Zachęcona zwiastunem filmu „Na twoim miejscu”, który właśnie wchodzi do kin, postanowiłam zrobić eksperyment. W komedii Kasia (Paulina Gałązka) i Krzysiek (Miron Jagniewski) zamieniają się ciałami. Skutek jest taki, iż przez kilka tygodni muszą żyć życiem tego drugiego… A ponieważ wcielają się w postać swojego partnera, to właśnie daje im kompletnie nową perspektywę, by zrozumieć postawy, uczucia i kłopoty „drugiej połówki”. Wprawdzie my nie jesteśmy teraz z mężem (jak bohaterowie filmu) w kryzysie, ale i tak dzięki naszemu eksperymentowi dowiedzieliśmy się sporo o sobie nawzajem.
Scenariusz na eksperymentalną sobotę
Na dzień naszego eksperymentu wybraliśmy sobotę. Zwykły dzień powszedni kompletnie nie wychodził w grę, bo jednak szaleństwem byłoby iść do nie swojej pracy. Nasz scenariusz na „eksperymentalną sobotę” był taki, iż rano – dla odmiany – to ja wychodzę z dzieciakami na spacer, a Marek sprząta i przygotowuje obiad. Dosyć stereotypowo …Tu zakładaliśmy, iż nie wydarzą się jakieś szczególne trudności, bo choć zwykle działamy na odwrót, to jednak każde z nas umie iść na plac zabaw i ugotować rosół (chyba)…
Ale już godzina 15.00 miała być kulminacją naszego eksperymentu, ponieważ zdecydowaliśmy się zrobić coś, czego nie lubimy i od zawsze unikamy. Mąż miał pojechać z dziećmi do mojej mamy w odwiedziny, bo ona bardzo się stęskniła za wnukami. Ja natomiast miałam oddać samochód na przegląd. Serio, nie znoszę tego, ponieważ to nie moja bajka, a mechanicy od zawsze widzą we mnie frajerkę, którą można postraszyć milionem kosztownych napraw, które przyprawiają mnie o zawrót głowy i doprowadzają do ataków paniki.
Mój mąż natomiast, serio, nie przepada za teściową, ponieważ uważa, iż jest narzekaczką, która widzi świat czarno-biało i jak złapie „wolnego słuchacza” nawija godzinami o wyimaginowanych chorobach. A wystarczyłoby znaleźć sobie jakieś nowe zajęcie…Dlatego Marek unika mojej matki jak ognia. A gdy zmuszony musi zrobić coś dla niej albo z nią – zapada w jakąś katatonię, którą ja uznaję za ignorowanie mojej matki i brak starań wobec niej. jeżeli nie zwykłe chamstwo. Przyznaję, często na kłócimy się o to. Tu jednak musiał wejść w moją skórę, co oznaczało nie tylko wielki szacunek wobec tego, co w życiu przeszła, ale i … sympatię.
Wieczór postanowiliśmy zakończyć rozmową, a faktycznie – graniem w karty. Ale nie takie zwykłe, tylko autorstwa Oli Potykanowicz, która jest psycholożką i wymyśliła znakomitą rzecz: „Dobre pytanie”. Ale po kolei…
Spacer, czyli względna katastrofa
Na początek okazało się, iż to dzieci nie lubią zmian i okropnie oponują, by iść na spacer ze mną. Byłam wykończona, bo przy drzwiach odbywały się dantejskie sceny. „Nie te buty! Bez szalika!”, krzyczały, manifestując swoje niezadowolenie. Ja z kolei podczas spaceru byłam na początku podekscytowana.
„Pójdziemy w miejsce, którego nie znacie!”, zaproponowałam.
„Nieee!”, krzyczały chórem.
Okazuje się, iż mój syn i córka kochają powtarzalność i przewidywalność swoich zabaw – czym mocno przyhamowały mój zapał. Cóż, mogłam się tego spodziewać.
