała prezentów od mamy, by uniknąć wyrzutów. Czasopisma i książki, których jeszcze nie rozdano, zawiozła do babci. Nowe rzeczy chowała wyłącznie na swoją półkę, uprzedzając mamę: „Nie ruszaj!”. Mama obrażała się i milczała przez dni. „Doprowadziłyśmy do tego, iż liczymy szmaty. Zaraz każdy będzie sobie sam jedzenie kupował?” — rzucała i zamykała się w sobie.

Ostateczną kroplą było zniknięcie ulubionych zabawek. Gdy odkryła, iż mama oddała je cioci Hani, Kinga nie wytrzymała. Wiedziała, gdzie mieszka przyjaciółka mamy, i mimo „wstydu” pobiegła po swoje rzeczy. „Niech myślą, co chcą. Nie pozwolę rozdawać moich rzeczy” — była gotowa na kłótnię z całym światem.

— Kinga! Gdzie?! — krzyknęła mama za nią. — Nie waż się iść do Hani i mnie kompromitować!

Ale Kinga już nie słuchała. Dla innych to były zwykłe zabawki, dla niej — cały świat.

Zapukała do drzwi. Otworzyła sześćdziesięcioletnia kobieta. Ciocia Hania znała rodzinę od lat. Kiedyś pomogła mamie znaleźć pracę po rozwodzie, czasem opiekowała się małą Kingą.

— Kinga, co się stało? — zaniepokoiła się Hanna.

— Witam… Nie, nic takiego… A adekwatnie nie — zawahała się Kinga, czując, jak oblewa ją gorący wstyd. Resztki pewności siebie zniknęły. Czy na pewno postępuje słusznie? Może powinna pogodzić się z utratą zabawek?

— Nie stój w progu. Wejdź, spokojnie porozmawiamy — ciocia Hania zaprosiła ją do środka.

Kinga weszła i nie zdejmując butów, usiadła na ławeczce w przedpokoju.

— Ciociu… Mama dziś rano dała ci paczkę z moimi zabawkami…

— Ach, tak! Dziękuję! Małgosia uwielbia pluszaki. Właśnie chciałam ci coś oddać w zamian, myślałam, iż mama wpadnie. Ale skoro jesteś, to zaraz przyniosę — Hania odwróciła się, ale Kinga ją zatrzymała.

— Ciociu, proszę zaczekaj — głos Kingi zadrżał. — Strasznie się wstydzę, iż przychodzę z taką prośbą. Mama pewnie będzie zła, ale… chciałabym je odzyskać.

Hania spojrzała na nią zaskoczona:

— Ale już je Małgosi oddałam. To trochę niezręczne.

— Wiem, jak to wygląda. I strasznie mi wstyd. Nie chcę wszystkiego, tylko dwa… Ciociu, mama mnie nie spytała. Gdyby zapytała, sama bym wybrała i dała, naprawdę! Ale tam był stary miś, brązowy, i ta szydełkowa lalka, wielkości dłoni. To nie są zwykłe zabawki. Tata mi je dał, zanim… oni z mamą się rozstali. Są dla mnie ważne — Kinga rozpłakała się nagle, zakrywając twarz dłońmi.

— Boże, dzieciątko — ciocia Hania uklękła przy niej i mocno przytuliła. — Myślałam, iż ci niepotrzebne, tak mama mówiła. Wzięłam je bez złych intencji!

Łzy Kingi nie ustawały.

— No dobrze, chodź — Hania wstała z wysiłkiem, wzięła ją za rękę i zaprowadziła do kuchni. — Zaparzę świeżą herbatę, uspokoisz się, pogadamy, a potem zdecydujemy, co z zabawkami.

Kinga trzymała gorący kubek, wpatrując się w ciemnobrązowy napar. Przypomniała sobie tatę. Po rozwodzie mama zabroniła im się widywać, a w te rz— Wiesz, Kingu — powiedziała cicho ciocia Hania, podając jej chusteczkę — pamięć o tych, których kochamy, bywa krucha jak porcelanowa filiżanka, ale jeżeli o nią dbamy, może przetrwać całe życie.

Idź do oryginalnego materiału