**Trudna decyzja**
– Babciu, nie chcę tej kaszy – szepnął Kacper, odpychając talerz, nie spuszczając wzroku z Bogumiły.
Tak samo robiła kiedyś jej córka. jeżeli nie miała ochoty na zupę czy kaszę, powoli przesuwała talerz, aż ten spadał na podłogę. Skąd on to zna? Przecież nie mógł tego widzieć, nie mógł tego pamiętać. Dorosła Wioletta nigdy tak nie postępowała. Czyżby to były geny?
Małą córkę Bogumiła beształa, ale na Kacpra nie potrafiła się gniewać.
– Stop! – zatrzymała go, zanim talerz znalazł się na skraju stołu. – Nie chcesz, nie jedz. Wypij herbatę.
– A cukierka można? – spytał Kacper.
– Cukierka nie. Zjadłeś już jednego przed śniadaniem i zepsułeś sobie apetyt. Do obiadu nic słodkiego.
– No babciu-u-u – zaszlochał chłopiec.
W oczach Kacpera pojawiły się łzy, usta wykrzywiły się w grymasie. Mały urwis doskonale wiedział, jak na nią działają jego łzy, i bezlitośnie to wykorzystywał.
*„Płacze zupełnie tak samo jak Wioletta w dzieciństwie”* – pomyślała z goryczą Bogumiła, gotowa już ulec. Ale w tej chwili zadzwonił dzwonek.
– Weź sobie ciastko – rzuciła, wychodząc z kuchni.
– Nie chcę ciastka! – kapryśnie krzyknął jej za plecami.
Bogumiła otworzyła drzwi. Na progu stał Łukasz, jej zięć i ojciec Kacpra.
– Dzień dobry, Bogumilo Stanisławo. Jak zawsze pięknie wygląda pani – uśmiechnął się.
Było jej miło, ale odpowiedziała chłodno:
– Dziękuję. Wchodźcie.
– Tato! – do przedpokoju wpadł Kacper.
Łukasz schylił się i przytulił syna, unosząc go w górę.
– Ależ urośliście! Jakie ciężkie nosisz buty – w oczach mężczyzny malowała się czułość.
– A co mi przywiozłeś? – spytał Kacper, lekko odsuwając się od ojca.
– A ty dobrze się zachowywałeś? Słuchałeś babci? Nie broiłeś? – Łukasz spojrzał na Bogumiłę. Kobieta milczała, odwracając wzrok.
– No, gadaj, co nabroiłeś? – potrząsnął synkiem Łukasz.
– Nie zjadłem kaszy. W przedszkolu mnie ukarali, bo pobiłem się z Kubą. To nie moja wina, to on pierwszy zaczął! Popchnął mnie i zabrał mi samochodzik. Ja mu oddałem. Ukarali mnie, a jego nie.
– Niesprawiedliwie – pokiwał głową Łukasz.
– Kacper, idź do pokoju. Muszę porozmawiać z tatą.
Łukasz postawił syna na podłodze, sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął zabawkę. Zadowolony chłopiec pobiegł do swojego pokoju. Łukasz wszedł za Bogumiłą do kuchni, usiadł przy stole. Kobieta zabrała talerz z niedojedzoną kaszą i stanęła przy zlewie.
– Ten Kuba ma taką matkę… Wysłuchałam dziś tyle niemiłych słów pod swoim adresem. Domagała się, żebym ukarała Kacpra. Ale Kuba sam zaczepia dzieci, a potem skarży. Dzieci się czasem biją, to normalne. Ale nie powinieneś zachęcać Kacpra, by oddawał – powiedziała z wyrzutem Bogumiła.
– Jestem pani tak wdzięczny, Bogumilo Stanisławo, iż zajmuje się pani moim synem. Sam bym nie dał rady.
– Jak mogłabym odmówić? Jestem jego babcią – odparła.
Bogumiła doskonale zdawała sobie sprawę, iż trochę kokietuje. Tak, Kacper był jej wnukiem, ale wyglądała raczej na jego matkę niż babcię.
– Bogumilo Stanisławo, może jednak zatrudnimy nianię? – Łukasz zawsze zwracał się do niej per „pani”, podkreślając jej status. Kobieta zmarszczyła brwi.
– Co pan mówi? – Bogumiła rzuciła szybkie spojrzenie na Łukasza.
Mężczyzna przyglądał się jej. Kobieta zawsze wyczuwa zainteresowane spojrzenie mężczyzny. Było jej zarówno miło, jak i niezręcznie.
Odwróciła się do zlewu, bez powodu odkręciła wodę i natychmiast zakręciła kran. *„Boże, denerwuję się. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby to zauważył”*. Znów się do niego odwróciła, krzyżując ręce na piersi.
– Żadnej niani. Myśli pan, iż obca kobieta zajmie się pańskim synem lepiej niż ja? I nie chcę o tym słyszeć.
– Ale wymaga dużo uwagi. Mogłaby pani w końcu zadbać o siebie… – Łukasz zająknął się i odkaszlnął.
– Pan też mógłby.
Spojrzeli na siebie i gwałtownie odwrócili wzrok.
Nigdy nie rozumiała, co mężczyzna taki jak Łukasz znalazł w jej lekkomyślnej i kapryśnej córce. Był od Wioletty starszy o piętnaście lat i lepiej pasował wiekiem do Bogumiły niż do jej córki.
Ale kochał Wiolettę, tego była pewna. choćby trochę zazdrościła córce. Kiedy Wioletta oznajmiła, iż wychodzi za mąż, Bogumiła oczywiście próbowała ją odwieść.
– On jest od ciebie starszy, bardziej doświadczony, a ty jesteś jeszcze dzieckiem. Co was może łączyć?
– Mamo, kochamy się. Nie jestem dzieckiem, mam dwadzieścia lat. jeżeli mi nie pozwolisz, ucieknę z domu. I tak wyjdę za niego. A ty po prostu mi zazdrościsz – Wioletta ukłuła matkę.
– Nie spiesz się, poznajcie się lepiej – Bogumiła miała nadzieję, iż w tym czasie Łukasz się rozczaruje i zrezygnuje. – Lepiej pasowałby ci rówieśnik.
– Oni są nudni. Powiedz, gdyby Łukasz spotkał najpierw ciebie, nie wyszłabyś za niego? – podstępnie spytała Wioletta.
*„Nawet nie wie, jak bardzo ma rację”*, musiała przyznać Bogumiła.
Próbowała przemówić do rozsądku także Łukaszowi, odradzić małżeństwo z córką. Był dorosły, po co mu taka młoda żona, która nic nie umie.
– Nauczy się. Szaleńczo kocham twoją córkę. Będzie szczęśliwa, wierz mi – mówił Łukasz, a Bogumiła nie wątpiła, iż mówi prawdę.
Wioletta i Łukasz wzięli ślub. Oczywiście córka rzuciła studia, bo natychmiast zaszła w ciążę. Starała się być dobrą żoną. Dzwoniła do matki kilka razy dziennie, pytała, jak ugotować barszcz, jak zrobić kotlety, co dodać do naleśników, żeby były cI w końcu, gdy zrozumiała, iż życie jest zbyt krótkie, by marnować je na wątpliwości, Bogumiła przytuliła się do Łukasza i szepnęła: “Dobrze, spróbujmy być szczęśliwi – dla Kacpra, dla nas”.