Kiedy wróciliśmy na obiad, mąż jeszcze gotował i był w doskonałym humorze! Dzieci dopadły do kuchni, a tam taki obrazek: na każdym palniku coś dymi, mąż tańczy, muzyka gra na maksa, a mieszkanie – zero – nic nieposprzątane!
„Stary, ale to miał być zwykły rosół”, krzyknęłam. A on, iż kombinuje coś z trzech dań, bo fajnie się gotuje samemu w kuchni… Generalnie ok ale okazuje się, iż mężczyźni mają wyłączoną funkcję – multitasking: jak robią jedną rzecz, druga czeka. Sama musiałam odkurzyć mieszkanie, włożyć naczynia do zmywarki, bo mąż, uwaga: „serio się napracował i zwyczajnie potrzebowął chwilę odetchnąć”.
Warsztat, czyli wszystko po staremu
„Wjechać pani na kanał?” – usłyszałam pytanie w warsztacie. Poradzę sobie!”, odkrzyknęłam.
Zrobiłam to, a potem było jak zwykle. Czyli pan mechanik się mądrzył. Gadał, iż nie może podpisać przeglądu, bo to i tamto. Ostatecznie wróciłam do domu, bo zapomniałam zabrać ze sobą papierów do instalacji gazowej. Ale za usługę zapłacić musiałam. Byłam wściekła.
Kiedy mąż zapytał, jak mi poszło i zdecydowałam się przyznać, iż nic nie załatwiłam – jestem pewna, iż celowo i złośliwie mi nie przypomniał o papierach. Licząc, iż on również poniósł fiasko podczas wizyty u mojej mamy, zadzwoniłam do niej. A tu o dziwo mama cała w skowronkach, iż Mareczek był cudowny, bo zajrzał do jej laptopa i zrobił coś „magicznego”, iż teraz wszystko jej śmiga. „Ale czy był gburowaty? Czy był milczący? Czy ignorował?”, dopytywałam, ale kompletnie na to nie reagowała, bo właśnie zaproponował, iż zagrają w kości
Wieczorem – czas na wnioski
Nie wiem, czy potrafilibyśmy pogadać, gdyby nie karty „Dobre pytanie”. One są cudowne, bo otwierają głowę. Kiedy wyciągnęłam kartę i przeczytałam „Co cię dziś zaskoczyło?”, o dziwo, odpowiedziałam, iż obiad męża. „Kochanie, przy stole to jednak było jak w restauracji. Świetny makaron z sosem pomidorowym i totalna odmiana!” – wypaliłam.
A po cichu jeszcze sobie pomyślałam, iż fajna była ta zamiana, bo złamała naszą sobotnią rutynę. I choć złościł mnie fakt bałaganu w domu, to jednak czuję się wyrwana z tego galopu codzienności. A potem postanowiłam powiedzieć to na głos. No bo przecież po coś był ten eksperyment. Mój mąż jest kochany, bo powiedział: „Zobacz, jak się wieczorem trochę przygasi światło, to jednak tego bałaganu nie widać. Przytulnie tu u nas się robi!” Przyznaję, iż ma rację.
Ale już w niedzielę…
Wstałam cała w skowronkach, bo mieliśmy fantastyczny seks o poranku. Nie wiem, czy to za sprawą samego eksperymentu, czy naszego nastawienia…ale w niedzielę to nigdy tak u nas nie było! A potem zjedliśmy niespieszne śniadanie. A potem to już bałagan mnie wkurzył i zarządziłam sprzątanie. Mąż odkurzał, podśpiewując. Dzieci w niedzielę nie poszły na spacer wcale. Trudno! Na koniec chcę powiedzieć słowo od Mirona Jagniewskiego (gra Krzyśka w „Na twoim miejscu”), który twierdzi, iż ta komedia „delikatnie terapeutyzuje”. Postanowiliśmy więc iść do kina, by zobaczyć, co tak naprawdę przydarzyło się tej parze…