Znalazłem małego chłopca płaczącego i bosego na parkingu w Warszawie… ale nikt nie wiedział, kim jest

polregion.pl 3 dni temu

Znalazłem małego chłopca płaczącego przy starym czarnym maluchu na parkingu przy centrum handlowym w Poznaniu. Był boso, jego stópki brudne od asfaltu, a drobne palce wczepione w klamkę, jakby wierzył, iż auto nagle się otworzy, jeżeli tylko będzie płakał wystarczająco głośno.
Rozejrzałem się nikogo w pobliżu nie było. Ani rodziców, ani opiekunów. Żadnego śladu.
Przysiadłem obok niego.
Hej, mały, gdzie twoja mama? Albo tata?
Chłopiec zaszlochał jeszcze głośniej.
Chcę wrócić do środka!
Do jakiego środka? spytałem łagodnie.
Wskazał na samochód.
Do bajki! Chcę wrócić do bajki!
Pomyślałem, iż może chodzi o kino w galerii, ale gdy spróbowałem otworzyć drzwi, były zamknięte. W środku pusto ani fotelika, ani zabawek. Nic.
Wziąłem go na ręce i ruszyłem w stronę kina, pytając, czy ktoś go tu przyprowadził. Pokręcił głową.
Mój drugi tata.
Zamarłem.
Drugi tata?
Skinął.
Ten, który nie mówi ustami.
Zanim zdążyłem dopytać, podjechał ochroniarz na elektrycznym wózku. Wytłumaczyłem sytuację.
Przeszukaliśmy całe centrum strefę gastronomiczną, plac zabaw, punkt ochrony. Każdy rodzic, którego pytaliśmy, tylko wzruszał ramionami: Nie znam go.
W końcu sprawdziliśmy nagrania z monitoringu.
I wtedy wszystko stało się dziwne.
Nie było żadnego nagrania, gdzie ktoś przyprowadzał chłopca. Po prostu pojawił się znikąd.
Na jednym ujęciu pusty parking.
Na następnym już tam stał, boso, przy maluchu.
Wtedy ochroniarz wskazał ekran.
Zobacz jego cień.
Pochyliłem się.
Cień chłopca trzymał czyjąś dłoń.
Zdrętwiałem. Na nagraniu chłopiec patrzył w kamerę, ale jego cień był nienaturalnie długi, jakby należał do kogoś znacznie wyższego. I wyraźnie widać było, iż trzyma rękę niewidzialnej osoby.
Ochroniarz cofnął się blady.
To może błąd obrazu? szepnąłem, choć sam w to nie wierzyłem.
Nie odpowiedział.
Chłopiec spokojnie patrzył na ekran.
On wrócił, powiedział cicho.
Kto wrócił?
Spojrzał na mnie.
Mój drugi tata.
Wyciągnął rączkę, dotykając swojego cienia na monitorze. Potem odwrócił się i wyszedł.
Wtedy światło zgasło.
Klimatyzacja ucichła, światła migotały. W ciszy rozległ się metaliczny zgrzyt gdzieś w korytarzu.
Chłopiec uśmiechnął się.
Znalazł mnie.
Rzuciliśmy się za nim, ale on już wychodził, spokojny, jakby szedł za kimś, kogo tylko on widział.
Biegłem, ale w korytarzu nie było po nim śladu.
Tylko ten stary maluch, stojący na niedozwolonym parkingu, z lekko uchylone

Idź do oryginalnego materiału